czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 31


No i idzie wataha. Trudno jej było nie zauważyć…no i usłyszeć. Roześmiani, głośni dwumetrowcy. Oczywiście z Igłą na czele. Z daleka zauważyłam Pitera, Kosę, Zibiego, Paul’a, Lukasa, Nikole i Wojtka. Czyli „podstawowa” ekipa imprezowa. Strzelam, że reszta po prostu nie mogła przyjść. Grupa siatkarzy szybko do nas podeszła i przywitała się ze mną i Alkiem.

-Co wy tak wcześnie? Mieliście być na 19 dopiero – wyszczerzył się brat witając się z Krzyśkiem.

-Widzicie chłopaki…tak nas chcą! – powiedział „smutny” Igła. Wszyscy pokiwali zgodnie głowami i udawali obrażonych.

-Nie to, że was nie chcemy, ale właśnie idziemy do sklepu – powiedziałam z uśmiechem patrząc na Igłę.

-Wkręcaj nas wkręcaj..

-No tak. Dotrzymacie nam towarzystwa? – uśmiechnęłam się szeroko.

-Nie wiem czy jesteście godni iść z takimi ważnymi i pięknymi istotami – powiedział z dumą Pit, przeciągając ręką po swoich włosach.

-Phi, nie to nie. Chodź Alek, my idziemy po słodkości! – wzięłam brata pod rękę i minęłam chłopaków. Kącikiem oka zobaczyłam, że większości z nich w oczętach zapaliły się świeczki.

-Ja.ja..jakie słodkości? – wydukał z siebie powoli Igła, który miał oczy jak złotówki.

-Procentowe – odparł dumnie Alek szczerząc się od ucha do ucha.

-Idziecie do monopolowego? – zapytał łamaną polszczyzną Lukas.

-Tak  - powiedzieliśmy we dwoje chórem.

-Było tak od razu –odparł szybko uśmiechnięty Kosa, po czym wszyscy razem ruszyliśmy. Trochę dziwnie się tam czułam, ze względu na to, że byłam jedyną dziewczyną w tej męskiej grupie. Po kilkunastu metrach spaceru poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę, odwróciłam się szybko.To był Zbyszek. Uśmiechnęłam się na jego widok, tak dawno go nie widziałam.Strasznie się za nim stęskniłam.

-No cześć Achrem – powiedział z tym swoim uśmieszkiem.

-No cześć Bartman – odpowiedziałam mocno całując ukochanego w usta. Tak bardzo mi tego brakowało.

-Niby twoim chłopakiem jestem, a jako ostatniego mnie witasz….no beszczel..- zrobił minę zbitego psa i nadstawił policzek.

-Czekasz na spoliczkowanie czy buziaka? – wyszczerzyłam się.

-Oczywiście, że na to drugie – powiedział z wyrzutem po czym wspięłam się na palce i dałam mu soczystego całusa w policzek – No! Wybaczam – odpowiedział z uśmiechem po czym objął mnie ramieniem i razem już dołączyliśmy do chłopaków idących przed nami.

-Nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłam – wtuliłam się w jego tors i lekko przymknęłam oczy – Tak długo Cię nie widziałam…

-To wszystko przez te treningi i mecze…porażka ze Skrą dała mi dużo do myślenia i zmotywowała do cięższej pracy..

-No w to nie wątpię..- mruknęłam cicho.

-Ale obiecuję Ci, że nadrobię stracony czas, obiecuję! – przygotował palce jak do ślubowania.

-Cieszę się – powiedziałam uśmiechając się do niego i patrząc w jego piękne, zielone, głębokie oczy. Szybko dałam mu kolejnego całusa po czym przytuliłam się do niego jeszcze mocniej. 
Po kilku minutach spaceru dotarliśmy do sklepu. Lampy na ulicach były już zaświecone gdyż stawało się coraz ciemniej i zimniej.

-Tam tadam tam tam – zanucił uradowany Paul, który jako pierwszy wszedł do sklepu. Alek od razu skierował się w kierunku kasy prosząc o wybrany alkohol,a ja podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej żurawinowego Redds'a. Podałam je Alkowi do zapłaty, ten tylko zmierzył mnie wzrokiem.

-A ty niby abstynent jesteś? – zmarszczył brwi.

-Jedno piwo to jeszcze abstynencja – dodałam z uśmiechem.

-Aleeek, daj spokój siostrze. Redds to taki …soczek – wyszczerzył się Igła.

-Ty to zawsze wiesz co powiedzieć! Ale dziękuję! – poklepałam libero po plecach i podeszłam do Zbyszka. Zajmowaliśmy praktycznie cały sklep, no ale w końcu rzadko jest tylu siatkarzy w jednym sklepie. Poza sprzedawczynią, która była dosyć zdezorientowana i oszołomiona widząc tyle sławnych osób, nie było  raczej nikogo. Nie licząc pijaczyny, który właśnie wszedł do sklepu. Alek w tym czasie wybierał wino, nie mógł się na żadne zdecydować. Zacięcie rozmawiał ze sprzedawczynią o smaku tego wina. Wziął butelkę, widać było, że nie może się zdecydować.

-Proszę Pani, ale czy to wino jest na pewno dobre? – zapytał się jeszcze raz sprzedawczyni.

-Proszę Pana…- powiedział już dość zniecierpliwiony całą sytuacją, żul stojący za Alkiem - …tutaj wszystko jest pyszne – odparł z pełną powagą. Nie to co my, śmialiśmy się na cały głos, połowa z nas aż wyszła ze sklepu. Po chwili Alek wybrał już właściwe wino i ruszyliśmy wszyscy do mieszkania obładowani torbami z alkoholem.

-A tak „baj de łej”, to kto u was prowadzi? – zapytałam w końcu.

-Ja!  - wyszedł naprzeciw mnie uśmiechnięty Lukas.

-No i chyba ja…- powiedział Nikola, tym razem smutnym głosem.

-Czyli picia nie będzie…- przedrzeźnił go Igła – Jak przykro..

-Zobaczymy kto się będzie jutro śmiał na treningu – powiedział uśmiechnięty po czym przybiłam z nim głośną piątkę. Krzysiowi nieco mina zrzedła

-No to ja się będę trzeźwych trzymać – wyszczerzyłam się i podeszłam do Lukasa i Nikoli.

-Hyyym, to ja może pić nie będę – Bartman przeczesał włosy i wziął mnie pod rękę.

-Zbychu! Ty?! – Piter dostał tak zwanego „oczopląsu”.

-No ja, a kto..- uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek.

-Pij do woli, przecież dziewczyny Ci nie odbiję – mrugnął okiem Lukas.

-Coo? Nie o to mi chodzi, jutro  trening jest no i po prostu nie chce być skacowany…- powiedział trzymając mnie za rękę. Można było usłyszeć ciche „taaaaa” chłopaków. Po spacerze w końcu dotarliśmy na nasze piętro, zauważyliśmy Pana Nowickiego.

-Dobry wieczór! – krzyknęłam do sąsiada.

-Dobry wieczór panienko, a co to? Impreza się szykuje? – zapytał spoglądając na chłopaków.

-Nie impreza. Raczej ciche spotkanko – powiedział uczynnie Krzysiek.

-Dobrze, dobrze, ja się już tam nie mieszam. Miłej zabawy! – powiedział uśmiechnięty Pan Jarek po czym odpowiedzieliśmy grzeczne „Dziękujemy” i weszliśmy do mieszkania. Chłopcy od razu rozebrali się kurtek i butów po czym od razu poszli do salonu. Ja  weszłam do mieszkania jako ostatnia więc rozebranie się zajęło mi trochę więcej czasu.

-Kocham Cię! – krzyknął uradowany Pit i podbiegł do mnie dając mi buziaka w policzek. Moja mina wyglądała mniej więcej tak o___O.

-Tylko mi tu bez takich! – powiedział nieco zdenerwowany Zbyszek.

-Ale o co chodzi? – zapytałam Pitera, który był już w salonie.

-Ty się pytasz jeszcze o co chodzi?! O to! – palcem wskazał na stół z ciastami. Uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam do kuchni.

-Ja to chyba więcej tutaj zjem niż na wigilii u rodziny..- pogłaskał się po brzuchu Lotman.

-No to ja się bardzo cieszę – wyszczerzyłam się i usiadłam koło przyjmującego.

-No ale trener nie będzie zadowolony widząc twoje sadło - Lukas poklepał przyjaciela po plecach.

-Zgańcie na mnie – uśmiechnęłam się szeroko i włączyłam TV. Wszystkie oczy w tym momencie były skierowane na mnie – No co?- zapytałam zdezorientowana.

-Ola dostanie opieprz od trenera – powiedział wesolutki Kosa.

-Raz się żyję – powiedziałam i wzięłam się za zajadanie mojego Murzynka. Całe spotkanko mijało w bardzo przyjaznej atmosferze, mimo tego iż chłopaki wypili już jedną butelkę wina, trzymali się całkiem nieźle. No bo w sumie, co to na nich. Ja natomiast postanowiłam napocząć swojego Redds’a. Pech chciał, że przy otwieraniu się skaleczyłam, krew poleciała ciurkiem po mojej dłoni.

-Kurwa…- powiedziałam cicho.

-Siostra, ja wiem, że nauka polskiego Ci dobrze idzie, ale weź się trochę z wulgaryzmami ogranicz, co? – powiedział brat.

-Ale wiesz, mama mówiła „Bierz przykład z brata” – wyszczerzyłam się – No to biorę – wstałam z sofy i ruszyłam do kuchni aby przemyć ranę. Usłyszałam tylko ciche „Ale cię pojechała” Pitera. Sama się do siebie uśmiechnęłam.

-No ale wiesz, zachowujesz się jak rodowita polka – skwitował sumiennie uśmiechnięty Krzysiek.

-Miło mi z tego powodu – wyszczerzyłam się i z opatrzonym paluchem wróciłam do chłopaków.

-Daj to łamago..- powiedział Zbyszek wyciągając rękę w stronę mojego piwa –Widać, że abstynent jesteś – wyszczerzył się i jednym ruchem otworzył butelkę. Dałam mu kuksańca w bok po czym już zanurzyłam usta w napoju. Po  niecałych dwóch godzinach alkohol się skończył.

-No no, szybcy jesteście- pokiwałam z uznaniem głową.

-Lata praktyki – Paul uśmiechnął się jak głupi do sera.

-Będę pakuniać.. – powiedział rozczulony Piter.

-Stary, przecież monopolowy zamykają dopiero za godzinę – poklepał go po plecach Alek.

-Daj se siana. Placków już nie ma! – powiedział smutno i schował twarz w dłonie.

-Wiedziałam..- szepnęłam i ruszyłam w stronę kuchni. Wyjęłam z górnej szafki dwa talerze przepełnione moimi specjałami. Poszłam z wypiekami do salonu i położyłam na ławie. Wszystkim szczęka opadła.

-No co, zawsze mam coś w zapasie – powiedziałam siadając koło Zbyszka. Chłopcy od razu rzucili się na ciasta. Ciekawe jak oni to tam wszystko mieszczą. Zbliżała się 24. Chłopaki już powoli przysypiali, a ja delikatnie dałam im do zrozumienia żeby się już zbierali. Posłuchali mnie i po chwili już wszyscy ubierali się do wyjścia. Świetnie się bawiłam, dobrze, że zorganizowaliśmy takie małe spotkanko, w końcu dawno tych wariatów nie widziałam. Cały wieczór minął bardzo fajnie, Zbyszek rzeczywiście nie pił. Cały czas był praktycznie przy mnie. Razem z Alkiem też się ubraliśmy i wszyscy zeszliśmy na dół, postanowiliśmy odprowadzić ich pod samochody, aby nie zrobili żadnych głupot, co z nimi jest bardzo prawdopodobne. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i już wracaliśmy do domu.

-Jadą świry jadą!- krzyknął uradowany Krzysiu.

-Boże..- strzeliłam faceplama i poszłam w kierunku mieszkania. Szybko weszliśmy na nasze piętro i od razu ruszyliśmy do naszych drzwi. No nie powiem, w świetle nasze mieszkanie zupełnie inaczej wyglądało.

