wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 27


Boże, już? Spojrzałam na zegarek, rzeczywiście 6.30. Trzeba było się zbierać, o 8.30 zaczyna się akademia. Niechętnie wstałam z łóżka, było takie ciepłe, wychodząc spod kołdry poczułam chłód. Aż chciało się wrócić do łóżka. Mądra ja ,zostawiłam wczoraj otwarte okno, po tym jak wyrzuciłam bransoletkę od Iwana. Mądrze, bardzo mądrze. Zamknęłam je szybko i opatuliłam się po same uszy szlafrokiem. Ruszyłam do kuchni, tam było już zdecydowanie cieplej. Wzięłam się za robienie śniadania, postawiłam dzisiaj na musli z bananem i mlekiem. Gdy wyjmowałam mleko z lodówki do kuchni przyszedł zaspany Alek.

-Zabieram się za śniadanie. Zrobić ci? – uśmiechnęłam się.

-Musli? – zapytał zdezorientowany – Żeby się najeść, musiałbym takich 5 talerzy chyba zjeść – zaśmiał się i wyjął jajka z lodówki – Ja tam sobie jajecznicę zrobię.

-Jak tam chcesz – blado się uśmiechnęłam i zaczęłam mozolnie jeść moje śniadanie wpatrując się w nie.

-Znowu się smucisz? Zawsze byłaś taka wesoła..- podszedł do mnie i usiadł na taborecie.

-Nie smucę, rozmyślam – poprawiłam go i rzuciłam najszczerszy uśmiech jaki w tej chwili mogłam zrobić.

-Jak masz jakieś kłopoty to mów – wstał z taboretu i ruszył w kierunku kuchenki.

-Mam jeden… - odwrócił się i uważnie mi się przyjrzał. – Tylko patrz na patelnię, ciołku bo Ci się jajka spalą – zaśmiałam się.

-No okej, okej – powiedział szybko ale dalej się na mnie patrzył. Ja go czasami nie ogarniam.

-Zbyszek coś o mnie wspominał może? – zapytałam niewinnie, bałam się jego reakcji i tego co mi odpowie. Bo w zasadzie pytanie, które mu zadałam brzmiało jakbyśmy ze Zbyszkiem nie byli parą. A przecież nią jesteśmy.

-Nie, nic mi nie mówił. Wiesz, cały czas trenuję i zbytnio nawet nie mamy kiedy się na piwku spotkać, oczywiście bezalkoholowym – wyszczerzył się. Czyli Zbyszek, nie tylko dla mnie nie ma czasu. Trzeba nadrobić ten czas, zabiorę go gdzieś, zrobię kolację. Moje rozmyślania przerwała jednak mocna woń spalenizny. No tak, Alek spalił jajka.

-Daj to ,dziecko – wyszczerzyłam się i odebrałam od niego patelnię. Od nowa zrobiłam mu pyszną jajecznicę ze szczypiorkiem ,a starą wyrzuciłam. Wybiła godzina 7. Trzeba było zacząć się zbierać. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy. Lekko je podkręciłam i rozpuściłam. Makijaż prawie nie zauważalny. No i strój, nie miałam pojęcia w co się ubrać. Na galowo, a może dżinsy? Nie, wybrałam strój galowy. Czarne rurki, balerinki i luźna biała koszula z czarnym kołnierzykiem i mankietami. Dobrałam do tego naszyjnik od Zibiego i kolczyki, perełki. Wyglądałam skromnie i elegancko. W sam raz. O cholera, dochodziła 8.

-Aleeek?! – wydarłam się z łazienki. Szybko przybiegł.

-Co się stało?

-Zawieziesz mnie pod uniwersytet? – zapytałam ze słodkim uśmieszkiem przy tym szybko wachlując rzęsami.

-Weeeź, to ja tu myślę, że coś ci się stało bo tak krzyczysz, a ty tylko o podwózkę prosisz… - wywrócił oczami i poszedł do salonu.

-Czyli mnie podwieziesz? – zawołałam.

-Pewka, biorę kluczyki i jedziemy. – Szybko wyszłam z łazienki i ubrałam ramoneskę bo było na dworze dosyć chłodno. Wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się w stronę samochodu. Co chwila spoglądałam na zegarek aby tylko się nie spóźnić. Po 10 minutowej drodze dotarliśmy na miejsce. Podziękowałam Alkowi za podwózkę i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Ludzi było bardzo dużo, ale w końcu zaczął się apel. Wszyscy weszli do wielkiej auli. Pojawił się dziekan, wygłosił przemówienie, a potem odpowiadał na zadawane mu pytania. Następnie nieskończenie czekałam na wydanie legitymacji i wpis do jakiejś księgi. Nareszcie, po dwóch godzinach nudzenia się wyszłam z auli w celu udania się do domu. Było dobrze po 11, czyli Alek miał trening. No pięknie, pozostał mi długi spacer do domu. Dobrze, że wzięłam słuchawki, przynajmniej muzyka umili mi jakoś tą drogę. Szybko włożyłam je do uszu i ruszyłam, akurat leciała piosenka (http://www.youtube.com/watch?v=mk48xRzuNvA) .Całkowicie się w nią wsłuchałam, a otaczające mnie otoczenie tworzyło jeden, wielki teledysk.

