Szybko mijały minuty, godziny, dni. Nie obejrzałam się ,a już
minął cały listopad. Ten miesiąc okazał mi się być bardzo przyjazny. Magda mi
nie docinała, nie zostawiała żadnych niespodzianek pod drzwiami, na wykładach
miałam wsparcie w postaci Adama. A poza uczelnią – Zbyszka, Kaśki i Alka. Zibi
zgodnie z obietnicą spędzał ze mną każdą
wolną chwilę, aż sama jestem pod wrażeniem. Tak się przyzwyczaiłam do Bartmana,
że nie wyobrażam sobie dnia bez niego.
***
Zbliżał się okres świąteczny. No prawie. Dziś jest 7 grudnia, to tak jakby okres świąteczny. Wszystkie galerie, uliczki przystrojone były choinkami i różnymi światełkami. W sklepach pojawiały się ozdoby, słodycze w kształcie Mikołajów, reniferów. Aż mogło się poczuć tą atmosferę. Powoli zaczynałam myśleć nad prezentami dla bliskich. W ogóle nie miałam pomysłu na to co im dam. Zbyszkowi, Kaśce i Alkowi, zresztą mamie też pasowałoby coś dać. Już o Oldze nie mówię, bo to chyba oczywiste. Postanowiłam się wybrać z Adamem do galerii Milenium na zakupy. O szlag! Całkowicie o nim zapomniałam. Jemu też powinnam coś kupić. Taka już jestem, lubię obdarowywać ludzi. Coś czuję, że w tym roku moje konto bankowe opustoszeje. Czyli buszowanie po sklepach odpada. Trzeba poszukać czegoś w internecie. Przy Alku raczej nie, ale poświęcę jedną nockę i pozamawiam wszystko. Nurtowała mnie tylko jedna myśl. Gdzie spędzę te święta i przede wszystkim, z kim. Będę musiała porozmawiać o tym z Alkiem. Z wielką chęcią pojechałabym na Białoruś, do mamy, aby spędzić z nią święta. Ale z drugiej strony nie chcę opuszczać Zbyszka.
***
Zbliżał się okres świąteczny. No prawie. Dziś jest 7 grudnia, to tak jakby okres świąteczny. Wszystkie galerie, uliczki przystrojone były choinkami i różnymi światełkami. W sklepach pojawiały się ozdoby, słodycze w kształcie Mikołajów, reniferów. Aż mogło się poczuć tą atmosferę. Powoli zaczynałam myśleć nad prezentami dla bliskich. W ogóle nie miałam pomysłu na to co im dam. Zbyszkowi, Kaśce i Alkowi, zresztą mamie też pasowałoby coś dać. Już o Oldze nie mówię, bo to chyba oczywiste. Postanowiłam się wybrać z Adamem do galerii Milenium na zakupy. O szlag! Całkowicie o nim zapomniałam. Jemu też powinnam coś kupić. Taka już jestem, lubię obdarowywać ludzi. Coś czuję, że w tym roku moje konto bankowe opustoszeje. Czyli buszowanie po sklepach odpada. Trzeba poszukać czegoś w internecie. Przy Alku raczej nie, ale poświęcę jedną nockę i pozamawiam wszystko. Nurtowała mnie tylko jedna myśl. Gdzie spędzę te święta i przede wszystkim, z kim. Będę musiała porozmawiać o tym z Alkiem. Z wielką chęcią pojechałabym na Białoruś, do mamy, aby spędzić z nią święta. Ale z drugiej strony nie chcę opuszczać Zbyszka.
-Alek? – zapytałam cicho siadając koło brata.
-Hmm?
-Myślałeś nad tym, gdzie spędzimy święta? – popatrzyłam się
w jego oczy. Były trochę niespokojne i zagubione.
-Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia. Ale wiem jedno..-
powiedział lekko się uśmiechając.
-Tak?
-Chciałbym aby Kasia poznała mamę – uśmiechnął się sam do
siebie patrząc w okno. Rzeczywiście, są ze sobą i widać, że to poważny związek.
Mama powinna poznać Kasię.
-Ale kiedy? – zapytałam niewinnie.
-Święta, to wydaję mi się być odpowiedni czas..- mrugnął
okiem i poszedł do kuchni po jabłko. Wrócił i od razu się w nie wgryzł – Tylko
jest jeden problem, a może nawet więcej? – powiedział spokojnie.
-Dawaj, ja coś wymyślę – uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam
po turecku.