-Mam to wszystko gdzieś, jutro posprzątamy..- powiedział ledwo co stojący Alek, po czym runął jak długi na sofie.

-No ty Ty sobie śpij, a ja powyrzucam tylko butelki i ogarnę trochę kuchnie – powiedziałam szybko, ściągając buty. Szybko wszystko powyrzucałam i ogarnęłam, a Alek jak leżał tak leży. No nic, biedak usnął na kanapie. Przykryłam go tylko kocem i postawiłam butelkę wody mineralnej na ławie, jakby co. Sama ruszyłam pod prysznic i się odświeżyłam. Następnie udałam się do łóżeczka i szybko zasnęłam myśląc o jutrzejszych poniedziałkowych wykładach.

wtorek, 29 stycznia 2013

Nominacja, Liebster Award


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (nie można jednak nominować osoby, która nominowała ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań. My zostałyśmy nominowane przez siatkarskie opowiadania i Opowiadanie o miłości

Pytania do nas:
1. Jaki był powód założenia bloga?
Na pewno ciekawość i chęć sprawdzenia się. :)
2.Ulubiona dyscyplina sportowa?
Siatkówka :D
3. Ulubiony film?
Trzy metry nad niebem, Tylko Ciebie chcę, LOL..i wiele, wiele innych :D
4.Ulubiona książka?
Ulubionej raczej nie mamy :P Ale jeśli miałybyśmy wybierać, byłoby to "I nie było już nikogo" Agathy Christie.
5.Ulubiona potrawa?
Hmm...do potraw się to nie zalicza, ale uwielbiamy czekoladę :D
6.Co daję Tobie motywację w pisaniu bloga?
Na pewno motywacją są Wasze komentarze, które dają nam naprawdę niezłego kopa :) No i liczba wyświetleń, która z każdym dniem drastycznie idzie w górę :)
7.Skąd czerpiesz pomysły?
Tak naprawdę to same pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach :) 
8.Ulubiony sportowiec?
Dżeli - Bartosz Kurek, Pauli - Łukasz Żygadło :)
9.Ulubiony cytat?
Chyba takiego nie mamy :P
10.Największe marzenie?
A to już nasza słodka tajemnica :D
11.Skąd jesteś?
Województwo świętokrzyskie wita :D
12.Jakiej muzyki słuchasz?
Pop, rock..zależy :D Ogólnie słuchamy tego, co wpadnie nam w ucho :D

Nasze pytania do nominowanych:
1. Ulubiony film?
2. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?
3. Co lubisz robić w wolnym czasie?
4. Czego najbardziej się boisz?
5. Wolałabyś latać czy czytać innym w myślach?
6. Ulubiony kolor?
7. Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie z dzieciństwa?
8. Kim chcesz być w przyszłości?
9. Ile masz lat?
10. Jakiej muzyki słuchasz?
11. Ulubiony sportowiec?

Nominujemy:
1. http://back-to-my-love.blogspot.com/
2. http://przeciezwieszgdziejestsiatkowka.blogspot.com/
3. http://volleyballstorydream.blogspot.com/
4. http://from-friends-to-love.blogspot.com/
5. http://nowa-historia-zycia.blogspot.com/
6. http://mikasa-pisane.blogspot.com/
7. http://as-prosto-w-serce.blogspot.com/
8. http://beenoughopowiadanie.blogspot.com/
9. http://volleyball-my-lifee.blogspot.com/
10. http://lunatykow-nie-wolno-budzic.blogspot.com/
11. http://lonesome-tears-in-my-eyes.blogspot.com/

Przepraszamy was bardzo, że nie dodałyśmy dzisiaj rozdziału, ale ze względów technicznych, nie mógł sie on dzisiaj tutaj znaleźć :( Obiecujemy, że rozdział 31 będzie dodany w czwartek, sumiennie o godzinie 18! :) Jeszcze raz przepraszamy! ;*

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 30


-Siostra, obudź się, już jest 10…- wyrwał mnie ze snu szepczący Alek. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście, było już sporo po dziesiątej. Mimo wszystko głośno ziewnęłam i znów się położyłam – Masz zamiar przespać ostatni dzień Twoich błogich wakacji? – zapytał szybko, tym razem głośniej. No co jak co, ale to zdanie bardziej mnie pobudziło.

-Było tak od razu, już wstaję – blado się uśmiechnęłam i usiadłam na łóżku –Ale jakby nie patrzeć to i tak będę się lenić, więc równocześnie mogę iść znowu spać. Na jedno wyjdzie – wyszczerzyłam się w stronę brata, ten tylko się odwrócił i podszedł do mnie szybko.

-Cywilizuj się, a nie będziesz mi tu spać – zaczął mnie łaskotać, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, aby uniknąć jego łaskotek szybko wskoczyłam pod kołdrę i opatuliłam się nią z każdej strony. No, niezły kokon, niezły. Teraz to ja mogę spokojnie spać.

-Tak się kochana bawić nie będziemy – powiedział głośno i jednym ruchem zdarł ze mnie kołdrę –Wstajesz z łóżka albo pożałujesz, że tego nie zrobiłaś….

-Braaaaacie, 10 minut…- jęknęłam błagalnie nie otwierając oczu.

-Miałaś wybór – powiedział cicho, zbliżając się do mnie. Szybko wziął mnie na ręce i wyszedł z mojego pokoju. Zaczęłam go dźgać w żebra, ale nie przestawał. Doszedł do łazienki, nie miałam zielonego pojęcia co zrobi. Wszedł do pomieszczenia, otworzył prysznic, jednym ruchem mnie do niego włożył i odkręcił zimną wodę. Miałam ochotę go zabić. Mimo iż lubiłam zimne prysznice, ten był dla mnie koszmarny, być może dlatego, że był taki niespodziewany. Po kilku sekundach się otrząsnęłam i zauważyłam, że w łazience stoi Alek. Szybko otworzyłam drzwi do kabiny, chwyciłam za baterię łazienkową i to teraz on był cały mokry.

-Żałujesz swej decyzji bracie? – zapytałam mokrego Alka odkładając baterię na swoje miejsce i wychodząc spod prysznica.

-Nie – wyszczerzył się.

-Głupek..

-To poranną toaletę masz z głowy. Jak się wysuszę to zapraszam do kuchni na śniadanko – uśmiechnął się i wyszedł do swojej sypialni. Ja natomiast szybko pobiegłam do swojego pokoju po suche rzeczy, zostawiając przy tym mokre ślady na podłodze. Wysuszona, ubrana w bordowe rurki i czarny sweter typu over-size wyszłam z pomieszczenia. Przy okazji posprzątałam łazienkę po dzisiejszej „bitwie”. Wychodząc z niej poczułam zapach jajecznicy dobiegający z kuchni. Szybko się tam udałam, miałam rację, kochany braciszek zrobił mi jajecznice na śniadanie.

-No no, robisz postępy. Tym razem jajek nie spaliłeś – zaśmiałam się wyjmując talerze z szafki.

-Będziesz mi to teraz wypominać? – zaśmiał się i wyłożył posiłek.

-Jak tylko nadarzy się okazja, to tak. –odparłam z uśmiechem sięgając po ketchup. Chwilę potem już we dwójkę zajadaliśmy się jajecznicą –Wiesz co, jeszcze kilka miesięcy praktyki i może będziesz umiał naleśniki zrobić – powiedziałam zwracając się do brata. No jajecznica mu wyjątkowo dobra wyszła. On tylko posłał mi tylko spojrzenie w stylu „are you fucking kidding me”.

-To zdarzy się szybciej niż Ci się wydaje – odparł po chwili –Mam pomysł…

-No oświeć mnie .

-Może zaprosimy chłopaków z drużyny na wieczór?

-Impreza? Mam jutro wykłady ciołku. Musze wcześniej wstać – podeszłam do umywalki odstawiając brudne talerze.

-Żadna impreza, posiedzimy, pogadamy, tyle – Alek powtórzył moją czynność i też odstawił swój talerz.

-Dobra, ale tylko do 24…- głęboko westchnęłam. Brat się nieźle ucieszył i w podskokach poleciał po telefon aby zaprosić chłopaków. Ja w tym czasie posprzątałam po śniadaniu. Z tego co mi wiadomo to dzisiaj ma przyjść Zbyszek, Krzysiek, Kosa, Piter, Paul i kilku innych. No sporo będzie tych dwumetrowców w naszym skromnym mieszkanku. Nie wiem czy się pomieścimy, no ale co tam, raz się żyję. Może mnie nie zmiażdżą.

-A Kasia przyjdzie? – zapytałam z nadzieją w głosie. Jakby przyszła to mogłabym z kimś normalnie, spokojnie pogadać.

-Nie, pojechała do rodziny do Lublina, przyjedzie z dwa dni. Mówiła Ci przecież, że wyjeżdża.

-Ano tak, przepraszam. Zapomniałam – głośno westchnęłam –To o której przyjdą chłopaki? – zapytałam ścierając blat kuchenny.

-Na 19 – wyszczerzył się a potem poległ na kanapie przed telewizorem.

-Leniuchu, pomógłbyś mi może trochę, co?

-Wiesz, robienie śniadania i pilnowanie aby jajka się nie spaliły odebrało mi wszelkie siły…- westchnął i rozluźnił swe dolne kończyny, potocznie zwane przeze mnie „girami”.

-No to dzwonię do chłopaków, żeby nie przychodzili – wyszczerzyłam się i podbiegłam do telefonu.

-Hola, hola! To jest szantaż emocjonalny! – uśmiechnął się i zarówno zaniepokoił bo szybko wstał z kanapy.

-A mam jakieś inne wyjście? – zapytałam ironicznie wystukując numer do Krzyśka.

-No dooobra. Idę po odkurzacz..- głośno westchnął i poszedł w kierunku sypialni. Toto to ja rozumiem. Wyszczerzyłam się sam do siebie, włączyłam Vive i ruszyłam sprzątać salon. Szybko wszystko wysprzątałam, wyodkurzałam, oczywiście z pomocą Alka, żeby nie było. Po wysprzątaniu całego mieszkania, zorientowaliśmy się, że zbliża się 15. Nadszedł czas abym zajęła się przekąskami. Zrobiłam dla chłopaków mnóstwo ciast, ciasteczek no i kilka sałatek. Po pieczeniu tym razem to ja poległam przed telewizorem i włączyłam sobie jakąś brazylijską telenowelę. Po 10 minutach byłam już na tyle nią znudzona, że całkowicie wyłączyłam telewizor i poszłam się przebrać. W łazience zmyłam z siebie dotychczasowy makijaż i zrobiłam nowy. Z włosami nic nie robiłam, tylko je dokładnie rozczesałam i rozpuściłam. Co do kwestii ubioru, to długo się nad nim zastanawiałam. Wybrałam jednak, szary sweter over-size, kolorowe legginsy we wzorki i czarne Conversy. Na luzie i w miarę ładnie. W tym zestawie będę się dobrze czuć. Wyszłam z łazienki i skierowałam się w kierunku salonu. Alek leżał rozwalony na kanapie popijając jakiś sok. Dołączyłam do niego po czym włączyłam telewizor. Błagam niech leci tym razem coś ciekawego – pomyślałam. Taaaa, akurat. Kolejna dawka Brazylijczyków, nie dziękuję.

-Idziesz ze mną do sklepu? – zapytał schodząc z kanapy.

-A po co do sklepu? Przecież mamy wszystko – zmarszczyłam brwi i uważnie mu się przyjrzałam.

-Monopolowego siostra..- mrugnął okiem.

-Ale ty nie możesz pić! Jak się trener dowie to będziesz miał przekichane! – wydarłam się na brata.

-Spoko, luz. O niczym się nie dowie. Spokój siostra.. jedno piwko jeszcze nikomu nie zaszkodziło – powiedział zakładając buty – To co? Idziesz ze mną?

