Dzień był na tyle ładny, że postanowiłam się przespacerować.
Czasu miałam wystarczająco dużo, gdyby jednak mi go zabrakło, wezmę taksówkę
lub przejadę się autobusem. Po wyjściu z
bloku założyłam słuchawki na uszy i ruszyłam w drogę. Muzyka zawsze umilała mi
czas, mogłam się wsłuchać w słowa, poczuć rytm. Dzięki niej nie czułam się
samotna, gdy tak naprawdę, nikogo przy mnie nie było. Idąc w stronę galerii
zauważyłam gromadkę przedszkolaków idących z wychowawczynią wzdłuż ulicy.
Uśmiechnęłam się widząc te roześmiane twarzyczki. Był takie wesołe i niewinne.
Kilka odwzajemniło mój uśmiech, przez co zrobiło mi się jeszcze cieplej na
sercu. Uwielbiałam takie małe brzdące. Może w przyszłości też będę miała
takiego małego perpecia. Odkąd sięgam pamięcią, moim marzeniem było założenie
rodziny, posiadanie wspaniałego męża i trójki dzieci. Dwóch synów i jedną
córeczkę, którzy bezkarnie bawiliby się w ogródku przed dużym piętrowym
domem. Samo wspomnienie o moich
marzeniach z dzieciństwa przysporzyło mnie o kolejny z rzędu uśmiech. Fajnie to
chyba z daleka wyglądało. Dziewczyna idąca chodnikiem, śmiejąca się sama do
siebie. Jak wariatka. Ale co tam. Powspominać przecież nie zaszkodzi nigdy. Po
kilkunastu minutach i przesłuchaniu paru piosenek byłam na miejscu. Gdy weszłam
do budynku, od razu ogarnęło mną ciepło, więc rozpięłam swoją kurtkę i ruszyłam
w stronę ruchomych schodów. Na I piętrze znajdował się jubiler, tam miałam
zamiar kupić bransoletę Alkowi i kolczyki Oldze. Pewnym krokiem weszłam do
sklepu i podeszłam do gabloty gdzie znajdowały się owe wkrętki. Były takie
same, jakie widziałam je ostatnio. Kosztowały nie mało, ale były warte. Srebrne
z brylantowym oczkiem. Eleganckie i szykowne. Jednym słowem świetne. Bransoleta
też była, więc wszystko na miejscu. Podeszłam do mężczyzny który stał za ladą.
Był w podeszłym wieku, siwizna dawała o sobie poznać. Na nosie miał duże
kwadratowe okulary, ale mino to, zachował szyk. Był elegancko ubrany i sprawiał
wrażenie bardzo miłego i przyjaznego człowieka.
-Dzień dobry. W czym mogę Pani pomóc? – ukłonił się
mężczyzna.
-Dzień dobry. Ja chciałabym prosić o te srebrne wkrętki, które
znajdują się w tamtej dolnej gablocie i bransoletę, o tą! – pokazałam palcem na
biżuterię. Sprzedawca pokiwał twierdząco głową i ruszył w kierunku gabloty z
kolczykami. Pomimo wieku poruszał się szybko. Momentalnie znalazł się znów
przede mną.
-Zakupy świąteczne? – zapytał pakując kolczyki do ślicznej
zgrabnej torebeczki.
-Tak – przytaknęłam – Kolczyki dla przyjaciółki, a
bransoleta dla brata – uśmiechnęłam się nieśmiało i spojrzałam na zapakowany
prezent.
-Jako prezent dla brata, nie wybierałbym bransolety..-
mężczyzna przeszył mnie wzrokiem po czym uniósł prawy kącik ust. Nie
wiedziałam o co mu chodzi.
-To co Pan proponuje? – zapytałam mężczyznę, który odkładał
bransoletę.
Schylił się i pokazał mi naszyjnik, także srebrny, z wyrytym małym napisem „Forever”. Oczy mi się zaświeciły gdy zobaczyłam to cudo.
Schylił się i pokazał mi naszyjnik, także srebrny, z wyrytym małym napisem „Forever”. Oczy mi się zaświeciły gdy zobaczyłam to cudo.
-Myślę, że to powinno mu się spodobać. Wie Pani, z reguły
mężczyźni wolą naszyjniki od bransolet. Ten jest zarówno męski, jak i
delikatny..
-Jest idealny – dokończyłam za mężczyznę.
-No i napis. Rodzeństwo na zawsze – uśmiechnął się
promiennie. Wzięłam do ręki to małe cudo i uważnie mu się przyjrzałam.
-Biorę go – powiedziałam pewnie – Ma Pan gust – powiedziałam
z uśmiechem podając mężczyźnie biżuterię.
-Lata praktyki – mrugnął okiem i zaczął pakować kupiony
przeze mnie naszyjnik. Za wszystko zapłaciłam i podziękowałam sprzedawcy.
Zadowolona ruszyłam w kierunku wyjścia. Gdy wyszłam ze sklepu, zobaczyłam multum
ludzi, biegających w kółko i odwiedzających wszystkie sklepy po kolei. Pewnie
nie zakupili wcześniej prezentów. Jakby nie patrzeć, ja też zostawiłam to na
ostatnią chwilę. Wyjęłam z mojej torby lustrzankę i udałam się do fotografa. Od
września nie miałam na to czasu. Zdjęcia zalegały na mojej karcie pamięci.
Wreszcie będą mogły spocząć w albumie. Weszłam do studia i od razu udałam się
do sprzedawcy.
-W czy mogę służyć? – zapytał mężczyzna po trzydziestce. Był
nieco wyższy ode mnie, miał włosy sięgające do ramion i mocno zarysowane rysy
twarzy. Był naprawdę przystojny.
-Chciałam wywołać zdjęcia..- odpowiedziałam nieśmiało
podając mężczyźnie kartę pamięci.
-Oczywiście – odparł, odwzajemniając mój uśmiech.
-Ale mam pytanie. Czy mogłyby być gotowe na dzisiaj? Bardzo
mi na tym zależy..- zrobiłam maślane oczy i próbowałam wypatrzeć każdą reakcję
mężczyzny.
-Z reguły nigdy czegoś takiego nie robimy.. Ale niech to
będzie wyjątek! – machnął ręką i podał asystentowi kartę pamięci. Niesamowicie
się ucieszyłam, aż podskoczyłam z radości. – Tylko musi pani poczekać pół
godziny, bo od tak, nie da się – pokiwał karcąco głową i przyjrzał mi się
uważnie.
-Zgodzę się na wszystko. To do zobaczenia za pół godziny! –
schowałam lustrzankę i wyszłam ze sklepu. Miałam wolne pół godziny,
postanowiłam pochodzić sobie w tym czasie po sklepach, tak ot co. Nie miałam
zamiaru sobie nic kupować, poszłam tak tylko popatrzeć Jednakże moje zamiary
się zmieniły, gdy tylko zauważyłam szyldy -50%. Pognałam do sklepu i wertowałam
pomiędzy przeróżnymi półkami i wieszakami. Znalazłam kilka w miarę fajnych
rzeczy i od razu ruszyłam do przymierzalni. Ostatecznie po wyjściu z niej,
moimi łupami została czarna spódnica, sięgając do połowy uda, ze złotym
suwakiem z tyłu oraz kilka T-Shirtów. Dałam się ponieść emocjom, wstąpiłam
później do kolejnego sklepu, wyszłam z niego, z nową parą botków i tenisówek.
Jeszcze nigdy chyba się tak nie obkupiłam. Aby troszkę oprzytomnieć i
zaprzestać tych moich łowów poszłam do kawiarni, w której ostatnio byłam z
Adamem. Tym razem to ja zamówiłam sobie Cappuccino. Było nadzwyczaj pyszne.
Teraz już wiem dlaczego Adam wypił, wtedy aż dwie filiżanki. Na jego miejscu
wypiłabym trzy. Po wypiciu jakże ogrzewającego napoju spojrzałam w stronę
zegara wiszącego na ścianie, pół godziny, dawno już minęło. Postanowiłam wrócić
do fotografa. Wychodząc z kawiarni zapłaciłam za napój i ruszyłam w kierunku
wyjścia. Tyle ludzi, ile było wcześniej, tyle było nadal. Przedzierając się z niemałymi
trudnościami na schodach, dotarłam na piętro, gdzie mieściło się studio.
Przywitał mnie ten sam sprzedawca.
-Zdjęcia gotowe. Jakiś albumik? – uśmiechnął się promiennie
podając mi dużą kopertę A4 , w której znajdowały się zdjęcia.
-Pełen profesjonalizm – skwitowałam z uśmiechem – Tak,
poproszę nawet dwa duże – pokazałam palcem na album, które widniały na półce.
Postanowiłam wziąć dwa, jeden – na zdjęcia moje i Zbyszka, drugi zaś – zdjęcia
moje, przyjaciół i chłopaków z Resovii.
-Się robi – mężczyzna zdjął z półki albumy i podał mi je.
Wszystko skasował i podał mi rachunek. Za wszystko zapłaciłam i grzecznie
podziękowałam.
-Będę tutaj częstym gościem – powiedziałam do sprzedawcy
wychodząc ze sklepu.
-Bardzo miło nam to słyszeć – odparł ciepłym głosem gdy
byłam już w przejściu. Schowałam zakupy do torby i poszłam w stronę wyjścia,
zbliżała się już godzina 12. Pasowałoby już pójść do domu. Albo raczej
pojechać, gdyż nogi już odmawiały mi posłuszeństwa. Sprawdziłam rozkład jazdy
tutejszych autobusów. Na szczęście był jeden, akurat za 10 minut. Pospiesznie
ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Po wyjściu z budynku, ogarnął mną chłód,
od razu zapięłam się pod szyję i tradycyjnie włożyłam słuchawki do uszu. Po podjechaniu autobusu
pod przystanek, wsiadłam do niego i zajęłam miejsce. Wpatrywałam się w
krajobraz za oknem i uśmiechałam się na samą myśl o reakcji bliskich na
zakupione przeze mnie prezenty.
Jak tam humorki? :D U nas bywało lepiej, ale cieszymy się, że jutro piątek :D Nareszcie ;D
Mamy nadzieje, że chociaż troszkę wam się ten rozdział spodobał :)
Pozdrawiamy i zapraszamy do komentowania! :D ;* Następny rozdział już w sobotę :)