sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 36


Z zaciekawieniem podchodziłam coraz bliżej zbiorowiska. No i się nie myliłam. Białe Audi, podjarane dziewczyny z notesami, no to proste, że to był Zbyszek. Robił niezłe zamieszanie przed uczelnią. Stanęłam na chwile i czekałam, aż mnie zauważy, przecież ten tłum mógł mnie staranować. Nie musiałam długo czekać gdyż Zibi zaraz mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko i już miał do mnie iść, ale zatrzymała go fanka prosząc o zdjęcie. Karcąco pokręciłam głową i się uśmiechnęłam.

-Przepraszam Panie najmocniej, ale muszę już iść, ktoś na mnie czeka – powiedział wesoło i mrugnął do mnie okiem. Lekko się przy tym zarumieniłam, a dopiero po chwili zauważyłam, że wszystkie oczy fanek były skierowane na mnie. Większość dziewczyn była zdenerwowanych, ale nie zabrakło też zdziwionych i tych, które dostały śliniotoku od patrzenia się na Zibiego. Jednakże Zbyszek powolnym krokiem przeszedł przez stado fanek a potem truchcikiem do mnie podbiegł.

-Heeeej – powiedział czule, muskając moje usta, czułam jak chwycił moje dłonie i mocno je przytrzymał.

-No hej, jaki był powód tego, że przyjechałeś pod moją uczelnię, hmmm? – uśmiechnęłam się cwaniacko i spojrzałam w jego oczy.

-A to już nie mogę odwiedzić swojej dziewczyny? – odpowiedział pytaniem na pytanie szczerząc się przy tym.

-Oczywiście, że możesz. Ale połowa dziewczyn, które tam stały, dostały palpitacji serca – zaśmiałam się i pokazałam palcem na grupkę fanek, które w dalszym ciągu stały przy Audi Zbyszka.

-Aż tak strasznie wyglądam? – zmarszczył brwi.

-Jak się nie ogolisz to tak -  powiedziałam całkiem poważnie, poklepałam go po policzku i się zaśmiałam.

-Małe a jakie wredne, no – zmierzył mnie wzrokiem i oplótł swoje ręce na moim pasie po czym mocno mnie przytulił.

-Małe, ale Twoje – skwitowałam z uśmiechem.

-Tylko moja – nie widziałam wyrazu jego twarzy, ale wiedziałam, że się uśmiecha.

-Wiesz, że Twoje fanki się na nas patrzą? – zapytałam ciągle się do niego przytulając.

-No wiem, i co z tego?

-Zabiją mnie – zaśmiałam się i oderwałam od Zbyszka.

-Nie zabij, ochronię Cię – uśmiechnął się szeroko.

-A ty kochany, nie powinieneś być czasami na Podpromiu? Chyba gracie dzisiaj mecz z Olsztynem – powiedziałam z nutką ironii w głosie.

-No właśnie! – krzyknął jakby go coś olśniło. W tamtym momencie się ode mnie odsunął i zaczął czegoś szukać w kurtce –Alek mi mówił, że nie będzie Cię na meczu i że będziesz nam kibicować przed TV. Tak być nie może! – pogroził mi palcem i zrobił groźną minę, tylko się roześmiałam i spojrzałam na niego z niedowierzaniem -Będziesz nam kibicować na żywo! -  powiedział dumnie podając mi bilet na dzisiejszy mecz. Oczy miałam jak złotówki. Nie powiedziałam nic, tylko rzuciłam się Zbyszkowi na szyję.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę – powiedziałam mu do ucha ciągle się do niego tuląc.

-To ja się cieszę, że tam będziesz – uśmiechnął się szydersko i pocałował mnie w policzek. – To co? Jedziemy? – zapytał po chwili.

-Eeee, ale gdzie? – wydukałam powoli.

-No do Twojego mieszkania, przebierzesz się i pojedziemy razem na Podpromie – wyszczerzył się i wziął mnie za rękę.

-Ale do meczu są jeszcze 3 godziny – zmrużyłam oczy.

-No to co, chłopaki chcą się z Tobą widzieć, no i Alek będzie miał niespodziankę. Nic o tym nie wie, że będziesz dzisiaj na meczu – powiedział na jednym tchu i zaciągnął mnie w stronę samochodu.

-Jesteś niemożliwy – pokręciłam tylko głową i ruszyłam za Zbyszkiem. Po podejściu pod bramę szybko ruszyłam w stronę Audi i wsiadłam od strony pasażera. Musiałam czekać kilka minut na Zibiego, gdyż fanki go „uprowadziły”. Gdy wrócił od razu usiadł na miejscu kierowcy i już miał odpalać silnik, gdy na jego horyzoncie pojawiła się Magda, która chamsko się do mnie uśmiechała. Widziałam jak Zbyszek zaciska pięści i zabija ją wzrokiem.

-Czyli jednak jest z Tobą na tych studiach..- powiedział przez zęby.

-Poza też – szepnęłam przypominając sobie sytuację z Voodoo.

-O co chodzi? – zmarszczył brwi i natychmiastowo odwrócił się w moją stronę.

-Miałam z nią kilka nieprzyjemnych incydentów, tyle – lekko się uśmiechnęłam uciekając od niego wzrokiem.

-Opowiedz mi o tym – powiedział szybko łapiąc mnie za rękę.

-Kiedy indziej, dzisiaj musisz skupić się na meczu – odpowiedziałam szeroko się uśmiechając.

-Ale obiecujesz? – zapytał opiekuńczo uważnie mi się przyglądając.

-No tak – przytaknęłam –A teraz odpalaj silnik i spadamy na mecz – uśmiechnęłam się do Zbyszka, ten tylko pokiwał głową i już byliśmy w drodze do mojego mieszkania. Zibi jechał tak szybko, że w ciągu 5 minut byliśmy już na miejscu.

-Chodź do mnie, przecież nie będziesz sam tyle czasu czekał w samochodzie – mrugnęłam okiem wychodząc z samochodu. Na jego reakcję nie trzeba było długo czekać. Ochoczo wybiegł z samochodu i po kilku sekundach znajdował się koło mnie. Razem weszliśmy do mieszkania. Od razu rozebrałam się z kurtki i kazałam się Zbyszkowi rozgościć. Torbę położyłam na sofie i poszłam do pokoju wybrać ciuchy.

-Myślisz, że wygramy? - Zapytał Zibi opierając się o framugę.

-Ja nie myślę, ja to wiem – wyszczerzyłam się i poszłam do łazienki. Przy zdejmowaniu bluzy usłyszałam dźwięk rozbijanego się szkła.

-Albo mam omamy, albo ten czub zbił wazon z salonu – pomyślałam w duchu. W tamtym momencie do łazienki musiał wejść Zibi.

-Się puka, no! – wydarłam się na siatkarza.

-Przepraszam, mamo. Więcej nie będę – zrobił minę zbitego psa po czym uśmiechnął się cwaniacko widząc to, dlaczego się na niego wydarłam. Byłam w samej bieliźnie. Widząc to jak się na mnie patrzy od razu przysłoniłam się ręcznikiem.

-No ym, co się chowasz? Ładne masz ciało – powiedział czule i bliżej do mnie podszedł. Tylko skarciłam go wzrokiem.

-Spadaj. A po co tu przyszedłeś matołku? – zapytałam w końcu.

-Noooo – przeczesał swoje włosy i przymrużył oczy. Ocho, coś nabroił – Zbiłem, wazon, ale to tak niechcący – uśmiechnął się szeroko a ja głupia go nawet nie opieprzyłam –No i bluzę mam przemoczoną – pokazał palcem na ubranie.

-Jak dziecko, zdejmij bluzę i włóż to – podałam mu klubową bluzę Alka, która leżała na grzejniku. Gdy on zdejmował swoją górną część ubrania, ja postanowiłam zrobić sobie makijaż. W lustrze zauważyłam rozbierającego się Zbyszka i jego nagi tors. Uśmiechnęłam się lekko przypatrując się z uwagą. Gdy tylko zauważył, ze mu się przyglądam, uśmiechnął się szydersko a ja od razu odwróciłam wzrok i uśmiechnęłam się pod nosem.

-Sama to się zasłaniasz, a do patrzenia to jesteś pierwsza – zaśmiał się i podszedł aby pocałować mnie w policzek. Odwzajemniłam pocałunek i wzięłam się za robienie makijażu. O moje zdziwienie Zbyszek po przebraniu nie wyszedł z łazienki.

-Czemu nie wychodzisz? – zapytałam zdezorientowana.

-Bo mnie to interesuje – powiedział opierając się o ścianę i lekko uśmiechając.

-Co? Jak robię sobie makijaż? – zapytałam zdziwiona i lekko zszokowana.

-Tak – odparł dumnie i dalej przypatrywał się moim poczynaniom.

-Ale ja się będę przebierać, ciołku – powiedziałam ironicznie wskazując na ręcznik, który zasłaniał moje ciało.

-To jeszcze bardziej mnie interesuje – wyszczerzył się i uważnie mi się przyjrzał.

-Spadówa mi stąd – zaśmiałam się i wypchałam Bartmana z łazienki.

-Za co ty mnie tak karzesz? – chlipnął Zibi.

-Za całokształt –wyszczerzyłam się do niego, ten tylko odwrócił się na pięcie i uważnie mi się przyjrzał.

-Jeszcze będziesz chciała zobaczyć mój tors i kaloryfer – powiedział dumnie przeczesując ręką włosy.

-Ten grzejnik? – zapytałam wyszczerzona pokazując na jego brzuch –Nie dziękuję – uśmiechnęłam się szeroko i zamknęłam drzwi od łazienki, tym razem je zakluczając. Mogłam wreszcie w spokoju się ubrać i umalować. Nałożyłam leciutki makijaż, mocniej tylko wytuszowałam rzęsy. Włosy rozpuściłam i lekko podkręciłam, aby tworzyły fale. No i ciuchy. Tradycyjnie – pasiak. Ale zakładając go, olśniło mnie. Szybko wybiegłam z łazienki do pokoju brata.

-Ty to tak zawsze po domu w samej bieliźnie biegasz? – zapytał mnie wychodzącą z łazienki.

-Nie – odkrzyknęłam przeglądając już szafę Alka.

-To czuję się zaszczycony – zaśmiał się.
Szybko znalazłam w szafie brata to, co chciałam i już wróciłam do łazienki. Lada moment z niej wyszłam ubrana w czarne Vansy, ciemne, przetarte dżinsy i koszulkę meczową Resovii, z numerem 7 i nazwiskiem mojego brata, jakby nie patrzeć to też moje nazwisko. Jak kibicować to pełną parą.
Uśmiechnięta pokazałam się Bartmanowi.

-I jak? – zapytałam stając przed nim.

-Lepiej wyglądałaby dziewiątka zamiast siódemki – odparł z lekkim grymasem.

-Następnym razem – powiedziałam zakładając ramoneskę.

-Trzymam za słowo! – powiedział podając mi szalik. Po chwili byliśmy już oboje gotowi do wyjścia, zabrałam jeszcze torbę i rozejrzałam się po mieszkaniu. Po rozbitym wazonie nie było widać śladu, widocznie Bartman musiał posprzątać gdy ja się przebierałam. Razem wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się do samochodu Zbyszka. Zibi od razu odpalił silnik i już byliśmy w drodze do Podpromia. W radu leciała akurat piosenka Village People (http://www.youtube.com/watch?v=CS9OO0S5w2k). Więc zaczęliśmy ją śpiewać. Zdziwiło mnie to, ze zna cały tekst i to, że ma taki „talent” wokalny. Ten człowiek chyba nie przestanie mnie nigdy zaskakiwać.