-No dobra. Po pierwsze, nie wiem czy zgodzi się na ten
wyjazd, no bo przecież ona też ma rodzinę i to pewnie z nią chciałaby spędzić święta. Po drugie, nie jestem pewien tego, czy będzie chciała poznać mamę.. –
wgryzł się w jabłko a ja analizowałam każde jego słowo.
-Nie masz się o co martwić. Jestem pewna tego, że Kaśka się
zgodzi – mrugnęłam okiem i wstałam z sofy – Bracie, ty to masz głowę –
poklepałam go po plecach uśmiechając się szeroko.
-A ty? Jak chciałabyś spędzić te święta? – krzyknął za mną
gdy ja udawałam się do swojego pokoju.
-Powiedzmy, że jestem rozerwana na pół. Chciałabym być tutaj
i na Białorusi – westchnęłam i podeszłam znów do sofy, na której siedział Alek.
-Rozumiem, że to „tutaj” oznacza
Zbyszka, tak? – uśmiechnął się nieśmiało i spojrzał na mnie wyczytując z mojej
twarzy każdą reakcję. Sama uśmiechnęłam się mimowolnie i odgarnęłam spadające
włosy z czoła.
-No tak..- powiedziałam cicho.
-Nie myślałaś nad tym, aby
pojechał z nami na Białoruś? – zapytał wgryzając się w jabłko.
-Czytasz mi w myślach..-
westchnęłam – Tak, myślałam, ale jesteśmy ze sobą za krótko aby spędzać święta
razem. A poza tym, pewnie on będzie chciał święta spędzić z rodziną. Z tego co
wiem, rzadko spotykają się razem w Boże Narodzenie.
-Może i masz rację, ale nie
zaszkodzi z nim porozmawiać. Mama na pewno by się ucieszyła gdyby Zbyszek
przyjechał – mrugnął okiem i wstał aby wyrzucić jabłko.
-Taaa, jedna osoba więcej do
jedzenia wszystkich tych potraw – westchnęłam i uśmiechnęłam się sama do
siebie na myśl o świętach w domu.
-No to mówię, że się ucieszy –
wyszczerzył się i znowu poległ na kanapie. Jak to Alek.
-Heh. Ale wiesz, nie będę z nim o
tym rozmawiać na razie..- odparłam cicho.
-Ja tam nie wiem, ale powinniście
być ze sobą szczerzy. Otwartość w związku to jednak podstawa! – powiedział
entuzjastycznie.
-Ty to umiesz dopowiedzieć –
pokiwałam z niedowierzaniem głową – Nie spodziewałam się, że dostanę od Ciebie
taką radę – odparłam cicho i uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Wiesz, mam uczucia – uśmiechnął
się szeroko i spojrzał na mnie, tymi swoimi głębokimi oczami, w których zawsze
znajdowały się iskierki szczęścia.
-W to nie wątpię – mrugnęłam okiem i poszłam do kuchni. Od razu skierowałam się do lodówki. Pasowałoby zrobić coś na obiad.
-W to nie wątpię – mrugnęłam okiem i poszłam do kuchni. Od razu skierowałam się do lodówki. Pasowałoby zrobić coś na obiad.
-Aleeeek! – zawołałam brata dalej
wpatrując się w lodówkę.
-Słucham Cię moja zacna siostro –
wszedł do kuchni dumnie i od razu siadł na taborecie.
-Obiad – odparłam krótko.
-Nugetsy?
-Nie.
-Jajecznica? – wyszczerzył się głupio.
-Coś za bardzo Ci ta jajecznica
posmakowała – uśmiechnęłam się szeroko i dalej myślałam nad dzisiejszym
obiadem.
-Omlet? – zapytał niewinnie
oczekując mojej reakcji.
-Na śniadanie omlet, na obiad
omlet, na kolację omlet…- westchnęłam głęboko.
-Nie, na kolację jajecznica.
Jakieś urozmaicenie musi być – poruszał znacząco brwiami, a ja tylko spojrzałam
na niego spod byka. Droczyć to się on umie.
-O! – dostałam olśnienia – A może
by tak kopytka? –wyszczerzyłam się i zaczęłam wyjmować potrzebne składniki.
-Mi to tam pasuje – uśmiechnął się i poszedł po fartuchy. Ja postawiłam składniki
na blacie i zaczęłam przygotowywać nasze danie. Po kilkunastu minutach i paru
skaleczeniach kopytka były już gotowe do wsadzenia w gorącą wodę. Mój asystent, czyt. Alek, niby
coś tam mi pomógł ale większość czasu przypatrywał się moim poczynaniom i rysowaniem
palcami w mące na stolnicy. Tak oto powstał, jednokołowy samochód, kot bez
ogona i cyklop. Dałabym głowę, że wyglądał jak nasz libero. A propo Krzysia, to
o wilku mowa.
-Aloha! – wparował do nas uśmiechnięty Igła. Od razu wkroczył do kuchni, niezłą
ma orientacje w terenie. Pewnie musiał tu być wiele razy, przed moim przybyciem
do Polski.
-A- LOCHA? – zapytałam
zdezorientowana.
-Nie chodzi mi tu o maciorę,
świnkę domową, oczywiście – wyszczerzył się i poległ na naszej kanapie.
-Tłumacz się tłumacz –
uśmiechnęłam się do niego i włożyłam kopytka do garnka.
-To jaki jest powód twojej wizyty
milordzie? – zapytał Alek siadając koło Igły.
-A tak byłem w okolicy i wpadłem
do was…- miał coś jeszcze mówić, ale niestety mu przerwałam.
-Alek, bądź taki łaskawy i mi pomóż- zrobiłam smutną minę i powyjmowałam
kopytka z garnka.
-Huhu, Alek kucharzy? Taki zły
brat pomaga siostrze w gotowaniu – Krzysiu zatarł ręce na widok mojego brata w
fartuszku.
-Trzymaj durszlak i weź to odcedź – nakazałam bratu przekazując mu naczynie.
-Widzisz Krzysiu? Tu się coś dzieje, tu jest gorąco..- powiedział wyszczerzony
Alek odcedzając kopytka z wody.
-Ta energia, ten smak, te przyprawy, konsystencja..- rozmarzył się nasz libero.
-Nie powiem jak to wygląda, jak tak ręką ruszam, ale cóż.- powiedział nadal
cedząc kopytka.
-Wszystko musisz wytrzepać –
odparłam wyjmując kolejną porcję kopytek z garnka.
-Wszystko musisz wytrzepać Alek –
wyszczerzył się Krzysiu i zaczął się brechtać. Mój brat tak samo, bo Ci to
tylko o jednym –A ty co tam robisz? Masełko? – zwrócił się do mnie.
-Tak – odparłam krótko i dalej
wpatrywałam się w patelnię.
-Tu jest lepiej niż w telewizji.
To jest Achrem Master Cook! – wtrącił się uśmiechnięty Alek, który nadal
odcedzał kopytka.
-Wszystkie kopytka tutaj – pokazałam
bratu patelnię aby wrzucił na nie nasze dzisiejsze danie. Ale chyba się nie
zrozumieliśmy – Nie! Debilu bez wody! Idioto Ty! – wydarłam się na niego.
-Łojooo., ale ja nie wiem jak to
się robi – wyszczerzył się przepraszająco i wrócił do swojej poprzedniej
czynności.
-Zostaniesz z nami na obiad? – zapytałam się Krzyśka.
-No w sumie, trzeba spróbować
tego co nam Alek upichcił - poruszał
znacząco brwiami i zasiadł przed stołem
w jadalni.
_______________________________________
Taki krótszy dzisiaj troszeczkę ;c
Co sądzicie o wczorajszym meczu? Emocji było dużo. My schodziłyśmy na zawał 15412328 razy o.O"
Pozdrawiamy! ;*
_______________________________________
Taki krótszy dzisiaj troszeczkę ;c
Co sądzicie o wczorajszym meczu? Emocji było dużo. My schodziłyśmy na zawał 15412328 razy o.O"
Pozdrawiamy! ;*
ja schodziłam na zawał raz za razem. ale żyje póki co :D
OdpowiedzUsuńrozdział genialny, cały blog genialny no i oczywiście mecz GENIALNY!! :)) Chłopaki pokazali, co potrafią :)
OdpowiedzUsuńAchrem Master Cook! rozwala system:D:D
OdpowiedzUsuńMecz genialny i zasłużone MVP dla Zbycha;)
Taki nastrój świąteczny ^^
OdpowiedzUsuńTaaa ACHREM MASTER COOK :D :D :D
Świetny rozdział, czekam na kolejny :))
Marya♥
.
A co do meczu...Zibi wymiatał i tyle o! :))
Alek gotuje;p Rozdział świetny ; ] Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/