-Przepraszam! – usłyszałam krzyk jakiegoś mężczyzny, jednakże nie zwracałam na to uwagi i dalej szłam przed siebie – Czy jest pani głucha?! – tym razem się odwróciłam. Czyli te słowa były kierowane do mnie. Ujrzałam chłopaka, wysokiego bruneta ubranego na galowo. Był mniej więcej w moim wieku.

-Raczej zakochana w muzyce – prychnęłam i po raz kolejny ruszyłam przed siebie.

-Ale mogłaby pani chociaż nie chodzić po ścieżce rowerowej – no tak, totalnie zapomniałam, ze chodzę po chodniku przeznaczonym dla rowerzystów.

-Przepraszam..-wydukałam nieśmiało i przeszłam na drugą stronę. Szłam dalej. On cały czas koło mnie jechał.

-Widziałem Cię na rozpoczęciu. Też zaczynasz studia na Uniwersytecie Rzeszowskim? – dopytywał ciągle jeżdżąc na rowerze.

-Skoro byłam na inauguracji to chyba będę studiować, nie sądzisz? – zapytałam ironicznie.

-No tak – spuścił głowę i zaśmiał się sam do siebie – Skoro będziemy się widywać dosyć często, to wypadałoby się przedstawić, Adam jestem .

-Ola..- podałam mu rękę i uśmiechnęłam się lekko.

-Miło mi Cię poznać, musze już lecieć. Do zobaczenia w poniedziałek na wykładach! – powiedział szybko po czym odjechał oglądając się kilka razy z mną. Nic nie odpowiedziałam, pomachałam mu tylko. Powróciłam do słuchania muzyki, tym razem szłam już dobrą stroną chodnika. Nie zeszło kilka minut a ktoś zaczął za mną trąbić, szybko odwróciłam się na pięcie. Samochód Alka zwinnie podjechał pod chodnik i się zatrzymał. Podbiegłam do niego i otworzyłam drzwi.

-To ty nie na treningu? – zapytałam szybko.

-Dopiero na 12  - wyszczerzył się – Czekałem na Ciebie pod Uniwersytetem, chciałem Cię odwieźć do domu, ale nie przychodziłaś. Postanowiłem, że pojadę do mieszkania i tak spotkałem Ciebie.

-No to małe nieporozumienie.. – uśmiechnęłam się i siadłam w fotelu zapinając pasy. –Ja myślałam, że masz trening, no ale nie wnikajmy już w szczegóły.

-Racja, to jak tam po inagruacji? – zapytał odpalając silnik.

-Inauguracji..- poprawiłam go i się wyszczerzyłam.

-Czepiasz się – dał mi kuksańca w bok.

-No poza tym, że wynudziłam się jak nigdy, to było nawet spoko.

-Nuda na rozpoczęciu to podstawa.

-A! Poznałam kogoś! Chłopak z mojego roku. Adam ma na imię.

-Uważaj bo powiem Zbyszkowi – zaśmiał się.

-Kabel, a zresztą zamieniłam z nim nie więcej niż 3 zdania, ciulu – posłałam mu wrogie spojrzenie i zaczęłam spoglądać na widoki za oknem.

-Widzisz? I po co było tak przeżywać? Będzie dobrze młoda.

-Ja tam mam mieszane uczucia.

Szybko dotarliśmy na miejsce, może dlatego, ze większość drogi przeszłam z tak zwanego „buta”. Pożegnałam się z bratem, bo ten miał jechać na trening, następnie udałam się do mieszkania i momentalnie znalazłam się na sofie.

3 komentarze:

  1. Nowa znajomość? No, no, no :) Coś mi się zdaję, że Zbyszek będzie jeszcze zazdrosny. ;p
    Czekam na następny :)

    Zapraszam na http://siatkowka-w-rytmie-rock-n-rolla.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D
    A co do tego rozdziału to bardzo fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z @Inna. Zbyszek będzie zazdrosny! :D
    Świetny rozdział, czekam na więcej :)

    zapraszam do mnie na jedenasty rozdział as-prosto-w-serce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń