czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 35


Obudził mnie dźwięk przychodzącego sms-a. Był od Adama. Ciekawe co on ode mnie chce.

„Hej czopku ;D Zajęcia są przełożone z 9 na 11 dzisiaj, także możesz sobie pospać ;)” – no fajnie, że mogę sobie pospać, tylko teraz nie będę mogła usnąć, bo wybiłam się z rytmu. Spojrzałam na zegarek, była 6:37. Żeby Cię szlag Adam!

„Dziękuję za informację czopku. No i za pobudkę też -_-„ – napisałam szybko i wstałam z łóżka, ale po chwili zastanowienia do niego wróciłam.

„Spoko! ;D”

„Kiedyś i tak się z Tobą rozliczę za tą pobudkę! Przez Ciebie zwlec z łóżka się nie mogę! o.O” – odpisałam i próbowałam przymknąć oczy, lecz dźwięk sms-a uniemożliwił mi to.

„Ta pobudka to jeszcze nic! Xd A jak nie możesz wstać to nie ma sprawy! Zaraz zadzwonię po pomoc drogową ^^” – uśmiechnęłam się szeroko do telefonu i odpisałam na wiadomość.

„Za taką pomoc to ja serdecznie dziękuję! :D”

„No to wstawać mi tu! Szkoda dnia marnować! ;]”

„Dobrze mamo :3” – odpisałam. Poleżałam jeszcze chwilę w łóżku wpatrując się w sufit i rozmyślając o wczorajszej sytuacji, Iwanie. Może gdybym nie wyjechała, te wszystkie sytuacje nie miałyby miejsca. Ale gdybym stamtąd nie wyjechała, nie przeżyłabym tego co mnie spotkało w Polsce. Tutaj przecież też jestem szczęśliwa. Mam kochającego brata, przyjaciółkę no i też kochanego, ale zapracowanego chłopaka. Najbardziej szkoda mi było Olgi, została sama z tym wszystkim. Chciałabym jej pomóc jakoś, ale nie mogę. Same słowa nie wystarczają, chciałbym ją uściskać i pocieszyć, tak na żywo. Mam tylko nadzieję, że Iwan się opamięta i nie przedawkuje tego cholerstwa. Po kilkunastu minutach leżenia i wpatrywania się w sufit, opamiętałam się i wstałam z łóżka, a telefon położyłam na biurku. Poczłapałam w stronę kuchni. Alek nadal spał, a ja wzięłam się za robienie śniadania. Miałam dzisiaj ochotę na jogurt naturalny z musli i owocami. Lubiłam taki zestaw. Leciutki, ale za to jaki pyszny i przede wszystkim, zdrowy. Już miałam brać do buzi łyżkę mojego posiłku, gdy w całym mieszkaniu rozległo się głośne dzwonienie  mojego telefonu. No tak, ja głupia zapomniałam wyłączyć budzika. Szybko pobiegłam do pokoju aby wyciszyć telefon gdyż ten mógł obudzić Alka. Na wiele mi się to nie zdało ponieważ gdy wróciłam do kuchni brat już stał w drzwiach.

-Czy tak trudno jest wyłączyć budzik? – zapytał zaspanym głosem przeciągając się we wszystkie strony. Zaśmiałam się tylko i usiadłam na taborecie koło wysepki kuchennej.

-Tak, nauczysz mnie? – powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach a potem wzięłam do buzi pełną łyżkę musli.

-Z chęcią, przynajmniej się wyśpię – odparł przecierając oczy – Bleee, a ty znowu to jesz? – wzdrygnął się widząc moje danie.

-Jest pyyyyszne, chcesz trochę? – podsunęłam mu talerz pod sam nos. Jego mina mówiła sama za siebie.

-Nie dziękuję. Zachowam jeszcze resztki mózgu i zjem coś pożywniejszego – uśmiechnął się sztucznie i zajrzał do lodówki. Po chwili namysłu wyciągnął z niej jajka.

-Taaa, nauczył się robić jajecznicę i teraz będzie szamać ją codziennie – głęboko westchnęłam i pokręciłam głową.

-No co..- uśmiechnął się nieśmiało – dobra jest.

-Trochę urozmaicenia by Ci się przydało – mrugnęłam okiem i wstałam z taboretu.

-Na przykład? – zmarszczył brwi i uważnie mi się przyjrzał.

