No i idzie wataha. Trudno jej było nie zauważyć…no i
usłyszeć. Roześmiani, głośni dwumetrowcy. Oczywiście z Igłą na czele. Z daleka
zauważyłam Pitera, Kosę, Zibiego, Paul’a, Lukasa, Nikole i Wojtka. Czyli
„podstawowa” ekipa imprezowa. Strzelam, że reszta po prostu nie mogła przyjść.
Grupa siatkarzy szybko do nas podeszła i przywitała się ze mną i Alkiem.
-Co wy tak wcześnie? Mieliście być na 19 dopiero –
wyszczerzył się brat witając się z Krzyśkiem.
-Widzicie chłopaki…tak nas chcą! – powiedział „smutny” Igła.
Wszyscy pokiwali zgodnie głowami i udawali obrażonych.
-Nie to, że was nie chcemy, ale właśnie idziemy do sklepu –
powiedziałam z uśmiechem patrząc na Igłę.
-Wkręcaj nas wkręcaj..
-No tak. Dotrzymacie nam towarzystwa? – uśmiechnęłam się
szeroko.
-Nie wiem czy jesteście godni iść z takimi ważnymi i
pięknymi istotami – powiedział z dumą Pit, przeciągając ręką po swoich włosach.
-Phi, nie to nie. Chodź Alek, my idziemy po słodkości! –
wzięłam brata pod rękę i minęłam chłopaków. Kącikiem oka zobaczyłam, że
większości z nich w oczętach zapaliły się świeczki.
-Ja.ja..jakie słodkości? – wydukał z siebie powoli Igła,
który miał oczy jak złotówki.
-Procentowe – odparł dumnie Alek szczerząc się od ucha do
ucha.
-Idziecie do monopolowego? – zapytał łamaną polszczyzną
Lukas.
-Tak - powiedzieliśmy we dwoje chórem.
-Było tak od razu –odparł szybko uśmiechnięty Kosa, po czym
wszyscy razem ruszyliśmy. Trochę dziwnie się tam czułam, ze względu na to, że
byłam jedyną dziewczyną w tej męskiej grupie. Po kilkunastu metrach spaceru
poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę, odwróciłam się szybko.To był Zbyszek.
Uśmiechnęłam się na jego widok, tak dawno go nie widziałam.Strasznie się za nim
stęskniłam.
-No cześć Achrem – powiedział z tym swoim uśmieszkiem.
-No cześć Bartman – odpowiedziałam mocno całując ukochanego
w usta. Tak bardzo mi tego brakowało.
-Niby twoim chłopakiem jestem, a jako ostatniego mnie
witasz….no beszczel..- zrobił minę zbitego psa i nadstawił policzek.
-Czekasz na spoliczkowanie czy buziaka? – wyszczerzyłam się.
-Oczywiście, że na to drugie – powiedział z wyrzutem po czym
wspięłam się na palce i dałam mu soczystego całusa w policzek – No! Wybaczam –
odpowiedział z uśmiechem po czym objął mnie ramieniem i razem już dołączyliśmy
do chłopaków idących przed nami.
-Nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłam – wtuliłam się w jego
tors i lekko przymknęłam oczy – Tak długo Cię nie widziałam…
-To wszystko przez te treningi i mecze…porażka ze Skrą dała
mi dużo do myślenia i zmotywowała do cięższej pracy..
-No w to nie wątpię..- mruknęłam cicho.
-Ale obiecuję Ci, że nadrobię stracony czas, obiecuję! –
przygotował palce jak do ślubowania.
-Cieszę się – powiedziałam uśmiechając się do niego i
patrząc w jego piękne, zielone, głębokie oczy. Szybko dałam mu kolejnego całusa
po czym przytuliłam się do niego jeszcze mocniej.
Po kilku minutach spaceru dotarliśmy do sklepu. Lampy na
ulicach były już zaświecone gdyż stawało się coraz ciemniej i zimniej.
-Tam tadam tam tam – zanucił uradowany Paul, który jako
pierwszy wszedł do sklepu. Alek od razu skierował się w kierunku kasy prosząc o
wybrany alkohol,a ja podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej żurawinowego
Redds'a. Podałam je Alkowi do zapłaty, ten tylko zmierzył mnie wzrokiem.
-A ty niby abstynent jesteś? – zmarszczył brwi.
-Jedno piwo to jeszcze abstynencja – dodałam z uśmiechem.
-Aleeek, daj spokój siostrze. Redds to taki …soczek –
wyszczerzył się Igła.
-Ty to zawsze wiesz co powiedzieć! Ale dziękuję! –
poklepałam libero po plecach i podeszłam do Zbyszka. Zajmowaliśmy praktycznie
cały sklep, no ale w końcu rzadko jest tylu siatkarzy w jednym sklepie. Poza
sprzedawczynią, która była dosyć zdezorientowana i oszołomiona widząc tyle sławnych osób, nie było raczej nikogo. Nie licząc pijaczyny,
który właśnie wszedł do sklepu. Alek w tym czasie wybierał wino, nie mógł się
na żadne zdecydować. Zacięcie rozmawiał ze sprzedawczynią o smaku tego wina.
Wziął butelkę, widać było, że nie może się zdecydować.
-Proszę Pani, ale czy to wino jest na pewno dobre? – zapytał
się jeszcze raz sprzedawczyni.
-Proszę Pana…- powiedział już dość zniecierpliwiony całą
sytuacją, żul stojący za Alkiem - …tutaj wszystko jest pyszne – odparł z pełną
powagą. Nie to co my, śmialiśmy się na cały głos, połowa z nas aż wyszła ze
sklepu. Po chwili Alek wybrał już właściwe wino i ruszyliśmy wszyscy do
mieszkania obładowani torbami z alkoholem.
-A tak „baj de łej”, to kto u was prowadzi? – zapytałam w
końcu.
-Ja! - wyszedł naprzeciw mnie uśmiechnięty Lukas.
-No i chyba ja…- powiedział Nikola, tym razem smutnym
głosem.
-Czyli picia nie będzie…- przedrzeźnił go Igła – Jak
przykro..
-Zobaczymy kto się będzie jutro śmiał na treningu –
powiedział uśmiechnięty po czym przybiłam z nim głośną piątkę. Krzysiowi nieco
mina zrzedła
-No to ja się będę trzeźwych trzymać – wyszczerzyłam się i
podeszłam do Lukasa i Nikoli.
-Hyyym, to ja może pić nie będę – Bartman przeczesał włosy i
wziął mnie pod rękę.
-Zbychu! Ty?! – Piter dostał tak zwanego „oczopląsu”.
-No ja, a kto..- uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w
policzek.
-Pij do woli, przecież dziewczyny Ci nie odbiję – mrugnął
okiem Lukas.
-Coo? Nie o to mi chodzi, jutro trening jest no i po
prostu nie chce być skacowany…- powiedział trzymając mnie za rękę. Można było
usłyszeć ciche „taaaaa” chłopaków. Po spacerze w końcu dotarliśmy na nasze
piętro, zauważyliśmy Pana Nowickiego.
-Dobry wieczór! – krzyknęłam do sąsiada.
-Dobry wieczór panienko, a co to? Impreza się szykuje? –
zapytał spoglądając na chłopaków.
-Nie impreza. Raczej ciche spotkanko – powiedział uczynnie
Krzysiek.
-Dobrze, dobrze, ja się już tam nie mieszam. Miłej zabawy! –
powiedział uśmiechnięty Pan Jarek po czym odpowiedzieliśmy grzeczne
„Dziękujemy” i weszliśmy do mieszkania. Chłopcy od razu rozebrali się kurtek i
butów po czym od razu poszli do salonu. Ja weszłam do mieszkania jako
ostatnia więc rozebranie się zajęło mi trochę więcej czasu.
-Kocham Cię! – krzyknął uradowany Pit i podbiegł do mnie
dając mi buziaka w policzek. Moja mina wyglądała mniej więcej tak o___O.
-Tylko mi tu bez takich! – powiedział nieco zdenerwowany
Zbyszek.
-Ale o co chodzi? – zapytałam Pitera, który był już w
salonie.
-Ty się pytasz jeszcze o co chodzi?! O to! – palcem wskazał
na stół z ciastami. Uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam do kuchni.
-Ja to chyba więcej tutaj zjem niż na wigilii u rodziny..-
pogłaskał się po brzuchu Lotman.
-No to ja się bardzo cieszę – wyszczerzyłam się i usiadłam
koło przyjmującego.
-No ale trener nie będzie zadowolony widząc twoje sadło -
Lukas poklepał przyjaciela po plecach.
-Zgańcie na mnie – uśmiechnęłam się szeroko i włączyłam TV.
Wszystkie oczy w tym momencie były skierowane na mnie – No co?- zapytałam
zdezorientowana.