-Łaaaaj em si jej! – darliśmy się na cały samochód. Przy zatrzymaniu się na czerwonym świetle, kierowca z samochodu obok patrzył się na nas jak na idiotów, ale co tam, i tak nas nie zna. Znaczy się mnie, a Zbyszka to nie wiem.

-Kiedyś Cię nagram, wiesz? – odparłam z uśmiechem.

-No co ty, ja do X-fajtersów idę – poruszył znacząco brwiami i ruszył po zapaleniu się zielonego światła.

-Chłopaki się ucieszą – powiedziałam szybko nucąc pod nosem piosenkę, która właśnie leciała w radiu.

-No Krzysiu w szczególności – wyszczerzył się i po chwili śpiewaliśmy już kolejny utwór (http://www.youtube.com/watch?v=8sPj0Ic8KQ8)
-We are the party shaker !! So welcome everybody! – zdzieraliśmy sobie gardła. Tak bardzo brakowało mi tych wygłupów ze Zbyszkiem. Mam nadzieję, ze będzie ich więcej niż w ostatnim czasie. Po kilku minutach dotarliśmy już na Podpromie. Razem ze Zbyszkiem wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do budynku. Od razu skierowałam się na korytarz i usiadłam na ławce.

-Na co czekasz? – zapytał zdziwiony Zbyszek stojący przede mną.

-No przecież nie będę włazić do szatni, daj spokój – roześmiałam się i rozebrałam z ramoneski. W budynku było dosyć gorąco, to trzeba przyznać.

-Nie wygłupiaj się, chodź – wyciągnął do mnie rękę. Głośno westchnęłam i ostatecznie wstałam z ławki i ruszyłam z Zibim w kierunku szatni. Na samym początku powiedziałam mu aby siedział cicho i nic nie mówił Alkowi o tym, że będę dziś na meczu. Przytaknął i wszedł do szatni. Był tak wysoki, ze nie sposób było mnie zauważyć. Szybko, zgrabnie się za nim schowałam. Kącikiem oka zauważyłam Alka stojącego do nas tyłem. Natychmiastowo wymknęłam się zza Zbyszka i pomknęłam do brata.  Od razu skoczyłam mu na plecy i głośno krzyknęłam ‘niespodzianka’.

-Panienka raczyła nas wreszcie odwiedzić – skwitował dopiero co przebierający się Igła.

-Mogę wyjść jak chcesz – powiedziałam z uśmiechem na twarzy ciągle patrząc na naszego libero.

-Ani mi się waż! – krzyknął Zibi. Tylko się roześmiałam i w dalszym ciągu byłam na plecach braciszka.

-A co ty tu w ogóle robisz?  Zapytał w końcu Alek.

-No aktualnie to okupuje Twoje plecy i wiesz.. nawet wygodnie jest – wyszczerzyłam się w przeczesałam jego włosy.

-Złaź małpo – zaśmiał się i odstawił mnie na podłogę – Siostra…jesteś prze! – wyszczerzył się widząc, że mam na sobie jego koszulkę.

-Ty wiesz, że ona nie była prana, nie? – odezwał się Kosa.

-Ahh ta koszulka jest przepełniona potem, który pachnie jak świeża bryza morska..- rozmarzył się Piter.

-Taaaa, a te przetłuszczone włosy pachną tak słodko jak.. jak.. oliwa tłoczona z orzechów…- wtrącił się drugi marzyciel, nie kto inny jak Igła.

-Tak też wyglądają – swoje trzy grosze dodał wyszczerzony Nikola. Alek piorunował każdego wzrokiem z osobna.

-Ja to wam po meczu chyba nogi z dupy powyrywam.. -  powiedział „obrażony” Alek.

-Składamy się na pralnię dla kolegi? – Oczywiście Piter też musiał coś dodać, poruszał znacząco brwiami, wyglądało to.. dziwnie. Wszystkie te komentarze mnie „zaintrygowały” i powąchałam koszulkę brata. Nie śmierdziała, wręcz przeciwnie, ostatnio ją prałam, więc pachniała liliami wodnymi.