-Dwaj mąkę, zrobię Ci omleta – wyszczerzyłam się a Alek posłuszne podał mi mąkę. Szybko usmażyłam dla niego posiłek. Śmieszyło mnie to, z jaką powagą Alek przygląda się moim poczynaniom przy kuchence. Nałożyłam mu danie na talerz i sama usiadłam aby dokończyć swój  posiłek.

-Dziękować, dziękować. A co się stało, że ty taka łaskawa jesteś? – zapytała biorąc do ust pierwszy kawałek omleta.

-Nooo, wykłady mi na 11 przełożyli – wyszczerzyłam się w kierunku brata. Chyba śniadanie mu smakowało bo nie odrywał od niego wzroku.

-Ale zdążysz na 18? – zapytał patrząc mi się w oczy.

-A co jest o 18? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie wiedziałam o czym mówi mój brat.

-Gramy dzisiaj z Olsztynem – odparł dumnie.

-A to oczywiście, Polsat Sport i heja! Będę was duchowo wspierać! – wyszczerzyłam się i dokończyłam swój posiłek.

-To się cieszę bardzo.

-Wiesz co.. Tak patrzę teraz na nas ..i..

-I co? – zapytał zdezorientowany.

-Trzeba się ogarnąć – uśmiechnęłam się szeroko do brata i pokazałam palcem na jego strój. Mhm, koszulka z Jackiem Danielsem i szare bokserki w renifery. Eeee, no ciekawie to wyglądało.  Ja lepsza nie jestem.

-Zajmuję łazienkę! – krzyknęłam i szybko pobiegłam do pomieszczenia.

-Nie, nie, nie! Znowu będziesz tam godzinę siedzieć – powiedział Alek biegnąc tuż za mną.

-Wcale nie! Tylko pół! – wyszczerzyłam się w jego kierunku i już wchodziłam do łazienki ale poczułam, że coś blokuje drzwi i nie mogę ich zamknąć. Ujrzałam w nich brata, który zabijał mnie wzrokiem.

-Wpuszczam Cię pierwszą tylko dlatego, że zrobiłaś mi śniadanie – pogroził mi palcem i zmarszczył brwi.

-Jasne, jasne, też Cię kocham bracie – uśmiechnęłam się do Alka i zakluczyłam drzwi do łazienki. Musiałam się ogarnąć, szybko weszłam pod prysznic i odkręciłam gorącą wodę, tego właśnie potrzebowało moje ciało. Po długim prysznicu  wyszłam z kabiny i się osuszyłam. Włosy zebrałam w wysokiego, niezbyt ułożonego koka, a na oczach zrobiłam nieco grubszą kreskę. Z modą o tej porze roku zbytnio eksperymentować nie mogłam więc nałożyłam na siebie ciemne dżinsy i szarą szeroką bluzę z kapturem. Ładnie i wygodnie. Stroić się też nie miałam zamiaru bo wykłady to nie żadna rewia mody. Uśmiechnięta wyszłam z łazienki.

-Co się szczerzysz? Miało być pół godziny a była godzina – podszedł do mnie Alek z zegarkiem w ręku i dźgnął mnie palcem w żebra.

-No cooo – westchnęłam –Straciłam poczucie czasu – uśmiechnęłam się i udałam do kuchni. Jaki chlew został po śniadaniu, taki był do teraz. Widocznie mojemu braciszkowi się sprzątać nie chciało. Poskładałam wszystkie naczynia i je pozmywałam, przy okazji pościerałam kurze, umyłam podłogę, no w skrócie to wymyłam całą kuchnię. Zanim się zorientowałam była już 9 a Alek siedział przeszło już godzinę w łazience.

-Te, panienka! Dłużej się nie dało? – krzyknęłam gdy ten wyszedł wreszcie z łazienki.

-Wiesz, straciłem poczucie czasu – zacytował moje słowa i posłał mi sztuczny uśmiech. Tylko prychnęłam i wróciłam do porządków. Po wyszorowaniu całej kuchni poszłam do pokoju w celu powtórzenia sobie materiału przed wykładami. Zawszę lubię być przygotowana na zajęcia. Wyszłam z pokoju koło 10 i udałam się do salonu aby obejrzeć sobie TV, chciałam się trochę zrelaksować przed studiami. Jednak nie dane mi to było gdyż po kilku minutach runął koło mnie Alek. I co włączył? No tradycyjnie, ze Polsat Sport. Od razu zaczął komentować wszystkich sportowców po kolei.