-W sumie to i tak nie mam nic do roboty, idę! – powiedziałam z uśmiechem i poszłam założyć ramoneskę –Ale ja nie piję. Pamiętaj o tym..

-Czyżby siostra-abstynent ? – uśmiechnął się szyderczo i wyszedł z mieszkania.

-No ktoś w tym domu musi nim być – wyszczerzyłam się i ubrałam botki. Po chwili dołączyłam do Alka, szybko zamknęliśmy drzwi i zeszliśmy na dół.

-Cholera! – powiedział dość głośno, mocno zirytowany Alek.

-Co znowu?

-Pieniądze…- złapał się za głowę a ja strzeliłam tak zwanego „faceplama”.

-Ruszaj dupsko i heja na górę! – wskazałam palcem na schody. Alek szybko po nich wbiegł i po kilku minutach był z powrotem – Zamknąłeś mnie mieszkanie? – zapytałam po chwili.

-Zabij mnie…- strzeliłam kolejnego faceplama.

-Czasami mam taką ochotę – głośno westchnęłam i tym razem sama ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych. Na Alka nie musiałam długo czekać gdyż szybko się koło mnie zjawił. Razem wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy w kierunku ukochanego sklepu mojego brata. Podczas spaceru zauważyliśmy kilka znajomych twarzy na horyzoncie.


sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 29


Gdy spojrzałam w dół, zobaczyłam laleczkę Voodoo leżącą na wycieraczce. Była cała w szpilkach, gwoździach. Podniosłam ją , przez chwilę wpatrywałam się w nią ale po kilku minutach odwróciłam, zauważyłam moje imię i nazwisko wydziergane na plecach laleczki. Przeżyłam nie mały szok, zatkałam usta dłonią i dalej wpatrywałam się z niedowierzaniem w laleczkę. Kto mógłby być tak okrutny aby robić takie rzeczy? Tysiące myśli przeszło mi przez głowę. Nagle zobaczyłam Alka wchodzącego po schodach. Od razu mnie zauważył.

-Hej siostra, co tam słychać? – podszedł do mnie z uśmiechem i uściskał na przywitanie.

-Niezbyt dobrze, zobacz co było u nas na wycieraczce..- podałam mu laleczkę, zmarszczył brwi i dokładniej ją obejrzał -Wiesz kto to mógł zrobić? – zapytałam cicho.

-Domyślam się i chyba mam rację.. Ale poczekaj chwilę.. – Alk podszedł właśnie do naszego sąsiada, Pana Nowickiego, który właśnie zamiatał schody. Bardzo miły , w podeszłym wieku mężczyzna, pomocny, można z nim porozmawiać na jakikolwiek temat. Często zapraszał mnie i Alka na herbatę.

-Dzień dobry Panie Jarku!- powiedział z uśmiechem mój brat trzymając w rękach Voodoo.

-Dzień dobry chłopcze. W jakiej sprawie do mnie przychodzisz? – zapytał się uśmiechnięty pan Nowicki po czym poprawił swoje okulary.

-Chciałem się zapytać, czy nie widział pan czasami kogoś kto zostawia pod naszymi drzwiami tą laleczkę? – wskazał na przyniesioną rzecz. Mężczyzna na chwilę się zamyślił, ale po chwili odpowiedział na pytanie mojego brata.

-Hmmm, jakieś 5 albo 7 minut temu, wchodziła do naszego bloku jakaś roztargniona dziewczyna. Była wysoka, miała ciemne długie włosy i piwne oczy. Piękna kobieta ale bardzo niekulturalna.

-Dziękuję Panu bardzo za pomoc i do zobaczenia. Mam nadzieję, że zobaczymy się u nas kiedyś przy kawie – uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie.

-I? – zapytałam zniecierpliwiona.

-Niekulturalna, wysoka ,brunetka z piwnymi oczami. Miałem rację, Magda- powiedział na jednym tchu podając mi laleczkę po czym wszedł do mieszkaniu, ja jeszcze przez chwile stałam w bezruchu na korytarzu. Ocknęłam się dopiero po minucie gdy Alek zawołał mnie abym przyszła do kuchni. Szłam do pokoju rozmyślając nad sytuacją. Czyli Magda mówiła prawdę, ona nie da mi spokoju.

-Widzę, za zaczęłaś robić zapiekanki – poruszał brwiami zacierając ręce – Kończymy? – zapytał z uśmiechem.

-Pewnie – cicho się zaśmiałam i wróciłam do krojenia pieczarek. Nieco się zamyśliłam, nieco, raczej bardzo. Nie wiadomo kiedy przecięłam sobie nożem palec. Krew była na całej tacy, szybko podeszłam do umywalki i obmyłam ranę. Alek podszedł do mnie z wodą utlenioną i plastrami.

-Siadaj..- wskazał na taboret. Grzecznie przytaknęłam i usiadłam na miejscu.

-Nie Alek, tylko nie to…- mówiłam szybko.

-Hah, taka duża a nadal boi się wody utlenionej? – zaśmiał się po czym otworzył buteleczkę.

-Taka tam trauma z dzieciństwa..- mruknęłam cicho i lekko się uśmiechnęłam po czym odwróciłam wzrok i zacisnęłam wargi.

-Poszczypie chwilkę i przestanie… - powiedział łagodnie po czym polał ranę wodą. Musze powiedzieć, ze nie było tak najgorzej. – Żyjesz? – zaśmiał się i odwrócił moją twarz.

-Nie, umarłam. – powiedziałam poważnym tonem i dałam mu kuksańca w bok.

-No to faaaajnie. Mam niezłe doświadczenie życiowe. Gadam z duchem siostry. Mhm – wyszczerzył się i napoczął plaster.

-Alek? – zapytałam cicho, przypatrując się jak ten duży człowiek doskonale radzi sobie z robieniem opatrunku.

-Hm?

-Co ja mam teraz zrobić? – szepnęłam z nadzieją, ze brat pomoże mi doradzić w sytuacji z Magdą.

-Nie ruszać się, bo ci krzywo opatrunek zrobię.

-Heh, okej. Ale nie o to mi chodziło…pytałam się o Magdę..

-Wydaje mi się, ze na pewno powinnaś powiedzieć o tym zdarzeniu Zbyszkowi, bo przecież to jego była co nie? – kiwnęłam twierdząco głową i pozwoliłam Alkowi na dalszą część swojego monologu – Na razie to tylko Voodoo, więc sprawy nigdzie nie zgłaszaj, ale widać, ze ta babka ma nieźle nasrane w głowie. Dobra, skończyłem – powiedział po czym zawiązał bandaż wokół palca.

-Dziękuję za wszystko – uścisnęłam brata i powróciłam do krojenia pieczarek. Alek poukładał pozostałe składniki na bułki i włożył je do pieca. Po niecałych 20 minutach zapiekanki były gotowe, wystarczyło je polać ketchupem i git. Posiłek minął nam w bardzo miłej atmosferze, przede wszystkim oparta była ona na sucharach mojego braciszka. Sypał jak z rękawa. Szybko się uczy od Krzyśka, szybko. Po kolacji poszłam do kuchni pozmywać, zanim się obejrzałam była już 20.  Nie miałam już na nic siły więc wzięłam laptopa i położyłam się na łóżku, akurat Olga była na Skypie, postanowiłam do niej zadzwonić.

-No aloha biczys – przywitałam się z kumpelą. Ja to nie wiem, widok jej twarzy zawsze poprawia mi humor.

-Siemano, co tam słychować? – zapytała szybko.

-Hmmm…dzień pełen wrażeń, tyle Ci powiem. Nudy na rozpoczęciu roku akademickiego, poznanie gościa z rocznika, skaleczenie…i takie tam..- postanowiłam, że sytuację z laleczką Voodoo ominę, Olga przecież nawet nie wie kim jest Magda. Opowiem jej wszystko przy następnej rozmowie, dzisiaj nie mam na nic siły.

-Huhu..nieźle Ci się ten rok akademicki zaczyna.

-Może jakoś przeżyję. No a co tam słychać na Białorusi?

-Widziałam się z Iwanem dzisiaj, był taki osowiały, przygnębiony.. no i schudł strasznie. Nie widziałam się z nim dawno, może to dlatego, ale nie wiem. Ale najgorsze jest to, że mało co nie pobił swojego kumpla, Maksa. Nie wiem co się z nim dzieje.. – schowała twarz w dłonie i odwróciła się.

-Heeej, spróbuj z nim porozmawiać..- powiedziałam najłagodniej jak tylko mogłam.

-Nie mam ochoty się nawet do niego zbliżać. Wiesz co podejrzewam? – powiedziała łamiącym się głosem, bałam się tego co wypowie. Zbierało mi się na płacz gdy widziałam w jakim jest stanie.

-Co?

-Że Iwan może brać narkotyki- po wypowiedzeniu tych słów poczułam przeszywający ból w sercu. Nienawidziłam Iwana, ale nie chciałam aby go coś takiego spotykało. Nigdy bym mu tego nie życzyła. Nie odzywałam się dobre kilka minut, wpatrywałam się tylko w ścianę, biłam się z myślami.

-Skąd masz takie przypuszczenia? – zapytałam po chwili.

-Czasem jest spokojny a czasami wybucha. Słyszałam też, że ma kłopoty z sercem.. Ola..  naprawdę, wydaje mi się, że on bierze.. – powiedziała z niepokojem w głosie.

-Na razie nic nie oceniajmy ..nie jesteśmy niczego pewne. Wiesz, ja chyba już pójdę, muszę sobie wszystko na spokojnie poukładać.

-Rozumiem, w takim razie dobranoc..- po tych słowach rozłączyła się, a ja wyłączyłam laptopa. Postanowiłam, że pójdę się umyć i idę spać. Chciałam tylko jednego – aby ten dzień się wreszcie zakończył. Inauguracja, nowa znajomość, incydent z laleczką Voodoo, skaleczenie i wiadomość, że były przyjaciel prawdopodobnie ćpa, to chyba za dużo jak na jeden dzień. Na szczęście sobota minęła bez żadnych nowości ani skandali. Prawie całą przeleżałam i nic nie robiłam. Miałam luzy bo Alek pojechał do Kaski aby się z nią pożegnać na te dwa dni. Nie było go prawie całe popołudnie. Gdy wrócił musiałam się trochę ogarnąć bo znowu by się czepiał, że nic nie robię.
______________________________________
No i Zaksa zagra jutro w finale. Jakie są wasze wrażenia po dzisiejszym meczu? :)

czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 28


-A ty znowu leżysz? – do salonu wtargnęła Kaśka. Dosyć często u nas teraz bywa, pewnie Alek dał jej klucze do mieszkania.

-Ciekawe co mam innego do roboty…- burknęłam cicho. Nie miałam ochoty się ruszać z tej sofy, chciałam  pozostać w takiej pozycji jakiej jestem.

-Mogę Ci zajęcie załatwić – poruszała brwiami i usiadła koło mnie – Pójdziesz dzisiaj ze mną na zakupy, rozerwiesz się trochę, odświeżysz garderobę.

-Zrobiłam to miesiąc temu…

-No właśnie – wyszczerzyła się – Trochę nowości w szafie nigdy nie zaszkodzi. Jest piątek kobieto.. Masz jeszcze dwa dni wolności…no trzy bo wykłady dopiero w poniedziałek są– uśmiechnęła się szeroko.

-Kaśka..- wyszeptałam.

-Tak? – zmarszczyła brwi i podeszła bliżej.

-Jak to jest być szczęśliwym i nieszczęśliwym na raz? – zapytałam. Poczułam, że moje policzki stają się gorące a w oku pojawia się pierwsza łza. Jednak opanowałam się i nie dałam tego po sobie poznać.

-Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, więc ci dokładnie nie odpowiem, ale łatwo na pewno nie jest. Te wszystkie myśli zakłócające twój spokój, obawy. Chciałabyś cieszyć się z życia, ale nie możesz bo przykre sytuacje, które ci się przydarzyły, utrudniają ci to. Nie możesz o nich zapomnieć i za wszelką cenę powracasz do tych chwil, które kiedyś sprawiały Ci najwięcej radości.. – powiedziała to z takim spokojem, że jej słowa całkowicie do mnie dotarły. Stwierdziłam, że ja się tak właśnie czuję. Nie wiadomo kiedy łzy popłynęły mi po policzkach, Kaśka to zauważyła i od razu koło mnie kucnęła ocierając je.