-Ola dostanie opieprz od trenera – powiedział wesolutki
Kosa.
-Raz się żyję – powiedziałam i wzięłam się za zajadanie
mojego Murzynka. Całe spotkanko mijało w bardzo przyjaznej atmosferze, mimo
tego iż chłopaki wypili już jedną butelkę wina, trzymali się całkiem nieźle. No
bo w sumie, co to na nich. Ja natomiast postanowiłam napocząć swojego Redds’a.
Pech chciał, że przy otwieraniu się skaleczyłam, krew poleciała ciurkiem po
mojej dłoni.
-Kurwa…- powiedziałam cicho.
-Siostra, ja wiem, że nauka polskiego Ci dobrze idzie, ale
weź się trochę z wulgaryzmami ogranicz, co? – powiedział brat.
-Ale wiesz, mama mówiła „Bierz przykład z brata” –
wyszczerzyłam się – No to biorę – wstałam z sofy i ruszyłam do kuchni aby
przemyć ranę. Usłyszałam tylko ciche „Ale cię pojechała” Pitera. Sama się do
siebie uśmiechnęłam.
-No ale wiesz, zachowujesz się jak rodowita polka –
skwitował sumiennie uśmiechnięty Krzysiek.
-Miło mi z tego powodu – wyszczerzyłam się i z opatrzonym
paluchem wróciłam do chłopaków.
-Daj to łamago..- powiedział Zbyszek wyciągając rękę w
stronę mojego piwa –Widać, że abstynent jesteś – wyszczerzył się i jednym
ruchem otworzył butelkę. Dałam mu kuksańca w bok po czym już zanurzyłam usta w
napoju. Po niecałych dwóch godzinach alkohol się skończył.
-No no, szybcy jesteście- pokiwałam z uznaniem głową.
-Lata praktyki – Paul uśmiechnął się jak głupi do sera.
-Będę pakuniać.. – powiedział rozczulony Piter.
-Stary, przecież monopolowy zamykają dopiero za godzinę –
poklepał go po plecach Alek.
-Daj se siana. Placków już nie ma! – powiedział smutno i
schował twarz w dłonie.
-Wiedziałam..- szepnęłam i ruszyłam w stronę kuchni. Wyjęłam
z górnej szafki dwa talerze przepełnione moimi specjałami. Poszłam z wypiekami
do salonu i położyłam na ławie. Wszystkim szczęka opadła.
-No co, zawsze mam coś w zapasie – powiedziałam siadając
koło Zbyszka. Chłopcy od razu rzucili się na ciasta. Ciekawe jak oni to tam
wszystko mieszczą. Zbliżała się 24. Chłopaki już powoli przysypiali, a ja
delikatnie dałam im do zrozumienia żeby się już zbierali. Posłuchali mnie i po
chwili już wszyscy ubierali się do wyjścia. Świetnie się bawiłam, dobrze, że
zorganizowaliśmy takie małe spotkanko, w końcu dawno tych wariatów nie
widziałam. Cały wieczór minął bardzo fajnie, Zbyszek rzeczywiście nie pił. Cały
czas był praktycznie przy mnie. Razem z Alkiem też się ubraliśmy i wszyscy
zeszliśmy na dół, postanowiliśmy odprowadzić ich pod samochody, aby nie zrobili
żadnych głupot, co z nimi jest bardzo prawdopodobne. Pożegnaliśmy się ze
wszystkimi i już wracaliśmy do domu.
-Jadą świry jadą!- krzyknął uradowany Krzysiu.
-Boże..- strzeliłam faceplama i poszłam w kierunku
mieszkania. Szybko weszliśmy na nasze piętro i od razu ruszyliśmy do naszych
drzwi. No nie powiem, w świetle nasze mieszkanie zupełnie inaczej wyglądało.
-Mam to wszystko gdzieś, jutro posprzątamy..- powiedział
ledwo co stojący Alek, po czym runął jak długi na sofie.
-No ty Ty sobie śpij, a ja powyrzucam tylko butelki i ogarnę
trochę kuchnie – powiedziałam szybko, ściągając buty. Szybko wszystko
powyrzucałam i ogarnęłam, a Alek jak leżał tak leży. No nic, biedak usnął na
kanapie. Przykryłam go tylko kocem i postawiłam butelkę wody mineralnej na
ławie, jakby co. Sama ruszyłam pod prysznic i się odświeżyłam. Następnie udałam
się do łóżeczka i szybko zasnęłam myśląc o jutrzejszych poniedziałkowych
wykładach.