-Are you fucking kidding me? – zapytałam w końcu.

-Łeee, siostra. Jaki szpan Ingliszem – poruszał znacząco brwiami i uśmiechnął się jak głupi do sera.

-Czymś trzeba. Daj pilota, dziadygo! – nakazałam mu, wskazując palcem na rzecz.

-Eeeeno! Mam mecz dzisiaj! Musze się odstresować.

-No heloł, a ja wykłady za godzinę, też muszę się odstresować – rzuciłam szybko i wyrwałam bratu  pilota. Od razu włączyłam TVN. Leciała akurat powtórka Kuby Wojewódzkiego. Ten człowiek to ma dopiero łeb do ciętych ripost. Potrafi rozśmieszyć chyba największego smutasa.

-Baby..- burknął Alek i założył ręce na tors.

-Dobra, masz tego pilota..- podałam mu rzecz. Alek od razu się ożywił i spojrzał na mnie z ciekawością.

-Gdzie jest haczyk? – zmarszczył brwi.

-Tradycyjnie, podwózka pod uczelnię – wyszczerzyłam się i usiadłam po turecku.

-Stoi! – powiedział uśmiechnięty przełączając na Polsat Sport.

-Co Ci stoi? – zapytałam z poważną miną po czym parsknęłam śmiechem.

-WŁOS! – krzyknął i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem a potem się roześmiał.

-A już myślałam – powiedziałam cicho, chichocząc pod nosem.

-Już byś chciała – parsknął.

-No właśnie nie – oparłam się plecami o sofę i oglądałam z bratem powtórki meczy. Cieszyłam się, że oderwałam się choć na chwilę od myśli związanych ze wczorajszym wieczorem i rozmową z Olgą.
Po pół godzinnej nudzie wstałam z kanapy i poszłam założyć kurtkę gdyż chciałam już jechać na wykłady.

-Ruszaj dupsko. Jedziemy! – rzuciłam w brata moim szalikiem.

-No juuuż, nie pali się przecież..- powiedział, leniwie wstając z kanapy. W mozolnym tempie  wyłączył  telewizor i się ubrał. Widać było, że mu się nie spieszyło. W takim samym tempie pojechaliśmy do UR. Szybko wysiadłam z samochodu i obeszłam go z drugiej strony. Stanęłam przy oknie  dla kierowcy i dałam Alkowi znak aby je otworzył.

-Zapomniałaś czegoś? – zmarszczył brwi.

-Tak, życzyć Ci powodzenia, głuptasie – uśmiechnęłam się szeroko – Rozgromcie tam ich – mrugnęłam okiem i przybiłam z bratem głośną piątkę.

-Dzięki siostra, a teraz leć bo się spóźnisz – uśmiechnął się cwaniacko i odpalił silnik. Ja natomiast szybko przebiegłam przez ulicę i już zmierzałam w kierunku uczelni.

-Siemanko Śpiąca królewno – obok mnie natychmiastowo znalazł się Adam.

-Spadaj,Mendaczu – uśmiechnęłam się lekko i kącikiem oka na niego spojrzałam. Adam jak Adam, zawsze uśmiechnięty. Gustu odmówić mu nie można. Ubierał się naprawdę dobrze.

-Uuuu, foch za dzisiejszą pobudkę? – zapytał z miną zbitego psa.

-Tak! Z przytupem, melodyjką, fanfarami, obrotem i ze wszystkim co się da- powiedziałam z powagą i udawałam obrażoną. Widziałam, że go to bawi.

-A jak dam Ci żelka to przestaniesz się fochać? – zapytał rozbawiony wyciągając torebkę słodyczy z plecaka.

-Może – uśmiechnęłam się cwaniacko i usiadłam na ławce, przed salą 101, w której odbywały się dzisiejsze wykłady. O chwili dołączył do mnie Adam z napoczętą już paczką żelków i podał mi ją.

-Bierz ile chcesz, mam zapas – uśmiechnął się szeroko.

-Schowaj, czuję, że na wykładach zgłodnieję – powiedziałam wskazując na salę.