-Stało się coś? – powiedziała przytulając mnie.

-Nie – skłamałam – Emocje mi się udzieliły, tyle. – powiedziałam i wyrwałam się z jej uścisku siadając a sofie. Przetarłam oczy i schowałam twarz w dłonie.

-Mała nie smuć się – objęła mnie ramieniem – A teraz szybko się przebieraj i zabieram Cię na zakupy! – pokazała palcem a łazienkę i szeroko się uśmiechnęła. Za rozkazem weszłam do pomieszczenia, umyłam twarz i przebrałam się ze stroju galowego na bardziej codzienny. Ciemne przetarte dżinsowe rurki, luźna bluza Converse, buty Nike i byłam gotowa. Pewnym krokiem wyszłam z łazienki i ruszyłam do Kaśki, była już ubrana w kurtkę, czekała na mnie.

-To co? Wychodzimy? – wyszczerzyła się i wskazała na drzwi. Pokiwałam twierdząco głową i założyłam swoją ramoneskę. Autobusem szybko przyjechaliśmy do Millenium Hall, Kaśka była w swoim żywiole. Chodziła po sklepach jak szalona, praktycznie w każdym coś musiała kupić. Ja natomiast nic nie kupowałam, nie miałam takie potrzeby. Bawiłam się z Kaśką nawet dobrze, chociaż na chwilę oderwałam się od nurtujących mnie myśli na temat studiów i Zbyszka.

-O mój Boże! Olka! Spójrz na to – Kaśce oczy się zaświeciły i wskazała palcem na wystawę. Zobaczyłam na niej sukienkę, tzw „małą czarną”. Rzeczywiście, była piękna. Bez dekoltu, rękaw 3/4 , sięgała do połowy uda. Złote suwaki na obojczykach tylko dodawały charakteru.

-Chodź, przymierz ją! – pociągnęłam ją w stronę sklepu. Zatrzymała się.

-Ja? Chyba sobie żartujesz, na Tobie będzie lepiej wyglądać – głośno westchnęła, nie chciałam jej przymierzać, ale co mi szkodzi. Weszłyśmy do środka, ja skierowałam się w stronę przymierzalni a Kaśka, sukienek. Nie zdążyłam zdjąć kurtki a ta już była przed przymierzalnią. Szybko się rozebrałam i włożyłam sukienkę, była lekko obcisła, śliczna, ale chyba nie na mnie.

-Zasłabłaś tam czy co? – zaśmiała się Kasia. Widocznie dość długo przyglądam się swojemu odbiciu Jednym ruchem odsunęłam materiał przymierzalni i wyszłam z niej. Kaśka nic nie powiedziała, siedziała z otwartą buzią z pół minuty.

-Weź coś powiedz –powiedziałam z uśmiechem – Stawiasz mnie w niekomfortowej sytuacji – wyszczerzyłam się.

-Bosko! – krzyknęła na prawie cały sklep.

-Głośniej się nie dało? – powiedziałam robiąc tzw „Faceplama”

-Dało – uśmiechnęła się dumnie –To co? Idziemy z nią do kasy? – powiedziała łapiąc za torebkę, chciała już iść do sprzedawczyń.

-Kaśka, sukienka jest ładna, ale na mnie nie wygląda zbyt dobrze…

-Masz świetną figurę! Leży na Tobie znakomicie.. i się nie kłóć bo ja mam zawsze rację.. A teraz się odwróć do mnie .

-No już, już. A po co? – zapytałam, ale po chwili domyśliłam się w jakim celu miałam się odwrócić.

-Gotowe – szepnęła.

-No nie gadaj, że mi zdjęcie zrobiłaś..- posłałam jej groźne spojrzenie  i jeszcze raz obróciłam się wokół własnej osi.

-Jak mam być z Tobą szczera, to nie tylko to zrobiłam – wyszczerzyła się dumnie. Nie zdążyłam nawet zapytać co moja kochana kumpela zrobiła, bo telefon zaczął mi wibrować. 1 nowa wiadomość od Zbyszka. No nie powiem, zdziwiło mnie to, ale szybko ją otworzyłam.

„Śliczna sukienka, ale nie tak śliczna jak Ty ;) Kup ją, wyglądasz pięknie :*” 

Na widok treści tej wiadomości, uśmiechnęłam się sama do siebie, nie odpisałam już na nią.

-Kaśkaaaa- głośno westchnęłam.

-Przekonałam Cię? –zapytała uradowana.

-No chyba tak – uśmiechnęłam się szeroko i weszłam do przymierzalni w celu zdjęcia sukienki.

-Chwała Ci Bartman – złożyła ręce jak do modlitwy i wstała z pufy. No dobra, wyszłam z przymierzalni i zapłaciłam za sukienkę. Udałyśmy się z Kaśką następnie do Rossmana. Kupiłam sobie tylko kilka produktów, nic innego mi nie było trzeba. Zawartość koszyka włożyłam do torebki i ruszyłam w kierunku wyjścia.

-Ola… - powiedziała nagle Kaśka zatrzymując się .

-Hm?

-Nie zapomniałaś o czymś? – uniosła jedną brew, co wyglądało dość komicznie.

-Torebkę wzięłam, telefon też, portfel również – powiedziałam zaglądając do torby.

-Serio? To co trzymasz w ręce? – podeszła bliżej i pokazała na moją rękę.

-Ale o co ci..- tego już nie dokończyłam. No tak, głupia wyszłam ze sklepu z koszykiem w ręku. Teraz się dopiero zorientowałam, że wyglądało to tak jakbym była jakąś złodziejką. Dobrze, że zbliżała się godzina zamknięcia sklepu, bo dosyć mała grupa osób zauważyła mój „wyczyn”. Szybko wróciłam się do sklepu i odłożyłam koszyk na miejsce. Miałam ochotę się spalić ze wstydu.

-Coś Cię trapi, widzę to..- powiedziała cicho wpatrując się w podłogę.

-Nie..

-Czuję to, ale nie będę z Ciebie tego wyciągać. Jak chcesz pogadać to zadzwoń albo przyjdź..

-Nic się nie dzieje, ale dziękuję..- posłałam jej uśmiech – Świetnie się z Tobą bawiłam, ale chciałabym już wrócić do domu. Dość wrażeń jak na jeden dzień – roześmiałam się i przytuliłam kumpelę.
-Dobrze, to chyba się już nie zobaczymy w weekend – uśmiechnęła się blado.

-Czemu? – zmarszczyłam brwi.

-W niedzielę wyjeżdżam na dwa dni do rodziców, do Lublina, a jutro muszę się spakować.

-No dobrze, szkoda. Trzymaj się tam- powiedziałam szybko i blado się uśmiechnęłam –To jedziemy już do domu? 

-Tak, mamy autobus za 10 minut więc spokojnie zdążymy. – w tym momencie ruszyłyśmy do wyjścia. Podróż zajęła nam zaledwie kilka minut, ja wysiadłam wcześniej gdyż mieszkałam bliżej niż Kaśka, ona wysiadła na następnym przystanku. Ostatkami siły doczłapałam się na nasze piętro i weszłam do mieszkania. Od razu wszystkie torby zostawiłam u progu. Nie miałam siły  ich otwierać i wszystkiego rozkładać. Postanowiłam, że zrobię kolację dla siebie i Alka. Dzisiaj wykonam zapiekanki, szybko i smacznie.  Poukładałam już wszystkie potrzebne składniki i założyłam fartuch. Przy okazji włączyłam radio, aby ono chociaż poprawiło mi nastrój. Już miałam zabierać się do pracy, gdy rozległo się dzwonienie do drzwi. Myślałam, ze to Alek, więc krzyknęłam głośno „Proszę” i zaczęłam nakładać składniki na bułki. Nikt nie wchodził więc podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Na klatce nikogo nie było, co mnie mocno zdziwiło, ale bardziej byłam zszokowana tym, co zobaczyłam później.
 ______________________________
I jest oto 28 rozdział :D
Co sądzicie o wynikach wczorajszych meczy? :/

My osobiście jesteśmy zawiedzione.. ale trzeba patrzeć optymistycznie w przyszłość :)
A tak btw. słyszeliście nowy hymn Skry ?                                                                     

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 27


Boże, już? Spojrzałam na zegarek, rzeczywiście 6.30. Trzeba było się zbierać, o 8.30 zaczyna się akademia. Niechętnie wstałam z łóżka, było takie ciepłe, wychodząc spod kołdry poczułam chłód. Aż chciało się wrócić do łóżka. Mądra ja ,zostawiłam wczoraj otwarte okno, po tym jak wyrzuciłam bransoletkę od Iwana. Mądrze, bardzo mądrze. Zamknęłam je szybko i opatuliłam się po same uszy szlafrokiem. Ruszyłam do kuchni, tam było już zdecydowanie cieplej. Wzięłam się za robienie śniadania, postawiłam dzisiaj na musli z bananem i mlekiem. Gdy wyjmowałam mleko z lodówki do kuchni przyszedł zaspany Alek.

-Zabieram się za śniadanie. Zrobić ci? – uśmiechnęłam się.

-Musli? – zapytał zdezorientowany – Żeby się najeść, musiałbym takich 5 talerzy chyba zjeść – zaśmiał się i wyjął jajka z lodówki – Ja tam sobie jajecznicę zrobię.

-Jak tam chcesz – blado się uśmiechnęłam i zaczęłam mozolnie jeść moje śniadanie wpatrując się w nie.

-Znowu się smucisz? Zawsze byłaś taka wesoła..- podszedł do mnie i usiadł na taborecie.

-Nie smucę, rozmyślam – poprawiłam go i rzuciłam najszczerszy uśmiech jaki w tej chwili mogłam zrobić.

-Jak masz jakieś kłopoty to mów – wstał z taboretu i ruszył w kierunku kuchenki.

-Mam jeden… - odwrócił się i uważnie mi się przyjrzał. – Tylko patrz na patelnię, ciołku bo Ci się jajka spalą – zaśmiałam się.

-No okej, okej – powiedział szybko ale dalej się na mnie patrzył. Ja go czasami nie ogarniam.

-Zbyszek coś o mnie wspominał może? – zapytałam niewinnie, bałam się jego reakcji i tego co mi odpowie. Bo w zasadzie pytanie, które mu zadałam brzmiało jakbyśmy ze Zbyszkiem nie byli parą. A przecież nią jesteśmy.

-Nie, nic mi nie mówił. Wiesz, cały czas trenuję i zbytnio nawet nie mamy kiedy się na piwku spotkać, oczywiście bezalkoholowym – wyszczerzył się. Czyli Zbyszek, nie tylko dla mnie nie ma czasu. Trzeba nadrobić ten czas, zabiorę go gdzieś, zrobię kolację. Moje rozmyślania przerwała jednak mocna woń spalenizny. No tak, Alek spalił jajka.

-Daj to ,dziecko – wyszczerzyłam się i odebrałam od niego patelnię. Od nowa zrobiłam mu pyszną jajecznicę ze szczypiorkiem ,a starą wyrzuciłam. Wybiła godzina 7. Trzeba było zacząć się zbierać. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy. Lekko je podkręciłam i rozpuściłam. Makijaż prawie nie zauważalny. No i strój, nie miałam pojęcia w co się ubrać. Na galowo, a może dżinsy? Nie, wybrałam strój galowy. Czarne rurki, balerinki i luźna biała koszula z czarnym kołnierzykiem i mankietami. Dobrałam do tego naszyjnik od Zibiego i kolczyki, perełki. Wyglądałam skromnie i elegancko. W sam raz. O cholera, dochodziła 8.

-Aleeek?! – wydarłam się z łazienki. Szybko przybiegł.

-Co się stało?

-Zawieziesz mnie pod uniwersytet? – zapytałam ze słodkim uśmieszkiem przy tym szybko wachlując rzęsami.

-Weeeź, to ja tu myślę, że coś ci się stało bo tak krzyczysz, a ty tylko o podwózkę prosisz… - wywrócił oczami i poszedł do salonu.

-Czyli mnie podwieziesz? – zawołałam.

-Pewka, biorę kluczyki i jedziemy. – Szybko wyszłam z łazienki i ubrałam ramoneskę bo było na dworze dosyć chłodno. Wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się w stronę samochodu. Co chwila spoglądałam na zegarek aby tylko się nie spóźnić. Po 10 minutowej drodze dotarliśmy na miejsce. Podziękowałam Alkowi za podwózkę i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Ludzi było bardzo dużo, ale w końcu zaczął się apel. Wszyscy weszli do wielkiej auli. Pojawił się dziekan, wygłosił przemówienie, a potem odpowiadał na zadawane mu pytania. Następnie nieskończenie czekałam na wydanie legitymacji i wpis do jakiejś księgi. Nareszcie, po dwóch godzinach nudzenia się wyszłam z auli w celu udania się do domu. Było dobrze po 11, czyli Alek miał trening. No pięknie, pozostał mi długi spacer do domu. Dobrze, że wzięłam słuchawki, przynajmniej muzyka umili mi jakoś tą drogę. Szybko włożyłam je do uszu i ruszyłam, akurat leciała piosenka (http://www.youtube.com/watch?v=mk48xRzuNvA) .Całkowicie się w nią wsłuchałam, a otaczające mnie otoczenie tworzyło jeden, wielki teledysk.

-Przepraszam! – usłyszałam krzyk jakiegoś mężczyzny, jednakże nie zwracałam na to uwagi i dalej szłam przed siebie – Czy jest pani głucha?! – tym razem się odwróciłam. Czyli te słowa były kierowane do mnie. Ujrzałam chłopaka, wysokiego bruneta ubranego na galowo. Był mniej więcej w moim wieku.

-Raczej zakochana w muzyce – prychnęłam i po raz kolejny ruszyłam przed siebie.

-Ale mogłaby pani chociaż nie chodzić po ścieżce rowerowej – no tak, totalnie zapomniałam, ze chodzę po chodniku przeznaczonym dla rowerzystów.

-Przepraszam..-wydukałam nieśmiało i przeszłam na drugą stronę. Szłam dalej. On cały czas koło mnie jechał.

-Widziałem Cię na rozpoczęciu. Też zaczynasz studia na Uniwersytecie Rzeszowskim? – dopytywał ciągle jeżdżąc na rowerze.

-Skoro byłam na inauguracji to chyba będę studiować, nie sądzisz? – zapytałam ironicznie.

-No tak – spuścił głowę i zaśmiał się sam do siebie – Skoro będziemy się widywać dosyć często, to wypadałoby się przedstawić, Adam jestem .

-Ola..- podałam mu rękę i uśmiechnęłam się lekko.

-Miło mi Cię poznać, musze już lecieć. Do zobaczenia w poniedziałek na wykładach! – powiedział szybko po czym odjechał oglądając się kilka razy z mną. Nic nie odpowiedziałam, pomachałam mu tylko. Powróciłam do słuchania muzyki, tym razem szłam już dobrą stroną chodnika. Nie zeszło kilka minut a ktoś zaczął za mną trąbić, szybko odwróciłam się na pięcie. Samochód Alka zwinnie podjechał pod chodnik i się zatrzymał. Podbiegłam do niego i otworzyłam drzwi.

-To ty nie na treningu? – zapytałam szybko.

-Dopiero na 12  - wyszczerzył się – Czekałem na Ciebie pod Uniwersytetem, chciałem Cię odwieźć do domu, ale nie przychodziłaś. Postanowiłem, że pojadę do mieszkania i tak spotkałem Ciebie.

-No to małe nieporozumienie.. – uśmiechnęłam się i siadłam w fotelu zapinając pasy. –Ja myślałam, że masz trening, no ale nie wnikajmy już w szczegóły.

-Racja, to jak tam po inagruacji? – zapytał odpalając silnik.

-Inauguracji..- poprawiłam go i się wyszczerzyłam.

-Czepiasz się – dał mi kuksańca w bok.

-No poza tym, że wynudziłam się jak nigdy, to było nawet spoko.

-Nuda na rozpoczęciu to podstawa.

-A! Poznałam kogoś! Chłopak z mojego roku. Adam ma na imię.

-Uważaj bo powiem Zbyszkowi – zaśmiał się.

-Kabel, a zresztą zamieniłam z nim nie więcej niż 3 zdania, ciulu – posłałam mu wrogie spojrzenie i zaczęłam spoglądać na widoki za oknem.

-Widzisz? I po co było tak przeżywać? Będzie dobrze młoda.

-Ja tam mam mieszane uczucia.

Szybko dotarliśmy na miejsce, może dlatego, ze większość drogi przeszłam z tak zwanego „buta”. Pożegnałam się z bratem, bo ten miał jechać na trening, następnie udałam się do mieszkania i momentalnie znalazłam się na sofie.

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 26


Po porażce Resovii ze Skrą, Zbyszek zaczął ostro trenować, widywaliśmy się co 2-3 dni, to już nie to samo co miesiąc temu. Nie angażował się zbytnio w związek, ale ja to rozumiałam. Chciał trenować, ćwiczyć, to się dla niego teraz najbardziej liczyło. Mimo to, cierpiałam w samotności, zastanawiałam się czy zawsze tak będzie. Nie mówiłam o moich przemyśleniach nikomu, chciałam sama sobie wszystko poukładać. Wrzesień minął dosyć szybko, ale za to z utrudnieniami. Męczyły mnie myśli, że zacznie się rok akademicki i będę musiała zaczynać to wszystko od nowa. Nowi ludzie, uniwersytet, nauczyciele.. pewnie minie sporo czasu zanim się zaklimatyzuję.

-Ola, wszystko okej? – z moich przemyśleń wyrwała mnie Kasia, która siadła koło mnie na sofie. Była szczęśliwa, jak nigdy. Układało im się z Alkiem, dobrze, że o nią walczył.

-Wszystko w porządku..

-Nie wierzę, jesteś taka nieobecna ostatnio – popatrzyła się na mnie uważnie.

-Naprawdę nic się nie dzieje, tylko się zamyśliłam – wymusiłam uśmiech na mojej twarzy po czym odwróciłam wzrok i spoglądałam na okno.

-Dosyć często Ci się ostatnio to zdarza. W każdym razie, jeśli by się coś działo, wiesz gdzie mnie szukać – pocałowała mnie w policzek i wyszła z mieszkania. Ja udałam się do kuchni, Alka znowu nie było. Wyjechał na mecz. Chciałam z nim jechać, ale zabrakło biletów, musiałam kisić się w naszym gniazdku. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej pudełeczko lodów waniliowych. Usiadłam na sofie i włączyłam laptopa. Chciałam zrobić sobie totalny chillout bo jutro 1 października, rozpoczęcie roku akademickiego. Puściłam sobie album The  Script, kocham ten zespół, można się przy nim rozmarzyć. Weszłam na Skype, Olga była dostępna. Od razu do mnie zadzwoniła, nie rozmawiałyśmy ze sobą od jakichś dwóch tygodni, zdążyłam się stęsknić.

-No heeeej, nie zapomniałaś o mnie jeszcze? – zapytała z uśmiechem.

-Za Tobą? Nigdy w życiu! Lepiej gadaj co tam u Ciebie słychać – uśmiechnęłam się blado i wzięłam do buzi łyżkę lodów. Olga zmierzyła mnie tylko wzrokiem.

-Chyba to ja powinnam się Ciebie o to zapytać – zmarszczyła brwi i uważnie się przyglądała mojej reakcji. Zdziwiłam się gdy mnie o to zapytała.

-Eeeee, ale o co chodzi? – zapytałam zdezorientowana.

-Daj spokój, rozczochrane włosy, piżama w owce, lody waniliowe i słyszę The Script. Stało się coś! – ta dziewczyna mnie przeraża, zna mnie na wylot.

-Ze mną jest już aż tak źle? – roześmiałam się.

-No bywało lepiej – wyszczerzyła się, a ja posłałam jej wrogie spojrzenie, tylko w moim wydaniu wyglądało to dziwnie, a nie strasznie.

-No to co jest? – wypytywała. Chciałam uciec od tego tematu, ale też czułam, że chcę się komuś najzwyczajniej w świecie wyżalić.

-W sumie to nic się nie dzieje, oddaliłam się ze Zbyszkiem. Nie jest tak jak kiedyś – odwróciłam wzrok, patrzyłam na deszcz bijący po oknach.

-Ola, nikt nie mówił, że będzie łatwo.. dacie sobie radę, kochacie się. – blado się uśmiechnęłam, może ona ma rację. Będę walczyła o to, aby wzmocnić naszą więź –Musisz z nim porozmawiać, to jest podstawa.

-Nie, nie będę z nim o tym rozmawiała. To są tylko moje „obawy”, Nie chcę go wkurzać ani niepokoić.

-Jak tam sobie chcesz, ale według mnie to jest najlepsze wyjście.

-Dobra, dobra. Koniec tematu – uśmiechnęłam się szeroko – Gadaj co u Ciebie słychać.

-Ciekawie, no ciekawie jest. Za tydzień rozpoczynam rok akademicki…

-A ja jutro…- zrobiłam smutną minę.

-Łeeee, będziesz się dłużej ode mnie edukować – pokazała mi język.

-Ano! Pamiętasz, że Iwan miał iść na medycynę?

-Nooo tak, przyjęli go już.

-Zmienił zdanie i będzie ze mną studiował farmację. – zdziwiłam się, ale to przecież jego wybór. – A tak w ogóle, to przeprosił Cię? – zapytała niewinnie, chyba bała się mojej reakcji.

-Nie, nie przeprosił. W ogóle się nie kontaktujemy, a to może i lepiej. Wcale mi to nie przeszkadza, w sumie, to dopiero teraz wyszło na jaw, jaki jest naprawdę..- lekko się poddenerwowałam i sięgnęłam po kolejną łyżkę lodów.

-Od czasu wypadku strasznie się zmienił, jest drażliwy, ma wszystko w nosie no i zmienił sobie towarzystwo. Ja też z nim ostatnio nie gadam, jego obecność mnie…męczy.

-Wszystko się ułoży, nie martw się. W razie czego informuj mnie, okej? – Nie wiem jakie głupstwo może strzelić znowu do głowy Iwana. Od czasu wypadku wszystkiego mogę się spodziewać.

-Muszę kończyć Ola, mama mnie woła. Pogadamy kiedy indziej, trzymaj się – po tych słowach się rozłączyła a ja sięgnęłam po kolejną łyżkę lodów. Włączyłam folder ze zdjęciami i zaczęłam je oglądać. Te wszystkie chwile ze Zbyszkiem w Skate Parku, na mieście, powróciły. Aż się w oczach łezka kręci. Powspominałam, pomyślałam, zjadłam całe pudełko lodów i tak minęło mi popołudnie. Koło 19 drzwi otwarły się a do mieszkania wszedł Alek.

-Zgadnij kto został MVP meczu? – zapytał mnie cały skowronkach siadając w fotelu.

-Hmm, niech zgadnę pewnie Igła – zaśmiałam się. Zrobił poważną minę i wyciągnął z torby statuetkę.

-Ha! Nie Krzysiek, tylko ja! – wymachiwał mi statuetką przed oczami. Zrobiłam poważną minę, taką jak on wcześniej, ale po chwili rzuciłam mu się na szyję i pogratulowałam. Postawiłam nagrodę na komodzie i ponownie usiadłam na sofie. Alek poszedł w tym czasie do kuchni.

-Jak tam humorek przed jutrem? – roześmiał się i poruszał znacząco  brwiami.

-Nie dobijaj ludzi – wymusiłam lekki uśmiech i rzuciłam w niego poduszką.

-Nie będzie tak najgorzej, poznasz nowych ludzi, będzie fajnie – wyszedł z kuchni z piwem w ręku.

-Piwo?! Przecież nie wolno Ci pić alkoholu – zmarszczyłam brwi.

-Spokojnie – usiadł koło mnie i włączył telewizor – Bezalkoholowe – wyszczerzył się.

-No uff, już myślałam..

-Czuję się jakbyś była moją matką – zaśmiał się i położył nogi na moich kolanach.

-Gdzie te giry?! – wydarłam się zrzucając jego nogi jednocześnie się śmiejąc.

-No a niby gdzie? Na twoich kolanach, są takie mięciutkie- zrobił poważną minę z trudem powstrzymując śmiech.

-Od jutro chodzę na siłownie – powiedziałam z założonymi rękoma.

-Haha, żartowałem przecież chudzinko – przytulił mnie mocno i pocałował w policzek.

-To ty sobie oglądaj, a ja idę do łazienki – wstałam z sofy i ruszyłam do swojego pokoju po świeżą piżamę. Poszłam do łazienki, zabrałam wszystkie potrzebne kosmetyki i wzięłam długi prysznic. Nie mam pojęcia ile czasu tam siedziałam, ale chyba długo bo po chwili Alek zaczął dobijać się do drzwi. Pewnie myślał, że zasłabłam czy coś. Wysuszyłam się i wyszłam ubrana już do swojego pokoju. Była godzina 21, poszłam do Alka całując go w policzek na dobranoc po drodze wzięłam szklankę zimnej wody. Potem skierowałam się w stronę drzwi mojego pokoju. Położyłam się już na łóżku, ale zapomniałam nastawić budzik aby się nie spóźnić. Komórka leżała w szafce nocnej, otwierając ją zauważyłam bransoletkę od Iwana. Wzięłam ją do ręki, uważnie się jej przyjrzałam. Na srebrnej stronie serduszka był wygrawerowany napis:
„Kocham Cię i zawsze będę”

-Widać jak mnie kochasz..- prychnęłam. Otworzyłam okno i wyrzuciłam biżuterię. Od razu poczułam się lepiej. Położyłam się szybko do łóżka, momentalnie usnęłam.
___________________________________
Tam tadam tam tam ^^ Dzisiaj wybiło nam ponad 10000 wyświetleń :D Ba! Ponad ! :D Jesteśmy teraz mega szczęśliwe! Nie spodziewałyśmy się, że zdobędziemy tyle wyświetleń w półtora miesiąca :D Jakby nie patrzeć, myślałyśmy, że nikt nie będzie chciał czytać naszych wypocin :D Baaardzo miła niespodzianka :D Dziękujemy wam za wszystkie komentarze, dają nam naprawdę niesamowitego kopa! :D Jeszcze raz, dziękujemy za wszystko :D :* No i tak na koniec, mamy mały "bonus" :D Postanowiłyśmy, że dodamy nasze zdjęcie :D Śmianie się, dozwolone! :D Pozdrawiamy serdecznie! ;>

sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 25


Kolejne dni mijały bardzo szybko. Spędzałam czas ze Zbyszkiem, Alkiem i Kaśką. Tak na okrągło. Nie nudziło mnie to, w ciągu miesiąca poznałam ich bardzo dobrze. Z Bartmanem miałam świetne kontakty, rozumieliśmy się bez słów. Jest najcudowniejszym facetem jakiego dotąd poznałam, czułam się przy nim bezpieczna i przede wszystkim szczęśliwa. Kiedy się z nim spotykam, zapominam o otaczającym mnie świecie, a wszystkie smutki i wspomnienia uciekają. Sytuacje z Białorusi rzuciłam w zapomnienie, kłótnie z Iwanem, śmierć ojca…Teraz zaczynam nowy, lepszy rozdział w moim życiu. W końcu zbliżał się ten dzień, ważny dla mojego lubego. Rzeszowscy zawodnicy mieli się zmierzyć z drużyną z Bełchatowa. Cieszyłam się na ten mecz, dostałam nawet bilety od Zbyszka, problem w tym, że dopadła mnie choroba. Bartman i Alek nie byli z tego powodu zadowoleni, ale nic nie mogli poradzić. Zostało mi leżenie w łóżku i oglądanie transmisji w moim ukochanym telewizorku.

-Czyli Cię dzisiaj nie będzie? – Bartman podszedł do mojego łóżka i kucnął koło mnie.

-Duchem będę, ciałem niestety nie…- blado się uśmiechnęłam.

-Szkoda, ale trzymaj kciuki!

-O to nie masz się co martwić – ujęłam jego twarz w dłonie i mocno pocałowałam.

-Szkoda. To ja będę się zbierać, Alek już wyszedł i pewnie na mnie czeka. – powiedział po czym się uśmiechnął i poszedł w stronę drzwi.

-Skopcie im tyłki! – krzyknęłam i roześmiałam się sama do siebie.

Nie minęło 10 minut a do mojego mieszkania wparowała uśmiechnięta i ubrana w pasiaka Kaśka.

-Czyli Cię nie będzie dzisiaj na meczu? – zapytała z grymasem na twarzy.

-Wypadałoby się przywitać– powiedziałam z ironią.

-Ano, cześć! – machnęła ręką i poszła do kuchni nalać sobie soku.

-A co do twojego pytania, to idę na mecz – wyszczerzyłam się i wstałam z łóżka. Zszokowanie na twarzy Kaśki było nie do opisania. Mało co nie zachłysnęła się sokiem.

-Ale ty podobno chora jesteś?!
-Podobno, tak naprawdę to od dwóch dni czuję się dobrze, a dzisiaj chciałam zrobić chłopakom niespodziankę i przyjść na mecz im pokibicować – powiedziałam wstając z łóżka i przeciągając się we wszystkie strony. Choroba ma swoje dobre strony, wyspałam się za wszystkie czasy.

-Skubanica! Moja krew! Piąteczka ! – powiedziała z entuzjazmem. Przybiłam z nią głośną piątkę i zaczęłam robić sobie przekąskę – Tylko czemu mi nie powiedziałaś? – jej usta w tym momencie przypominały literę „C”. Nawet nie wnikam jak ona to zrobiła.

-Wolałam to zachować dla siebie. A tak w ogóle, to pójdę się ogarnąć, chłopacy zaczynają mecz za 4 godziny a ja nadal wyglądam jak..jak…nawet nie wiem jak to nazwać..- zamyśliłam się.

-…jak pomiot chińskiego taksówkarza…- dopowiedziała po czym się wyszczerzyła. Ta to zawsze wie co powiedzieć.

-Emmm…masz rację – odparłam spoglądając w lustro. Poszłam do łazienki, dzięki prysznicowi zmyłam z siebie ten cały brud i chorobę, nareszcie. Brakowało mi tego. Wysuszyłam włosy i tradycyjnie je rozpuściłam na samym końcu zrobiłam makijaż. Podkład, grubsza kreska, tusz i make-up, gotowy. Co do ubioru? To chyba oczywiste, pasiak, szalik Asseco Resovii, dobrałam do tego wszystkiego czarne legginsy i długie Conversy tego samego koloru.

-No to, to ja rozumiem! – powiedziała gdy zauważyła mnie wychodzącą z pokoju – Inna Ola! Nareszcie – uśmiechnęłam się tylko i usiadłam koło niej, miałyśmy jeszcze 2.5h do meczu. Postanowiłyśmy, że wyjdziemy za półtorej godziny. W tym czasie obejrzałyśmy sobie Rozmowy w toku, nieźle się przy tym uśmiałyśmy. To było jedno z licznych zajęć, które wprost uwielbiałyśmy. Maraton Rozmów w Toku, odhaczony, czas się zbierać. Szybko dotarłyśmy z Kaśką pod halę Podpromie, mimo iż była godzina do meczu, kibiców było mnóstwo, większość kibicowała gospodarzom, czyli naszym Resoviakom. Zajęłyśmy swoje miejsca i czekałyśmy na mecz. Zawodnicy zaczęli już wbiegać na boisko aby się rozgrzewać. Na samym początku pojawili się Bełchatowianie, dopiero po kilku minutach rozgrzewali się Rzeszowscy zawodnicy. Mecz zaczął się, niefortunnie dla Resoviaków. Szczęśliwe serwisy Bełchatowian dały im spore wyprzedzenie. Było 13:8, co jak co Skra radziła sobie w ataku. Po chwili Winiarski psuje zagrywkę i tym sposobem jest 13:9, nadal duża różnica punktów, mimo to Rzeszowianie nie poddają się. Walka toczyła się bardzo zacięcie. Piłka setowa dla Skry 24:23. Lotman na zagrywce, aut. I set wygrany przez Bełchatowian. Drugi, bardziej emocjonujący niż pierwszy, szli łeb w łeb, jednakże kontra Wlazłego na kompletnie czystej siatce, zakończyła II set porażką drużyny z Rzeszowa. Nastała przerwa, podbiegłam do barierek, Zbyszek nie zauważył mnie, trener tak. Zawołał Zbyszka i powiadomił go, że jestem na meczu. Ten szybko odwrócił się i podbiegł w stronę barierek. Szczęśliwy, ale zarazem przygnębiony i smutny.

-Ty niby chora jesteś – pocałował mnie w policzek.

-Niby, chciałam Ci zrobić niespodziankę. Dawaj z siebie wszystko. Dasz radę. Trzymam kciuki – pocałowałam go namiętnie i kazałam wracać na boisko. Chyba dało mu to niezłego kopa bo III seta rozpoczęli świetnie, niestety później było już coraz gorzej. 23:22 dla Skry. Bartman na zagrywce, jego piekielny serwis obronili siatkarze z przeciwnej drużyny spod band reklamowych. Piłka trafia do Kłosa, a ten ratuje się lekką kiwką koło siatki co zaskakuje rzeszowian. I takim sposobem jestem piłka meczowa dla Skry. Na twarzy Zbyszka  można było wyczytać rezygnację. Ostatnia akcja, zablokowany
Kovacević! Koniec meczu. I tak oto PGE Skra Bełchatów ograła w trzech setach Asseco Resovię Rzeszów w meczu 11. kolejki PlusLigi. MVP został Konstantin Čupković. Należało mu się, świetnie zagrany mecz. Perfekcyjne ataki i zagrywki.
Po całym spotkaniu podeszłam pod barierki wypatrując Zbyszka. Był tam, w nie najlepszym nastroju.

-Zbyszek! – krzyknęłam. Od razu się odwrócił, podszedł do mnie, nic nie powiedział tylko patrzył mi się w oczy. Ujęłam jego twarz w ręce – Byłeś świetny – szepnęłam.

-Wcale nie, byłem do kitu. Mogłem dać z siebie wszystko, nie zrobiłem tego… - odwrócił wzrok i spojrzał na kibiców. Był zdenerwowany na siebie. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.

-Zibi, każdemu sportowcowi zdarzają się dobre i złe chwile. Tak czy tak, byłeś dzisiaj niesamowity, mimo tego, że przegraliście kibice was kochają i nigdy nie przestaną! – powiedziałam z entuzjazmem i pokazałam na kibiców Resovii. Mina Zbyszka nieco się poprawiła, uśmiech na jego twarzy zagościł na chwilkę –Kocham Cię ,Zbyszek – pocałowałam go namiętnie, odwzajemnił go.

-Cieszę się, że przyszłaś..

-Dla Ciebie wszystko – uśmiechnęłam się lekko, a Zbyszek odgarnął mi kosmyk włosów z czoła.

-Muszę lecieć, do zobaczenia! – pocałował mnie w policzek i ruszył w stronę drzwi, jednakże zatrzymał go dziennikarz. Zbyszek pomimo oporów udzielił mu wywiadu. Z daleka się temu przyglądałam.

-Co się dziś stało? – zaczął niewinnie dziennikarz.

-Porażka, inaczej tego ująć nie można. Bełchatowianie byli dzisiaj lepsi, my za to mieliśmy kłopoty z serwowaniem i przyjmowaniem zagrywki. Najbardziej jednak smuci mnie fakt, że sam siebie zawiodłem, wiem, że mogłem lepiej dzisiaj zagrać. – powiedział ze spokojem i rezygnacją w głosie Zbyszek.- Cieszy mnie jednak to, że przez cały czas na trybunach kibicowała mi najważniejsza osoba w moim życiu – odwrócił wzrok w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. Dziennikarz zrobił zdezorientowaną minę.

-Czyżby dziewczyna? – zapytał.

-Tak, najukochańsza. Zawsze przy mnie jest. Nigdy się na niej nie zawiodłem. Kocham ją! – powiedział z entuzjazmem w głosie Zbyszek. Wiele osób zmierzyło mnie w tym momencie wzrokiem, czułam się dość niezręcznie. Zibi kontynuował wywiad jeszcze kilka chwil, po czym go zakończył ,a ja udałam się do wyjścia.  Poczekałam z Kaśką na chłopaków dobre pół godziny, w tym czasie zebrały się także wierni kibice oraz „hotki” oczekujący na autografy swoich idoli. Po kilku minutach zobaczyliśmy całą drużynę Resovii, podbiegłam do Zbyszka i pocałowałam go w policzek, przywitałam się z bratem i chłopakami.
-Świetny mecz.. Gratulacje! -  uścisnęłam każdego z osobna. Nie byli w sosie, nie chcieli nawet ze mną rozmawiać.

-Bywało lepiej..- zamruczał ponuro Igła.

-Chodźmy już…- szepnął mi do ucha Zbyszek i wziął mnie za rękę. Posłusznie przytaknęłam i poszłam z Zibim w kierunku samochodu.

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 24


Obudziłam się o 9, Alka jak zwykle już o tej porze nie było. Wstałam szczęśliwa z myślą, że dzisiaj znowu zobaczę się ze Zbyszkiem. Cieszyłam się jak dziecko. Ciekawe gdzie mnie zabierze. Włączyłam sobie Eskę, leciała właśnie piosenka (http://www.youtube.com/watch?v=BQkMHOPDdO0 ), w jej rytmie ruszyłam do łazienki. Zimny prysznic postawił mnie na nogi. Wysuszyłam włosy i lekko je podkręciłam. Makijaż zrobiłam neutralny, tylko kreskę na oku pogrubiłam. Ciuchy, ciuchy, ciuchy. Odwieczny problem każdej dziewczyny. W co by się tu ubrać. Ostatecznie zdecydowałam się na dżinsowe szorty, luźny sweter z BARTMANEM Simpsonem i czarne Conversy. Sweter powinien przypaść Zbyszkowi do gustu. Sama się do siebie uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę kuchni. Zrobiłam sobie jajecznicę i sok z pomarańczy. Po posiłku poszłam do pobliskiego sklepu po zakupy. Chciałam kupić kilka produktów na obiad dla Alka, gdyż mnie w tym czasie nie będzie, a z racji tego, że lubi jak gotuję to zrobię mu obiad i zostawię karteczkę, że jestem ze Zbyszkiem. Szybko wróciłam do domu i zaczęłam robić Alkowi obiad. Dzisiaj upichciłam braciszkowi zupę pomidorową z grzankami. Powinna mu smakować. Spojrzałam na zegarek, była 12.30. Za 30 minut powinien przyjechać Zbyszek. W tym czasie poprawiłam sobie makijaż i spryskałam perfumami, napisałam karteczkę do Alka „ Jestem umówiona ze Zbyszkiem. Nie czekaj na mnie. Obiad masz w lodówce. Tylko go podgrzej i będzie git ;)” Miałam jeszcze 15 minut czasu gdy zaczęło się pukanie do drzwi. Szybko podeszłam je otworzyć. Stał w nich Zbyszek.

-Już? – zapytałam zdziwiona.

-Spooko. Pojadę do domu i wrócę się za 15 minut – wyszczerzył się i podszedł bliżej aby mnie pocałować na przywitanie.

-Nie mówię, że mi się to nie podoba – powiedziałam po pocałunku.

-Całus czy to, że jestem wcześniej? – zapytał po czym znacząco poruszał brwiami.

-To, że jesteś wcześniej – dałam mu kuksańca w bok.

-Buuu – zrobił smutną minę, ale później się roześmiał, sam z siebie. – A tak w ogóle…to świetny masz sweter! – wyszczerzył się i pokiwał głową z uznaniem bacznie mi się przyglądając. – Jedziemy?

-Pewnie, a powiesz mi wreszcie gdzie?

-Dowiesz się jak dojedziemy – uśmiechnął się szyderczo. Lubił się ze mną droczyć. Wzięłam torbę i wyszliśmy z mieszkania, poszliśmy w stronę Audi Zbyszka. Tradycyjnie otworzył mi drzwi od strony pasażera, posłusznie wsiadłam do auta. Zauważyłam na tylnych siedzeniach lustrzankę.

-A więc nie żartowałeś z tymi zdjęciami – uśmiechnęłam się do niego.

-A czy ja kiedykolwiek żartowałem? – zaśmiałam się, to było akurat pytanie retoryczne.

-Haha, no raczej.

-Jesteś niemożliwa – powiedział odpalając silnik.

-Z wzajemnością – wyszczerzyłam się i powróciłam do oglądania widoków za oknem.
Z tego co wiem to byliśmy nadal w Rzeszowie i to w uliczkach dobrze mi znanych, jednakże za chwilę Bartman niespodziewanie skręcił i już znajdowaliśmy się dalej od centrum. Zibi zaparkował pod jakimś liceum ogólnokształcącym, wysiadł, chwycił lustrzankę i otworzył mi drzwi.

-Chcesz żebym się kształciła czy coś? – zaśmiałam się lekko zdezorientowana, wskazując na budynek.

-Nie głuptasie, chodź za mną – wziął mnie za rękę. Schodziliśmy z jakiejś górki. Dosyć wysokiej górki. Zamiast zastanawiać się gdzie mnie Bartman prowadzi to myślałam nad tym jak będziemy wracać pod tą górkę. Po kilku minutach spaceru byliśmy już na równi. Wszystkie domy, bloki zniknęły, a moim oczom ukazał się Skate Park. Zibi szybko wbiegł na jedną z wyższych ramp.

-Wchodź cieniasie – zawołał mnie do siebie.

-Serio? Nie chce polegnąć jak długa tak jak ty ostatnio z tego drzewa w parku – zaśmiałam się i dalej upierałam przy swoim.

-Wchodź na rampę, bo jak nie to do Ciebie zejdę i przekonasz się dlaczego jestem atakującym – powiedział z taką powagą w głosie jak jeszcze nigdy. Nie wiadomo kiedy zaczęłam się z niego śmiać. Co jak co, ale komicznie to wyglądało. Po chwili założył ręce na tors, zbiegł po rampie, chwycił mnie w pasie i zarzucił na swoje ramię. Już miał wchodzić na rampę, ale poślizgnął się i razem zjechaliśmy na plecach. Znaczy się, on zjechał na plecach, a ja na jego torsie.

-Niezdara, najpierw drzewo, teraz to - zaczęłam się z niego niemiłosiernie śmiać.

-Grabisz sobie Achrem – uśmiechnął się szyderczo i zaczął mnie łaskotać. Odwdzięczałam mu się tym samym. Z racji tego, że był sierpień, słońce piekło co nie miara, a rampa się nagrzewała, odskoczyliśmy od niej jak poparzeni- dosłownie. Bo tacy byliśmy. Zibi wziął szybko swoja lustrzankę i zaczął mi robić zdjęcia, a to poważne, a to z dziubkiem. „Samojebki” zabraknąć nie mogło, więc zrobiliśmy sobie razem słit focie i zaczęliśmy się wygłupiać.

-No, no, no. Normalnie Dżoana Krupa – powiedział przeglądając zdjęcia.

-Ahhh, ma się ten talent – głośno westchnęłam zarzucając swoje długie włosy do tyłu.

-To nie Ty. To Twoja Schauma – wyszczerzył się, a potem oboje płakaliśmy ze śmiechu. Teraz to ja wcieliłam się w rolę fotografa. No nieźle na fotkach wyszedł, trzeba to przyznać.

-Podaj mi swoje okulary – powiedział wyciągając rękę.

-Ale przecież masz swoje – zdziwiłam się, ale mu je dałam. Swoją parę miał na nosie, a moją założył na czoło. Teraz to musiałam mu zrobić zdjęcie.

-Lans na maksa – powiedziałam oglądając zdjęcia.

-No wiesz +20 do szpanu – wyszczerzył się i oddał mi okulary – Chodź, zaprowadzę Cię w jeszcze jedno miejsce – wyciągnął rękę w moim kierunku.
On chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Poszłam za nim, szliśmy w kierunku jakichś krzaków, Zbyszek łagodnie je odsunął. Ujrzałam niezły rów. Tak, rów, tylko on nie był taki zwyczajny. Osiągał chyba 10 razy większe rozmiary od normalnych.

-A że tak się zapytam w jakim celu tutaj przyszliśmy? – zapytałam się chłopaka, tylko się roześmiał.

-Nie tutaj chciałem Cię zaprowadzić, chodź za mną – dalej już nic nie mówił. Szybko przedostał się na drugą stronę. Całe to zdarzenie oglądałam z otwartą buzią.

-Dasz radę, szybko przebiegniesz – uśmiechnął się szeroko.

-A co ja ninja jestem? – po tych słowach się przełamałam i szybko przedostałam na drugą stronę, przy czym ubrudziłam sobie buty bo ten „rów” (jeżeli rowem to nazwać można) raczej czyściutki nie był.

-Pierzesz mi trampki – powiedziałam z poważną miną gdy tylko znalazłam się koło Zbyszka.

-Oczywiście, milejdi – zaśmiał się i wziął mnie niespodziewanie na barana. Szedł tak przez chwilę, aż w końcu ujrzałam wspaniały widok. Wszędzie drzewa, polany. Mogłam napajać się tym widokiem cały czas. W końcu zeszłam ze Zbyszka i usiadłam na kamieniu. Po chwili mój chłopak spoczął koło mnie. Widok był naprawdę piękny. Świetne oderwanie się od tego głośnego miasta. Siedzieliśmy wtuleni w siebie dobre kilka minut, żadne z nas się nie odezwało, ale to nic. Sama cisza była bardzo przyjemna.

-Niby sportowiec, a lubisz takie ciche zakątki, co nie? – zapytałam półszeptem.

-Szczerze, to nigdy nie lubiłem dużych miast i tego całego huku. Cieszę się, że jest w Rzeszowie takie miejsce gdzie można spokojnie posiedzieć – powiedział cicho wpatrując się w krajobraz. Nie mogłam się napatrzeć, był naprawdę świetny.

-Przyjedziemy tutaj jeszcze raz co nie? – zapytałam się go przytulając go mocniej.

-Z Tobą zawsze..- lekko musnął moje usta i uśmiechnął się szeroko. Zaczęło się robić chłodniej, zaczęliśmy powoli wracać do samochodu. Nagle Zbyszek przystanął i włączył lustrzankę.

-Ostatnie..-zrobił maślane oczy- z dziubkiem było, teraz z całusem..- nadstawił usta. Nic nie odpowiedziałam tylko podeszłam do niego i mocno pocałowałam.

-Hmmm…powiedzmy, że za późno zrobiłem zdjęcie, jeszcze raz poproszę – zaśmiał się i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

-No ciul no, ale będę łaskawa i ci moich usteczek użyczę – wyszczerzyłam się, po czym ujęłam jego twarz w dłonie i złożyłam na jego ustach długi pocałunek. No teraz to on musiał zrobić to zdjęcie.
Z dumą na mnie popatrzył, a oczęta mu się zaświeciły.

-Hola, hola, coś za coś. Nie chcę mi się wchodzić pod tą górkę – zaśmiałam się i stanęłam w miejscu.

-Wskakuj – pokazał mi na plecy, a ja od razu na nie "wskoczyłam". Momentalnie znaleźliśmy się przy samochodzie. Droga do mojego mieszkania trwała równie szybko, a szkoda. Nic innego mi wtedy do szczęścia nie potrzeba. Po dojechaniu pod mój blok wysiadłam z auta. Zbyszek momentalnie się koło mnie zjawił, chwycił za dłonie.

-Słodkich snów – powiedział czule i pocałował w usta.

-Nie idę jeszcze spać przecież głupku– roześmiałam się ciągle patrząc w jego oczy.

-Ale to tak na przyszłość – uśmiechnął się szyderczo.

-To ja będę już lecieć, dziękuję za dzisiejszy dzień, było świetnie.

-To ja dziękuję – przytuliłam go i poszłam w stronę drzwi – Kocham Cię! – krzyknął za mną, ja tylko się uśmiechnęłam i wysłałam mu całusa w powietrzu.


wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 23


Mając dzień „wolnego” nieźle się poleniłam, no w pewnym sensie, bo wysprzątałam całe mieszkanie, zrobiłam pranie i ugotowałam obiad. Ale za to spędziłam go samotnie. Lubię tak czasami posiedzieć, do nikogo się nie odzywać. Jest taka cisza i spokój, a ja mogę nad wszystkim pomyśleć i niczym się nie przejmować. Dochodziła 12, a jak wstałam z łóżka, tak dotąd chodzę w takim stanie. Mhm, potargane włosy, piżama i podpuchnięte oczy. Trzeba się w końcu ogarnąć więc ruszyłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam się dokładnie i wyszłam z kabiny. Tego mi było trzeba, czułam się jak nowonarodzona. Szybko wysuszyłam włosy i wzięłam się za makijaż. Dzisiaj postawiłam na prostotę. Z tego względu, że nigdzie nie miałam zamiaru wychodzić. Podkład, tusz, blado różowa szminka i makijaż gotowy. Ubiorem też zbytnio się nie przejmowałam. Granatowe rurki, luźny szary top i czarne Vansy. Dzisiaj stawiałam tylko na wygodę. Zaniosłam piżamę do szafy i wróciłam do kuchni. Zajęłam się przyprawianiem dania gdyż Alek zaraz powinien być. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

-Alek? – zawołałam i od razu uśmiechnęłam się sama do siebie. Nikt nie odpowiadał.

-Przyjdzie zaraz. – usłyszałam znajomy głos. Cichy, spokojny, jak nigdy.

-Zbyszek? – zdziwiłam się na widok mojego chłopaka. – A co ty tutaj robisz? Stało się coś? – powiedziałam całując go w policzek.

-Przyjechałem, żeby zadać Ci to samo pytanie – uśmiechnął się blado i popatrzył w moje oczy.

-Ale przecież nic się złego nie dzieje – zmarszczyłam brwi.

-No Alek mówił mi coś innego. Próbowałem do Ciebie dodzwonić, ale nie odbierałaś więc postanowiłem do Ciebie przyjechać.

-Chciałam pobyć sama, w ciszy i spokoju, przepraszam. Po prostu nie mam dzisiaj humoru– uśmiechnęłam się na przymus i odwróciłam wzrok. Zbyszek to zauważył i pogłaskał mnie po policzku i podnosząc mój podbródek w swoją stronę, tak, abym spojrzała w jego oczy. Były głębokie, zielone.. po prostu piękne. Po jego wyrazie twarzy miałam wrażenie, że czyta wszystko z moich oczu.

-Coś się stało…- powiedział cicho.

-Nic się złego nie stało, po prostu miałam zły sen.. tyle wszystkiego – powiedziałam z lekkim uśmiechem ciągle patrząc się w jego oczy.
-Mam rozumieć, że brałem w nim udział.

-No tak, Magda też..- wydukałam z siebie i nie czekałam długo gdy pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Zbyszek szybko to zauważył i od razu ją wytarł ciągle na mnie spoglądając.
-Opowiedz mi o tym, ale nie płacz..

-Śniło mi się, że byliście parą, zakochaną, szczęśliwą no i zaręczoną. A w dodatku ty powiedziałeś, że nigdy mnie nie kochałeś i nie kochasz…- rozkleiłam się. Zbyszek cały czas przyglądał mi się aż w końcu mocno mnie do siebie przytulił i pocałował.

-Kocham Cię, przecież o tym wiesz..

-Tak, ale to było tak realne.. Może to tylko moje obawy..

-Jakie obawy? Że mogę Cię zdradzić?! Nigdy bym tego nie zrobił…- powiedział czułym głosem po czym ujął moja twarz w swoje dłonie – A teraz przestań płakać, i nie myśl już o tym, bo znowu Ci się coś przyśni..- delikatnie musnął moje usta.

-Dobrze, uspokoiłeś mnie troszkę. Dziękuję, że przy mnie jesteś. Zostaniesz u nas na obiad? – uśmiechnęłam się szeroko do Bartmana. Chyba był zaciekawiony ta propozycją.

-Co mi szkodzi. Zostanę – wyszczerzył się i zdjął buty. W tej chwili wszedł do mieszkania Alek, najpierw cicho je uchylając.

-Można? – zapytał niepewnie.

-Stary, Twoje mieszkanie, a ty się pytasz czy można wejść, właź – zawołał go radosny Zibi.

-Chodziło mi o co innego, ale okej – brat zdjął bluze i podszedł do nas. – W porządku Ola? – zapytał przytulając mnie ramieniem i całując we włosy.

-Tak, wszystko spoko. Chyba zbyt emocjonalnie do tego wszystkiego podchodzę…

-Od zawsze taka byłaś, ale to już Twoja natura – zaśmiał się Alek siadając do stołu.

-Zbyszek zje z nami dzisiaj obiad – oznajmiłam podając chłopakom moje danie. Alek tylko przytaknął i zaczął nakładać sobie solidną porcję sałatki.

-Za często u was jem te obiadki, następnym razem ja was zaproszę i coś upichcę – wyszczerzył się i spoglądnął na mnie. No tak, trzeba przyznać, że kucharz z niego dobry. Mogłam się o tym przekonać jak byłam w jego mieszkaniu. W ten sam dzień co Iwan miał wypadek. No właśnie, Iwan, ciekawe jak z nim jest. Z mojego rozmyślania nad byłym przyjacielem wyrwał mnie jednak Zbyszek.

-Interesujesz się fotografią? – zdziwił się gdy zobaczył moją lustrzankę na komodzie.

-No można tak powiedzieć, mam na sowim koncie kilka wygranych konkursów – uśmiechnęłam się nieśmiało do Zbyszka. Ten cały czas się do mnie szczerzył i uważnie przyglądał.

-No to PJONA, ja też się nią interesuję – przybiliśmy sobie głośna piątkę i zaczęliśmy się śmiać. Alek po skończonym posiłku odszedł od stołu i poszedł do łazienki.

-Będę się już zbierać. Pyszny obiad kochanie – pocałował mnie w policzek. – A tak w ogóle, to co robisz jutro po południu? – zapytał zakładając buty.
-Haha, a co? Znowu chcesz mnie gdzieś wyciągnąć? – zaśmiałam się, ciągle patrząc się na niego.

-Powiedzmy – puścił mi oczko i pokazał rząd swoich białych zębów – No i jeśli nie masz nic przeciwko, wezmę aparat i popstrykam parę fotek mojej ślicznej dziewczynie – popatrzył mi w oczy i mocno pocałował.
-Chcesz się w Tyszkę pobawić? – wyszczerzyłam się.

-Tak – odpowiedział dumnie – Bo wiesz, Tyszka robi zdjęcia tylko tym najładniejszym dziewczynom – uśmiechnął się i przytulił na pożegnanie.

-Nie podlizuj się – dałam mu kuksańca w bok.

-Jutro o 13 po Ciebie przyjadę – rzucił na pożegnanie – Będę tęsknić! – krzyknął chyba na cały blok wychodząc na klatkę. Starsza pani wchodząc po schodach tylko spojrzała na niego , uśmiechnęła się i z niedowierzaniem pokręciła głową.

-Zakochani..- westchnęła.

-…i szczęśliwi – dodał Zbyszek, po czym uśmiechnął się szeroko i wyszedł z bloku. Teraz już wiem, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem. Mam go, jest zawsze przy mnie, nie zamieniłbym go na nikogo innego. Wróciłam do mieszkania. Zobaczyłam Alka, który sprzątał po obiedzie. Podeszłam do niego.

-Zostaw, ja pozmywam, idź się poleń trochę – uśmiechnęłam się do brata.

-Ej no bez jaj, gotujesz mi TAKIE obiady, że ja muszę Ci w czymś pomóc – wyszczerzył się.

-Wystarczy, mi to, że u Ciebie mieszkam bracie- dałam mu kuksańca w bok i zaczęłam zbierać wszystkie naczynia.

-To nie fair – burknął rozbawiony.

-Też Cię kocham, a teraz idź się połóż bo pewnie jesteś zmęczony po treningu – powiedziałam do brata i wzięłam się za zmywanie.

-Dobrze mamo – roześmiał się i posłusznie poszedł do sypialni. Ja w tym czasie zmyłam wszystkie naczynia. Poszło mi sprawniej niż mi się wydawało. Po tym jakże nużącym zajęciu zaległam na sofie w salonie i patrzyłam się w sufit. Rozmyślałam nad życiem. Z jednej strony jestem szczęśliwą osobą, a z drugiej nie. Spotkało mnie tyle nieszczęść w życiu, że już chyba niczym zaskoczona nie będę. Ale co ja mówię, przecież jestem szczęśliwa. Dzięki przeprowadzce do Polski, zaczynam nowy rozdział w życiu. Teraz już wszystko musi być dobrze. Tutaj mam kochającego brata, świetnego chłopaka i przemiłą kumpelę. Na razie mam tylko ich tutaj, ale oni wystarczają mi do szczęścia.
Wstałam z kanapy, wzięłam lustrzankę z szafki i ponownie się położyłam. Zaczęłam oglądać zdjęcia, moje, mamy, Olgi, Alka i..Iwana. Wszystkie z nim usunęłam. Nie chce mieć nic co by mi o nim przypominało. Zakończyłam ten rozdział w życiu, do którego już nie chcę wracać. Pooglądałam jeszcze kilka chwil zdjęcia aż w końcu spojrzałam na zegarek, zbliżała się 17. Poszłam obudzić Alka, bo później znowu będzie oglądać filmy po nocy.

-Śpiochu, wstawaj – poruszałam jego ręką.

-Najpierw chcesz, żebym poszedł odpocząć, a teraz mnie budzisz – zaśmiał się, po chwili jego mina spoważniała – Siostra, oświadczam iż jesteś dziwna – teraz to dostał ode mnie piękny pocisk poduszką w twarz. Zaśmiałam się tylko i szybko wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Usłyszałam, za sobą dźwięk poduszki "lądującej" na drzwiach. Tak, tak, rzeczywiście Alek ma świetny refleks. Zaśmiałam się sama do siebie i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam laptopa i włączyłam facebook’a, pocztę i youtube. Czyli jak zawsze. Zero powiadomień, zero wiadomości, cicho. Nic się w świecie nie dzieje i nikt o nic nie wypytuję. To może nawet lepiej. Wyłączyłam facebook’a i przesłuchałam sobie nowy album Linkin Park. I tak mi minął wieczór. Wynudziłam się troszkę, ale w końcu trzeba wypocząć przed studiami. Za miesiąc się w końcu zaczynają. Wyłączyłam laptopa i poszłam do kuchni, zbliżała się 20, poszłam zrobić sobie kanapki, Alek był już po kolacji i wyruszył do łazienki. Ja po zjedzeniu mojego posiłku zrobiłam to samo. Odprawiłam cały rytuał i poszłam spać.
__________________________________
Dzisiaj Dynamo Moskwa wygrało z Trentino Volley, 3:2! Brawa dla Bartka i jego kolegów z zespołu :D
Dzisiaj odbędą się jeszcze dwa mecze Arkas Izmir -PGE Skra Bełchatów i Asseco Resovia Rzeszów - Lube Banca Marche Macerata :D Jakie wyniki obstawicie? :D