-Nie żeby coś chłopcy, ale to nie koszulka Alka tak zajeżdża – uśmiechnęłam się sztucznie – Igiełko kochana, ten czad chyba od Ciebie leci – wyszczerzyłam się do libero. Reszta chłopaków pokładała się ze śmiechu. Krzysiek zdjął swoją koszulkę i ją powąchał. Jego mina mówiła sama za siebie.

-Ty no wiesz co, chyba miałaś rację – uśmiechnął się głupio i zwinął ją w kłębek.

-Jaki brudas! – skrzywił się Piter.

-Jak nie chcesz żebym śmierdział to zawieź ją do pralni! – Krzysiek rzucił w środkowego koszulką, trafił go centralnie w twarz.

-O matko, zostałem zaczadzony..- powiedział zdejmując koszulkę Igły z twarzy.

-A tak naprawdę to co ty tutaj robisz? – zapytał po chwili Alek.

-Dostałam bilet od Zbyszka więc przyjechałam wam pokibicować – mrugnęłam okiem i siadłam na ławce.

-Juuu huuu..- odparł mało entuzjastycznie, kto? Oczywiście, że Igła.

-Coś Ci nie pasi? – wyszczerzyłam się unosząc jedną brew do góry.

-Ty wiesz jak mogłabyś nas powspierać? – wtrącił się Pit.

-No jak?

-Hyhy, mogłabyś upiec Murzynka – uśmiechnął się szeroko i pokazał rząd swoich białych zębów. Wywróciłam tylko oczami a w szatni było słychać „ooooo” chłopaków.

-To następnym razem, pod jednym warunkiem…Macie wygrać ten mecz! – powiedziałam radośnie.

-Chłopaki! To jest dopiero motywacja! – krzyknął uradowany Lotman, który stanął na środku szatni w samym ręczniku przewieszonym na pasie.

-Ty się tak nie ciesz, bo zaraz Ci ten ręcznik spadnie i wyjdziesz na ekshibicjonistę – zaśmiał się Zibi.

-Ekshi..ekk..eksi, co? – zapytał zdziwiony Paul.

-Eks-hi-bi-cjo-ni-stę , powtarzaj – powiedział Igła, który tarzał się słuchając naszego amerykańskiego przyjaciela, który próbuje zasylabować to jakże trudne słowo. Wykorzystując całe zamieszanie wyszłam z szatni chłopaków, bo miałam wrażenie, ze ręcznik Lotmana powoli zsuwa się z jego bioder. No. Po prostu, chciałam uniknąć niezręcznej sytuacji. W drzwiach minęłam się z Panem Kowalem.

-Dzień Dobry trenerze – powiedziałam z uśmiechem na twarzy.

-Dzień dobry, dzień dobry, a co u nich tak głośno? – zapytał zdezorientowany, słysząc te dzikie odgłosy.

-Uczą się sylabowania – odparłam dosyć poważnie z lekkim uśmiechem na twarzy po czym minęłam trenera. Był nieco zakłopotany i eee..rozśmieszony tą całą sytuacją. Jego mina była nie do opisania. Gdy znajdowałam się już na korytarzu, dalej słyszałam klaskanie chłopaków i Lotmana próbującego wypowiedzieć „ekshibicjonistę”.
_________________________
Jak na nas to dzisiejszy rozdział jest dosyć długi :)
Mamy nadzieję, ze się podoba :P Komentarze mile widziane :D
Pozdrawiamy! :)

4 komentarze:

  1. Super. :) Strasznie mnie sie podoba. :)
    Kiedy następny ?? :3

    Zapraszam do mnie : http://fly-bird-is-free.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział ukaże się jutro ;)
      Dziękujemy i na pewno wpadniemy! :)

      Usuń
    2. oO zarąbiście, że jutro nowy ; )
      czekam z niecierpliwością ; ))

      Usuń