-Spoko – schował żelki do plecaka po czym wstał widząc profesora otwierającego salę 101. Po chwili ja zrobiłam to samo i już wszyscy znajdowali się w auli. Zajęliśmy nasze miejsca i powyjmowaliśmy wszystkie książki i zeszyty, a Adam żelki. Po rozpoczęciu wykładu zaczęliśmy się nimi zajadać. Nawet nie zauważyliśmy, a pierwsza paczka się skończyła.  Adam tylko się wyszczerzył i otworzył plecak. Z niedowierzaniem na niego popatrzyłam, gdy tylko zobaczyłam, że ma w zapasie jeszcze 3 paczki słodyczy.

-Ja się przez Ciebie roztyję człowieku – szepnęłam.

-Pasowałoby, chudzinko – powiedział uśmiechając się, po czym otworzył drugą paczkę. Po kilkunastu minutach wykładu zaczęło się dzwonienie telefonu, o dziwo, nie mojego, a profesora. Szybko nas przeprosił i wyszedł z Sali aby go odebrać.

-Ładnie to tak zdradzać Bartmana? – zobaczyłam szyderczą twarz Magdy, która bezczelnie się na mnie patrzyła.

-Nie wiem o co Ci chodzi dziewczynko – prychnęłam i wzięłam do ust kolejnego żelka.

-Widać, że pomiędzy Tobą, a Adamem coś jest, już nie udawajcie – uśmiechnęła się chamsko i przybiła piątkę ze swoją „psiapsiółą”.

-Magda, weź się ogarnij. Ola to moja kumpela, nic więcej. A że ty sobie coś ubzdurałaś, to już nie mój problem – powiedział na jednym tchu Adam. Wszystkie oczy były skierowane wtedy na niego.

-Wiesz, jeśli nie masz życia towarzyskiego to nie znaczy, że musisz wtrącać się w czyjeś – uśmiechnęłam się sztucznie – Możesz pograć w Simsy, na przykład, jak Ci tak bardzo bliskości brakuje – wyszczerzyłam się i przybiłam piątkę z Adamem.

-No właśnie. Tam wystarczy, że 3 razy opowiesz kawał i koleś się w Tobie zakocha – zaśmiał się. Ludzie z grupy też, chyba mieli niezły ubaw. W tamtym momencie do Sali wszedł wykładowca więc Magda się już nie odezwała. Odwróciła się tylko w swoją stronę przy czym „zabijała mnie wzrokiem”.

-Dziękuję – szepnęłam do Adama, lekko się uśmiechając.

-Polecam się na przyszłość – mrugnął okiem i wrócił do notowania słów profesora.
Reszta wykładu minęła już spokojnie. O równej 15 go zakończyliśmy. Pospiesznie wyszłam z Sali, tym razem sama, ponieważ Adam musiał wyjść godzinę wcześniej, miał jakieś załatwienia na mieście. Wychodząc z uczelni napotkałam na swojej drodze Magdę, która trąciła mnie „z bara”.

-Jak jesteś ślepa to kup okulary, a nie wchodzisz tu w ludzi – uśmiechnęłam się sztucznie i poszłam przed siebie. Z wyjściem z uczelni wszystkie emocje z wczoraj powróciły i myśli, które tak bardzo mnie zadręczały. Ale mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy pomyślałam o tym, że zobaczę dzisiaj w telewizji chłopaków grających z Olsztynem. Jednakże z moich małych przemyśleń wyrwał mnie widok sporej grupki ludzi, którzy stali przy bramie głównej. Zwykle ich tam nie ma. Zdziwiłam się tym ale po chwili zorientowałam się o co chodzi.
_________________________________
Dzisiaj troszkę dłuższy rozdział :) Co o nim sądzicie? ;)
Jeszcze tak btw. :D Który z siatkarzy jest waszym ulubionym? :D
Pozdrawiamy!


13 komentarzy:

  1. Mi tam się podoba;p Czekam na następny!Zapraszamhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne :D

    Zapraszam do mnie http://kiedyjestesobok.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię tego całego Adama :))

    OdpowiedzUsuń
  4. noo mord na miejscu .. ja tego nie kapuję jak można kończyć w takich momentach !? ; )) świetnie, świetniee, świetnieee !!!! ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli Adam zawsze ma przy sobie żelki, to mogę go przygarnąć :DD
    Jak zwykle super rozdział! :33
    Pozdrawiam ;)
    http://volleyball-journalist.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Adam wydaje się taki no sympatyczny i w ogóle:DD ogogo ciekawa końcówka :DD czekam na następne ;) pozdrawiam i zapraszam do siebie :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Pojawił się czternasty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń