czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 45


Dzień był na tyle ładny, że postanowiłam się przespacerować. Czasu miałam wystarczająco dużo, gdyby jednak mi go zabrakło, wezmę taksówkę lub przejadę się autobusem.  Po wyjściu z bloku założyłam słuchawki na uszy i ruszyłam w drogę. Muzyka zawsze umilała mi czas, mogłam się wsłuchać w słowa, poczuć rytm. Dzięki niej nie czułam się samotna, gdy tak naprawdę, nikogo przy mnie nie było. Idąc w stronę galerii zauważyłam gromadkę przedszkolaków idących z wychowawczynią wzdłuż ulicy. Uśmiechnęłam się widząc te roześmiane twarzyczki. Był takie wesołe i niewinne. Kilka odwzajemniło mój uśmiech, przez co zrobiło mi się jeszcze cieplej na sercu. Uwielbiałam takie małe brzdące. Może w przyszłości też będę miała takiego małego perpecia. Odkąd sięgam pamięcią, moim marzeniem było założenie rodziny, posiadanie wspaniałego męża i trójki dzieci. Dwóch synów i jedną córeczkę, którzy bezkarnie bawiliby się w ogródku przed dużym piętrowym domem.  Samo wspomnienie o moich marzeniach z dzieciństwa przysporzyło mnie o kolejny z rzędu uśmiech. Fajnie to chyba z daleka wyglądało. Dziewczyna idąca chodnikiem, śmiejąca się sama do siebie. Jak wariatka. Ale co tam. Powspominać przecież nie zaszkodzi nigdy. Po kilkunastu minutach i przesłuchaniu paru piosenek byłam na miejscu. Gdy weszłam do budynku, od razu ogarnęło mną ciepło, więc rozpięłam swoją kurtkę i ruszyłam w stronę ruchomych schodów. Na I piętrze znajdował się jubiler, tam miałam zamiar kupić bransoletę Alkowi i kolczyki Oldze. Pewnym krokiem weszłam do sklepu i podeszłam do gabloty gdzie znajdowały się owe wkrętki. Były takie same, jakie widziałam je ostatnio. Kosztowały nie mało, ale były warte. Srebrne z brylantowym oczkiem. Eleganckie i szykowne. Jednym słowem świetne. Bransoleta też była, więc wszystko na miejscu. Podeszłam do mężczyzny który stał za ladą. Był w podeszłym wieku, siwizna dawała o sobie poznać. Na nosie miał duże kwadratowe okulary, ale mino to, zachował szyk. Był elegancko ubrany i sprawiał wrażenie bardzo miłego i przyjaznego człowieka.

-Dzień dobry. W czym mogę Pani pomóc? – ukłonił się mężczyzna.

-Dzień dobry. Ja chciałabym prosić o te srebrne wkrętki, które znajdują się w tamtej dolnej gablocie i bransoletę, o tą! – pokazałam palcem na biżuterię. Sprzedawca pokiwał twierdząco głową i ruszył w kierunku gabloty z kolczykami. Pomimo wieku poruszał się szybko. Momentalnie znalazł się znów przede mną.

-Zakupy świąteczne? – zapytał pakując kolczyki do ślicznej zgrabnej torebeczki.

-Tak – przytaknęłam – Kolczyki dla przyjaciółki, a bransoleta dla brata – uśmiechnęłam się nieśmiało i spojrzałam na zapakowany prezent.

-Jako prezent dla brata, nie wybierałbym bransolety..- mężczyzna przeszył mnie wzrokiem po czym uniósł prawy kącik ust. Nie wiedziałam o co mu chodzi.

-To co Pan proponuje? – zapytałam mężczyznę, który odkładał bransoletę.
 Schylił się i pokazał mi naszyjnik, także srebrny, z wyrytym małym napisem „Forever”. Oczy mi się zaświeciły gdy zobaczyłam to cudo.

-Myślę, że to powinno mu się spodobać. Wie Pani, z reguły mężczyźni wolą naszyjniki od bransolet. Ten jest zarówno męski, jak i delikatny..

-Jest idealny – dokończyłam za mężczyznę.

-No i napis. Rodzeństwo na zawsze – uśmiechnął się promiennie. Wzięłam do ręki to małe cudo i uważnie mu się przyjrzałam.

-Biorę go – powiedziałam pewnie – Ma Pan gust – powiedziałam z uśmiechem podając mężczyźnie biżuterię.

-Lata praktyki – mrugnął okiem i zaczął pakować kupiony przeze mnie naszyjnik. Za wszystko zapłaciłam i podziękowałam sprzedawcy. Zadowolona ruszyłam w kierunku wyjścia. Gdy wyszłam ze sklepu, zobaczyłam multum ludzi, biegających w kółko i odwiedzających wszystkie sklepy po kolei. Pewnie nie zakupili wcześniej prezentów. Jakby nie patrzeć, ja też zostawiłam to na ostatnią chwilę. Wyjęłam z mojej torby lustrzankę i udałam się do fotografa. Od września nie miałam na to czasu. Zdjęcia zalegały na mojej karcie pamięci. Wreszcie będą mogły spocząć w albumie. Weszłam do studia i od razu udałam się do sprzedawcy.

-W czy mogę służyć? – zapytał mężczyzna po trzydziestce. Był nieco wyższy ode mnie, miał włosy sięgające do ramion i mocno zarysowane rysy twarzy. Był naprawdę przystojny.

-Chciałam wywołać zdjęcia..- odpowiedziałam nieśmiało podając mężczyźnie kartę pamięci.

-Oczywiście – odparł, odwzajemniając mój uśmiech.

-Ale mam pytanie. Czy mogłyby być gotowe na dzisiaj? Bardzo mi na tym zależy..- zrobiłam maślane oczy i próbowałam wypatrzeć każdą reakcję mężczyzny.

-Z reguły nigdy czegoś takiego nie robimy.. Ale niech to będzie wyjątek! – machnął ręką i podał asystentowi kartę pamięci. Niesamowicie się ucieszyłam, aż podskoczyłam z radości. – Tylko musi pani poczekać pół godziny, bo od tak, nie da się – pokiwał karcąco głową i przyjrzał mi się uważnie.

-Zgodzę się na wszystko. To do zobaczenia za pół godziny! – schowałam lustrzankę i wyszłam ze sklepu. Miałam wolne pół godziny, postanowiłam pochodzić sobie w tym czasie po sklepach, tak ot co. Nie miałam zamiaru sobie nic kupować, poszłam tak tylko popatrzeć Jednakże moje zamiary się zmieniły, gdy tylko zauważyłam szyldy -50%. Pognałam do sklepu i wertowałam pomiędzy przeróżnymi półkami i wieszakami. Znalazłam kilka w miarę fajnych rzeczy i od razu ruszyłam do przymierzalni. Ostatecznie po wyjściu z niej, moimi łupami została czarna spódnica, sięgając do połowy uda, ze złotym suwakiem z tyłu oraz kilka T-Shirtów. Dałam się ponieść emocjom, wstąpiłam później do kolejnego sklepu, wyszłam z niego, z nową parą botków i tenisówek. Jeszcze nigdy chyba się tak nie obkupiłam. Aby troszkę oprzytomnieć i zaprzestać tych moich łowów poszłam do kawiarni, w której ostatnio byłam z Adamem. Tym razem to ja zamówiłam sobie Cappuccino. Było nadzwyczaj pyszne. Teraz już wiem dlaczego Adam wypił, wtedy aż dwie filiżanki. Na jego miejscu wypiłabym trzy. Po wypiciu jakże ogrzewającego napoju spojrzałam w stronę zegara wiszącego na ścianie, pół godziny, dawno już minęło. Postanowiłam wrócić do fotografa. Wychodząc z kawiarni zapłaciłam za napój i ruszyłam w kierunku wyjścia. Tyle ludzi, ile było wcześniej, tyle było  nadal. Przedzierając się z niemałymi trudnościami na schodach, dotarłam na piętro, gdzie mieściło się studio. Przywitał mnie ten sam sprzedawca.

-Zdjęcia gotowe. Jakiś albumik? – uśmiechnął się promiennie podając mi dużą kopertę A4 , w której znajdowały się zdjęcia.

-Pełen profesjonalizm – skwitowałam z uśmiechem – Tak, poproszę nawet dwa duże – pokazałam palcem na album, które widniały na półce. Postanowiłam wziąć dwa, jeden – na zdjęcia moje i Zbyszka, drugi zaś – zdjęcia moje, przyjaciół i chłopaków z Resovii.

-Się robi – mężczyzna zdjął z półki albumy i podał mi je. Wszystko skasował i podał mi rachunek. Za wszystko zapłaciłam i grzecznie podziękowałam.

-Będę tutaj częstym gościem – powiedziałam do sprzedawcy wychodząc ze sklepu.

-Bardzo miło nam to słyszeć – odparł ciepłym głosem gdy byłam już w przejściu. Schowałam zakupy do torby i poszłam w stronę wyjścia, zbliżała się już godzina 12. Pasowałoby już pójść do domu. Albo raczej pojechać, gdyż nogi już odmawiały mi posłuszeństwa. Sprawdziłam rozkład jazdy tutejszych autobusów. Na szczęście był jeden, akurat za 10 minut. Pospiesznie ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Po wyjściu z budynku, ogarnął mną chłód, od razu zapięłam się pod szyję i tradycyjnie włożyłam  słuchawki do uszu. Po podjechaniu autobusu pod przystanek, wsiadłam do niego i zajęłam miejsce. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem i uśmiechałam się na samą myśl o reakcji bliskich na zakupione przeze mnie prezenty.
__________________________
Jak tam humorki? :D U nas bywało lepiej, ale cieszymy się, że jutro piątek :D Nareszcie ;D
Mamy nadzieje, że chociaż troszkę wam się ten rozdział spodobał :)
Pozdrawiamy i zapraszamy do komentowania! :D ;* Następny rozdział już w sobotę :) 

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 44


Następnego ranka obudziłam się dosyć wcześnie, a raczej obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy. Mojej ulubionej. Widocznie Alek urzędował już od świtu w kuchni. Usiadłam po turecku na łóżku, poprzeciągałam się we wszystkie strony, jak kot, przetarłam oczy i uśmiechnięta ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i udałam się w kierunku kuchni. No tak, miałam rację, Alek wypoczęty siedział już na taborecie i popijał kawę przeglądając jakiś magazyn sportowy. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podeszłam bliżej.

-Dzień dobry! – rzuciłam radośnie.

-No dzień dobry, dzień dobry. Dobrze się spało, co? – zapytał poruszając znacząco brwiami.

-A czemu pytasz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, lekko zdezorientowana.

-Bo masz oczy spuchnięte i wyglądasz jak chińczyk – wyszczerzył się głupio, przez co dostał mocnego kuksańca w żebra.

-Masz coś do Chińczyków?!

-Tak – odparł dumnie.

-No na przykład co? – nie dawałam za wygraną. Jak ja lubiłam się tak z nim droczyć.

-A między innymi Made in China –Trzy dni i ni ma – wywróciłam tylko oczami, ten to zawsze umiał dopowiedzieć.

-No z tym to jeszcze jestem w stanie się zgodzić – uśmiechnęłam się szeroko i zatopiłam wzrok w zawartości naszej lodówki. Nie była tak pełna jak zawsze, ale to tylko dlatego, że najemy się w święta, na Białorusi, więc tutaj jedzonko nie będzie nam potrzebne. Wyhaczyłam z niej szybko sałatę, pomidory, ser mozarella i chrzan śmietankowy. A co! Miałam ochotę akurat na sałatkę. Z górnej szafki wyjęłam jeszcze płatki owsiane i zalałam je gorącą wodą.

-Oooo królik! Znowu tą trawę będziesz wpiernczać? – zapytał Alek biorąc łyka swojej kawy.

-Zdrowe i przede wszystkim dobre. Możliwe, że przez to schudnę, chociaż dwa kilo…
-Wiesz jaka dieta jest najlepsza? – powiedział i natychmiastowo znalazł się koło mnie.

-No ekspercie, jaka?
-MŻ..- wyszczerzył się i odłożył brudny kubek po kawie do zlewu.
-Eeeeee? – odparłam lekko zdezorientowana.

-Mniej Żreć – uśmiechnął się głupio i usiadł ponownie na taborecie.

-Dzięki, dobrze wiedzieć na przyszłość , ale ja chyba zostanę przy swoich warzywkach– mrugnęłam okiem  i zaczęłam kroić pomidory jednocześnie wsypując je do półmiska. Później dodałam sałatę, pokrojony ser i kilka łyżek chrzanu. Całość posoliłam i popieprzyłam. Wreszcie mogłam się zajadać moim pysznym, pełnowartościowym śniadaniem. Siadłam koło brata i kątem oka patrzyłam na gazetę, którą wcześniej czytał. Od razu przypomniał  mi się mecz, który Resovia miała rozegrać już za kilka dni z Jastrzębiem.

-Stresujesz się? – zapytałam krótko.

-Przed czym? – odpowiedział pytaniem marszcząc brwi.

-No przed meczem…                                        

-I tak i nie – uśmiechnął się niewinnie – Wiesz, na pewno się boję wyniku i o to, jak zagram, jak nasza drużyna wypadnie. Ale z drugiej strony myślę, że jesteśmy na tyle przygotowani, że sobie poradzimy. A to, że po meczu wybieram się z moją siostrą i dziewczyną na święta do rodziny, tylko poprawia mi humor i motywuje..- mrugnął okiem i wstał z taboretu.

-Imponujesz mi bracie – uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na niego z dołu. Odwzajemnił mój uśmiech i poszedł do salonu po swoją torbę treningową. Ja w tym czasie skończyłam sałatkę i zabrałam się za zajadanie płatków owsianych z jogurtem. Widząc to, Alek, skrzywił się jak mało kiedy. Aż zachciało mi się śmiać.

-Przerzuciłaś się na paszę ?- zrobił minę w stylu WTF.

-Tak, najlepsza jest ta dla koni – odparłam całkiem poważnie ukrywając uśmiech.

-Achrem-koń, brzmi całkiem nieźle – pokiwał głową i wyszczerzył się jak głupi.

-Ale, ty wiesz, że obraziłeś teraz także siebie ? – parsknęłam śmiechem i wróciłam do zajadania się moim śniadankiem. Alek coś długo nie odpowiadał, chyba nie mógł znaleźć jakiejś ciętej riposty.

-Phi! Moja inteligencja nie pozwala się wdawać w dyskusję z takimi małolatami – mina a’la foch forever i ruszył w kierunku salonu.

-Jaka inteligencja? – parsknęłam śmiechem i migiem dokończyłam płatki.

-Taka, której nie posiadasz – wyszczerzył się i ubrał swoja bluzę.

-Jasne, bo to jest oczywiste, że moja inteligencja przewyższa Twoją – tak samo uśmiechnęłam się ukazując rząd swoich białych zębów.

-Teee, młoda nie pyskuj, bo powiem Zbyszkowi o tej Twojej pasze – parsknął śmiechem i stanął twarz w twarz (a może twarz w klatkę piersiową?) ze mną.

-Spoko, to ja powiem Kaśce o Twoich słitaśnych szarych bokserkach w renifery – cmoknęłam w powietrzu i ruszyłam radośnie w podskokach do swojego pokoju. Od razu otworzyłam szafę i wyjęłam z niej dzisiejsze ciuchy. Szare, przecierane dżinsy, białą luźną bluzę z logo Adiddasa. Więcej mi do szczęścia potrzeba nie było, a to dlatego, że musiałam dzisiaj się wybrać na zakupy do Millennium Hall. Później pognałam do łazienki, podczas mojego truchciku zauważyłam, Alka, który rozwalony na kanapie, oglądał Polsat Sport, tak! Zgadliście.  Weszłam do łazienki, wzięłam prysznic i po orzeźwiającej czynności i zdzieraniu sobie gardła przy śpiewaniu najnowszych hitów, wyszłam z kabiny i zaczęłam się ubierać. Nałożyłam na siebie ciuchy i zrobiłam makijaż, taki jak zwykle, żadnych nowości, włosy spięłam w luźnego koka i wyszłam, gotowa już, z łazienki. Radośnie runęłam koło Alka na sofie i oparłam się o nią plecami.

-Mówiłeś mamie, że przyjedziemy? – zapytałam po chwili. Tak spontanicznie, choć nie powiem, to pytanie chodziło za mną od dłuższego czasu.

-Myślałem nad tym, żeby zrobić jej niespodziankę. Na pewno by się ucieszyła. Lubię jak jest zaskoczona – wyszczerzył się i spojrzał w okno uśmiechając się tym bardziej.

-No to to tak – przytaknęłam, również z uśmiechem na twarzy – Ale nie sądzisz, że trzeba ją uprzedzić? My przyjedziemy na Białoruś, a ona wyjedzie do wujostwa na drugi koniec Białorusi – w tamtej chwili cały entuzjazm zszedł z Alka jak powietrze z balonu.

-Ty to zawsze przeczuwasz najgorsze scenariusze, co nie? – zapytał w końcu uważnie mi się przyglądając.

-No taka już jestem, nic na to nie poradzisz – odparłam poważnie i spojrzałam mu w oczy.

-Ale chyba masz rację, zróbmy to po moim treningu, okej? Zadzwonimy do niej i wszystko powiemy – uniósł prawy kącik ust do gór i powrócił do oglądania powtórki meczu piłki nożnej.

-Mi pasuje. A o Kaśce też powiesz? – zapytałam z ciekawością.

-Nie, tego akurat jej nie powiem. Niech chociaż obecność Kasi będzie dla niej zaskoczeniem – odparł przyglądając się zawodnikom na murawie.

-Romantiko – powiedziałam ze śmiechem.

-Wiem – odparł dumnie unosząc głowę do góry. No teraz wyglądał jak.. jak.. no nawet mi słów brakuję, aby to określić –Dobra młoda, ja się zbieram, dochodzi 9, z pół godziny mam trening – wstał z kanapy podając mi pilota. Odebrałam od niego rzecz i uśmiechnęłam się promiennie. Pooglądałam jeszcze chwilę telewizor i poczekałam aż Alek wyjdzie z mieszkania. Po pół godzinie wstałam z kanapy i zaczęłam pakować do torby komórkę, portfel i tysiące innych pierdoł, które mogą mi się przydać. Następnie założyłam moją kochaną kurtkę, opatuliłam się szalikiem i założyłam kozaki. Po niecałych dwóch minutach byłam gotowa. Uśmiechnięta wyszłam z mieszkania zamykając je na klucz. 
____________________________________
Taki rozdział o niczym ;c i króciutki ;c  Ale mamy nadzieje, że się podoba :)
Pozdrawiamy i zapraszamy do komentowania! :D

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 43


Włączyłam laptopa, szybko przebrałam się w dresy, włosy związałam w luźnego koka i poległam na łóżku. Od razu kliknęłam na przeglądarkę i zaczęłam szukać pomysłów na prezenty dla bliskich. Nie miałam zielonego pojęcia co im kupić. Jedyną wiadomą w tym wszystkim, był Adam. Wiedziałam co mu kupić, była to koszulka Coldplay oraz ich najnowsza płyta. Szybko zamówiłam to na Allegro i wzięłam się za szukanie prezentów dla innych. Na pierwszy ogień poszedł Zibi. Pod uwagę brałam wiele rzeczy, koszulki, płyty, portfele, wisiorki, a nawet bokserki. Jednakże znalazłam świetny zegarek Adriatic. Był zaprojektowany w klimacie retro, kompatybilny.  Wyposażony był w szafirowe szkiełko oraz datownik wskazujący dzień miesiąca oraz dzień tygodnia. Bez wahania kliknęłam na przycisk „Kup teraz”. Ten prezent powinien mu się spodobać, zegarek był elegancki i zarazem sportowy. Przeglądając kolejne strony, wpadłam na pewien pomysł. I chyba on nie był taki głupi. Pomyślałam sobie nad zrobieniem albumu z naszymi zdjęciami, moimi i Zbyszka. No ale wracając do dalszego kupowania prezentów, znalazłam dla Alka wspaniałą srebrną bransoletę. Później poszperałam po kilku dziewczęcych i młodzieżowych stronach w celu znalezienia jakiegoś prezentu dla Olgi. Zawsze kupowałam jej jakiś ciuch. Głównie to były T-shirty, sweterki i itp.; Trochę mnie to już znudziło. Postanowiłam kupić jej coś innego. Z racji tego, że jest wielką fanką Agathy Christie i jej książek, kupię jej zestaw z kilkoma tomami, powinna się ucieszyć. Ale to za mało. Przy ostatniej przechadzce po Millenium Hall zauważyłam u jubilera piękne kolczyki. Były to srebrne wkrętki z brylantowymi oczkami. Następnego dnia podejdę do galerii i jej je kupię. Mamie natomiast zamówiłam perfumy Celine Dion, kaszmirowy szal i śliczne czarne skórzane rękawiczki. Nacisnęłam „kup teraz” i wyłączyłam przeglądarkę. Wszystkie zamówione rzeczy powinny przyjść najpóźniej za trzy dni. Zadowolona z siebie spojrzałam na zegarek, była 19. No to sobie posiedziałam sporo przed laptopem, Nawet nie odczułam mijającego czasu. Przed wyłączeniem komputera weszłam jeszcze na facebook’a aby sprawdzić co w trawie piszczy. Jeden widok mnie zadziwił, a mianowicie zielona kropka przy imieniu i nazwisku Olgi. Szybko włączyłam czat aby z nią porozmawiać.
-Heeeej, żyjesz tam jeszcze? – napisałam uśmiechając się do monitora.

-Nie, nie żyje – ta to zawsze wiedziała co odpisać, lubiła się droczyć.
-Aha, fajnie. Czyli mam przyjemność z duchem rozmawiać?
-Haha, dokładnie tak – momentalnie wyobraziłam sobie teraz jej uśmiech, który zapewne wtedy miała.
-A tak naprawdę to czemu tak długo się nie odzywałaś?
-Nawet nie wiesz jak nas cisną na uczelni.

-Nikt nie mówił że będzie łatwo – wymusiłam lekki uśmiech. No bo w sumie, u mnie było tak samo, ale ja za to uczyłam się systematycznie i żadnych problemów nie miałam. Ba! Nawet miałam dużo wolnego czasu.

-Ja wiem, ale nikt nie mówił, że będzie aż taki zapierdziel.

-Jak to zwykle na farmaceutyce bywa- wyszczerzyłam się i po raz pierwszy się ucieszyłam, że wybrałam taki kierunek a nie inny.

-Nie dobijaj, proszę Cię.

-Nie dobijam, fakty tylko stwierdzam. Apropo farmaceutyki i wgl. To jak tam się Iwan trzyma? – napisałam przypominając sobie o byłym przyjacielu. Chciałam się dowiedzieć czy nic mu się nie stało. Jakby nie patrzeć, tylko od Olgi tego mogę się dowiedzieć. Być może mama też coś o tym wie, ale nie wątpię. W każdym razie, dokładniejszy wywiad przeprowadzę z nią w święta, może czegoś się dowiem. W końcu moja mama i Iwana, były kiedyś najlepszymi przyjaciółkami, i z tego co wiem, nadal utrzymują ze sobą kontakt i to całkiem niezły.

-Zadziwiająco dobrze. Pije, pali, ćpa – tak na okrągło. Ale też się uczy. Nie wywalili go. Jeszcze – tutaj to się zdziwiłam, skoro palił, ćpał, to jak on studiuje?

-Jakim cudem on się uczy skoro bierze te wszystkie cholerstwa? – moja ciekawość wygrała, musiałam się o to zapytać Olgi, nie wiedziałam jak zareaguje, ale co tam.
-Mnie się pytasz?
-No tak.

-Słuchaj, nie wiem. Ale uczy się tylko dlatego żeby nie zniszczyć sławy rodziny – No tak. Zapomniałam. Matka kardiolog, ojciec najlepszy prawnik w mieście. Miał rozsławione nazwisko wszędzie, ulgi u nauczycieli zresztą też, był zawsze lubiany. Teraz pewnie nie chce psuć dobrego imienia, zarówno swojego, jak i rodziców.

-To oni nie wiedzą, że on ćpa?! – rodzice przecież powinni być od tego aby sprawdzać swoje dzieci, a nie na wszystko im pozwalać, kompletnie nic z tego nie rozumiałam.

-A myślisz, że jak mogą to zobaczyć? Ojca nie ma cały czas w domu. Jest  tylko od święta. Matka zresztą tak samo.

-Czyli gdyby mu się coś stało to oni nawet nie będą o tym wiedzieć… - napisałam, a po mojej głowie przeszło multum najczarniejszych scenariuszy.

-Dokładnie.

-To jest smutne. A ty z nim gadasz?

-Jeszcze czego, Ola ja się go boję, stał się strasznie agresywny. To nie ten sam chłopak, z którym bawiłyśmy się w piaskownicy, bożyszcze nastolatek, ulubieniec nauczycieli. Teraz to zupełnie inna osoba – po jej słowach, zaczęłam być ciekawa tego, co by było, gdybym się z nim spotkała. Co by powiedział gdyby mnie zobaczył i co bym ja odczuła widząc go w takim stanie. Nie wiem czy bym podeszła bliżej do niego, porozmawiała, bo chyba na ten krok jestem za mało odważna, ale samo zobaczenie go, zaspokoiło by tą ciekawość.

-Rozumiem.. przestańmy już o nim mówić – napisałam w końcu. Chciałam rozluźnić jakoś tą atmosferę.

-OK. To o czym chcesz rozmawiać?

-O czymś milszym – uśmiechnęłam się do monitora.

-Na przykład?
-A chciałam Ci powiedzieć, że za tydzień się zobaczymy! – wyszczerzyłam się jeszcze bardziej i próbowałam sobie wyobrazić minę Olgi po drugiej stronie ekranu. Na pewno  się ucieszyła.
-No nie pieprz! – odpisała natychmiastowo.
-Dobrze, będę solić!
-Haha, ty głupku! Przyjedziesz na święta? – ta jej niezdarność. Za tydzień się zobaczymy, a za tydzień wypada pierwszy dzień świąt, no to chyba na święta przyjadę. Boszzz.
-Na to się zapowiada – nie chciało mi się jej tego wszystkiego tłumaczyć, więc odpisałam krótko.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.
-Chyba wiem bo ja się tak samo cieszę. Wreszcie się zobaczymy, porozmawiamy – naprawdę się cieszyłam. Zobaczę jej roześmianą twarz, chociaż przez te kilka dni, spędzimy tak, ja kiedyś.
-A Zbyszek też będzie?
-Nieee, w tym roku nie – na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, który po chwili przejawił się w lekki uśmiech.
-Ahaaaa, w tym roku nie. Ale w następnym ma przyjechać, bo jak nie, to nie ma przebacz!
-Przekaże mu to! – wyszczerzyłam się jak głupi do sera, o myśl na tym, że Olga polubiła Zbyszka.
-No ja myślę! – po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, to był zapewne Alek. Postanowiłam zatem zakończyć rozmowę z Olgą, najwyżej jutro porozmawiamy, albo pojutrze. W każdym razie, za tydzień się widzimy, to jest najważniejsze.
-Lama, muszę kończyć, do zobaczenia! – napisałam szybko.

-No na razie, trzymaj się tam! – odpisała równie szybko, uśmiechnęłam się do monitora i pospiesznie wyłączyłam komputer i polazłam do kuchni. Zastałam tam jak zwykle uśmiechniętego brata z torbami na zakupy.

-Wory pod oczami, blada cera, co ci jest? – zmarszczył brwi i parsknął śmiechem.

-Efekt kilkugodzinnego siedzenia przed komputerem – wyszczerzyłam się i podeszłam bliżej aby rozpakować zakupy.

-No to coś ty tyle godzin robiła? – zapytał z miną a’la WTF. No nie powiem, nieco mnie to rozbawiło.

-Taki tam projekt – uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam wkładać jogurty do lodówki.

-Taaaa, projekt, ja Cię już znam. Na pewno coś kombinujesz! – dał mi kuksańca w bok i poszedł zdjąć kurtkę.

-Spadaj wcale nie – odparłam z poważną miną powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.

-Ja i tak swoje wiem, a tak btw. To byłem dzisiaj u Kaśki – uśmiechnął się szeroko i podszedł pomóc mi z rozpakowywaniem zakupów.

-No i co tam słychać?

-Powiedziała, że pojedzie ze mną na Białoruś! – powiedział mega entuzjastycznie, z mega dużym bananem na twarzy. Widać, że jest szczęśliwy, a skoro on jest szczęśliwy, to ja też.

-A nie mówiłam?! – podeszłam go przytulić z całej siły. Emanowała z niego energia, widziałam te iskierki szczęścia w jego oczach.

-No mówiłaś, mówiłaś, młodsza siostra miała rację, świat zwariował – skwitował z uśmiechem. O dziwo, to mnie nie wkurzyło, kiedyś za to by dostał ode mnie porządnego kuksańca.

-Powiesz o tym mamie, że Kaśka przyjeżdża?

-Nieeee, to będzie taka mała niespodzianka – mrugnął okiem i usiadł na kanapie.

-Interesująco będzie w tym roku –usiadłam koło niego, opierając się o poduszki.

-A ty jak tam?

-No co no. Ja jadę na Białoruś, a Zbyszek zostaje w Polsce, tak będzie najlepiej - uśmiechnęłam się sama do siebie.
_______________________________
Jak tam żyjecie :D My ledwo, jeszcze jutro poniedziałek o.O No i propo poniedziałku, decydujące (?) starcie Resovii i Skry, nie możemy się doczekać :D
Pozdrawiamy was ciepło i zapraszamy do komentowania! :D

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 42


Był już 18 grudnia, wielkimi krokami zbliżały się święta, a ja nadal zmartwiałam się tym gdzie je spędzę. Tak czy inaczej, chyba nadeszła pora abym porozmawiała o tym ze Zbyszkiem. Chciałam wiedzieć co on ode mnie oczekuje, gdzie chce spędzić te święta. Postanowiłam zacząć tą rozmowę dzisiaj, mieliśmy spotkać się w parku o 13, tym naszym ulubionym. Spędziliśmy tam w wakacje wspaniałe chwile, na samą myśl o nich, uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Odstroiłam się dzisiaj w czarne legginsy, szeroki, ciepły sweter over size, czarny komin i moje ukochane kozaki z kożuchem. Z racji tego, że śnieg padał w najlepsze, mojej kurtki zabraknąć też nie mogło. Tak odstrojona wyszłam z mieszkania i skierowałam się w kierunku wyjścia. Przez szklane drzwi wyjściowe zauważyłam Zbyszka, który oparty o maskę samochodu, czekał na mnie i wpatrywał się w moje okno.

-Co tam wypatrujesz? – podbiegłam do niego szybko i dałam mu całusa w policzek.

-Wypatruję Ciebie – uśmiechnął się szydersko i objął mnie w pasie.

-Ale że tam na górze? – zapytałam zdziwiona pokazując palcem na okno – Jakoś latać nie umiem –uśmiechnęłam się nieśmiało i wtuliłam w jego klatkę piersiową. Była taka ciepła i miękka. Cały on, pachniał nutką wanilii i pomarańczy. Kochałam ten zapach.

-Poczekajmy – wyszczerzył się i objął mnie ramieniem – To co? Idziemy? – zapytał po chwili.

-Pewnie – uśmiechnęłam się i dalej, wtuleni w siebie poszliśmy w kierunku naszego parku. Było dosyć chłodno, gdzieniegdzie padał także śnieg. – I jak tam humorek przed meczem z Jastrzębskim? – zapytałam się Bartmana, patrząc w jego oczy.

-Hmmm, dziwnie – uśmiechnął się szeroko – Z jednej strony się stresuję, ale wiem, ze trenowałem, więc powinno się wszystko udać. Jestem w  dobrej formie, to też plus. Ale z drugiej strony będę rywalizować z przyjacielem, to trochę mi nie pasuję – na jego twarzy pojawił się grymas, ale nie dziwię się mu.

-No tak, graliście w tym samym klubie. Przyzwyczailiście się do siebie, i do tego, że macie tego samego przeciwnika..- westchnęłam wymuszając na swojej twarzy uśmiech.

-Rozumiesz mnie jak mało kto – pocałował mnie w czoło i objął ramieniem. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Bardzo miło mi było słyszeć takie słowa.

-Ale może pojedziesz ze mną do Jastrzębia na mecz? – zapytał niespodziewanie. Zatkało mnie totalnie, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Ten mecz odbędzie się 22 grudnia, jest już 18, niebawem są święta. Gdybym zostawała na nie w Polsce, to oczywiście, pojechałabym, ale gdy wyjadę na Białoruś, nie będę miała takiej możliwości –Spotkamy się z Michałem, no wiesz, tak prywatnie – mrugnął  okiem i przeczesał ręką moje włosy. To był chyba właściwy moment, abym zaczęłam rozmowę o świętach.

-Zbyszek..- odsunęłam się od niego. Zmarszczył brwi i uważnie mi się przyjrzał – Ja nie wiem czy będę mogła.. Chciałam już dawno o tym z Tobą porozmawiać, tylko nie wiedziałam jak się do tego zabrać.

-Wal prosto z mostu – powiedział stanowczo przeszywając mnie wzrokiem.

-Na pewno?

-Tak.

-Nie mam zielonego pojęcia gdzie spędzę tegoroczne święta. Jestem rozdarta między Polska a Białorusią. Chciałabym  z Tobą zostać, spędzić chociaż jeden dzień, ale z drugiej strony, z mamą nie widziałam się od kilku miesięcy, też chciałabym ja przytulić i spędzić z nią święta. Jakby nie patrzeć, została sama w tym domu..

-Jedź na Białoruś – przerwał mój monolog –Grałem za granicą i wiem jak to jest nie widzieć się z kimś kogo się kocha, te kilka dni spędzonych razem uszczęśliwia człowieka jak mało co. Wiem co czujesz, mną się nie przejmuj. Oczywiście, że chciałbym spędzić z Tobą chociaż jeden dzień, ale cóż.

-Kocham Cię – wtuliłam się tylko w jego tors – Wiem teraz na czym stoję.

-Na ziemi – zaśmiał się i pocałował w czoło.

-Nie.

-Dlaczego?

-Bo jestem w niebie – powiedział mrużąc oczy – I to wszystko dzięki Tobie – wyszczerzyłam się i pocałowałam go w usta.
-Kiedy masz zamiar wyjechać? – zapytał po chwili.

-Chciałabym pomóc mamie przy porządkach, w kuchni..  Ale drużyna nie może grać meczu bez kapitana! Więc zapewne wyjedziemy 22 – uśmiechnęłam się i popatrzyłam na niego z dołu.

-Czyli jest szansa, że będziesz nam kibicować? – od razu się ożywił a w jego oczach pojawiły się iskierki szczęścia.
-Duchowo tak, fizycznie raczej nie. Mecz będzie w Jastrzębiu – posłałam mu przymusowy uśmiech i chwyciłam za rękę.

-Racja, gdybym tylko mógł Cię tam zabrać…- westchnął.

-Ale nie możesz. Ja sama też nie mam prawka. JESZCZE – zaakcentowałam ostatnie słowo i uśmiechnęłam się szeroko. W okolicach maja albo kwietnia na pewno zrobię sobie prawo jazdy. No bo w końcu na Alku i Zbyszku zawsze żerować nie będę- Ale po meczu, od razu do Ciebie zadzwonię! – wyjęłam palce jak do ślubowania.

-Dobrze, dobrze – uśmiechnął się i po chwili znów kontynuowaliśmy nasz spacer.

-Moja mama bardzo chciałaby Cię znów zobaczyć – przypomniała mi się ostatnia rozmowa telefoniczna z moją rodzicielką.

-Ja też bym chciał z nią porozmawiać – na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech – Tym razem na spokojnie. Ostatnie nasze spotkanie było dosyć… dziwne i niemiłe..

-Taaak..Iwan..- spuściłam wzrok i wpatrywałam się w chodnik przypominając sobie sytuację ze szpitala. Każde jego słowo i widok wszystkich urządzeń podłączonych do jego ciała. Przeszedł mnie nie mały dreszcz. Od razu opatuliłam się szalikiem.

-Wiesz co z nim? – zapytał ciepło obejmując mnie ramieniem, widocznie zauważył, że zrobiło mi się zimno.

-Nie wiem, Olga nie odzywa się od dłuższego czasu. A o nim to już nawet nie mówię. Może jak będę na Białorusi to pogadam z nią na spokojnie.. W końcu musi mieć jakieś wsparcie.

-No tak, jej na pewno łatwo nie jest – powiedział cicho. Miałam wrażenie, że rozumie mnie doskonale.

-Tak, zwłaszcza, że przyjaźniłyśmy się z Iwanem od dzieciństwa..- westchnęłam i ścisnęłam rękę Zbyszka.

-Ludzie się zmieniają.

-Tak…Ale nie rozmawiajmy już o tym – otrząsnęłam się i spojrzałam na Zbyszka. Ten tylko mi przytaknął i dalej spacerowaliśmy naszym ulubionym parkiem. Wyglądał świetnie zimą, wszystkie drzewa, na których rozpościerał się śnieg, białe uliczki. Było pięknie. Ten park budził wiele emocji, dlatego, że  bardzo dużo się tu wydarzyło. Kłótnia z Magdą, pierwsze randki z Zibim, czasem także samotne spacery. Tak oto w ciszy, rozmyślając, spacerowaliśmy sobie przytulając się do siebie. Ta chwila mogła trwać wiecznie. Uwielbiałam jego ciepło, dotyk. Nie wiem co będzie, gdy wyjadę na święta na Białoruś. Będę strasznie za nim tęsknić. Jak jeszcze za nikim w życiu.

-Kiedy się zobaczymy ostatni raz przed świętami? – zapytałam  spoglądając w jego głębokie, zielone oczy.

-Chyba 21..wtedy już wyjeżdżamy do Jastrzębia..- westchnął i pogłaskał kciukiem mój policzek.

-Nie będziemy się widzieć przeszło tydzień – odparłam ze smutkiem w głosie.

-Taak, strasznie nad tym ubolewam. Ale po Twoim powrocie, będziesz miała mnie przy sobie cały czas – uśmiechnął się szeroko i pocałował w usta. Po dwugodzinnym spacerze postanowiliśmy się pożegnać, on miał załatwienia na mieście, a ja przemarzłam jak jeszcze nigdy dotąd. Szybko dotarliśmy pod mój blok. Pożegnałam się  ze Zbyszkiem i weszłam do mieszkania myśląc nad tym jak wszystko się potoczy. Szybko poszłam w stronę mojego pokoju, wykorzystałam fakt, że nie ma brata w domu i wszystkie prezenty pozamawiam już dziś.
_________________________________
Rozdział pojawił się teraz, gdyż później nie mogłybyśmy go dodać ;C
Pozdrawiamy wszystkich i zapraszamy do komentowania! ;*
Enjoy! :)

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 41


Powoli coraz bardziej zastanawiałam się nad świętami. I to, gdzie je spędzę. Powodowało to, że byłam nieco nieobecna na wykładach, ale po kilku uwagach od Adama otrząsnęłam się i spróbowałam dokładnie wsłuchać się w słowa wykładowcy, które były nadzwyczaj nużące. W pewnej chwili usłyszałam piosenkę Coldplay – Paradise. Zaczęłam ją nucić pod nosem, okazało się, że to dzwonił telefon Adama, szybko go wyłączył i włożył do kieszeni.

-Lubisz Coldplay? – zapytałam z zaciekawieniem spoglądając na kumpla.

-Może wydać Ci się to trochę dziwne, ale tak. Lubię, nawet ich uwielbiam – uśmiechnął się promiennie i notował słowa profesora w zeszycie.

-Czemu miałoby mi się wydać to dziwne? – zapytałam zdezorientowana.

-Nie wiem, ale z reguły, większość chłopaków słucha rapu., hip-hopu, ja jestem inny jeśli chodzi o gust muzyczny – mrugnął do mnie okiem. Nie mogłam tego zrozumieć. Co z tego, że ma inny gust muzyczny. Nie jest jedynym, który słucha takiej muzyki. Przecież ten zespół ma nie tylko fanów płci żeńskiej, ale też męskiej.

-Każdy ma swoje gusta. Jednakże ja uważam, że fajnie , że jesteś taki „oryginalny” – posłałam mu szczery uśmiech i wróciłam do przyglądania się poczynaniom wykładowcy przed tablicą. Skoro lubi ten zespół to dobrym prezentem na święta, byłoby zamówienie dla niego koszulki z logo zespołu i płytę też.

-No oryginalny to chyba tak..- mruknął pod nosem. Nie wiedziałam o co mu chodzi.

-Ale że co? – zapytałam zdezorientowana.

-No wiesz, często spotykam się z wyzwiskami na ulicach „pedał”, „ciota”, „dziewczynka”.. – powiedział smutno i podparł głowę o rękę. Fakt, dbał o wygląd , miał dłuższe włosy, na twarzy ani jednego pryszcza, aż mu tego sama zazdrościłam. No i wiedział gdzie się ubierać, dobrze dobrane ciuchy, kolory, doskonale się na tym znał.
-Wkurza mnie takie gadanie i kategoryzowanie ludzi. Każdy facet jest facetem. Ma coś pomiędzy nogami – jest facetem. Boże po co tu się rozdrabniać na jakieś pojedyncze rzeczy? Eeee trochę odbiegłam od tematu – zrobiłam głupią minę i spojrzałam na Adama, uśmiechał się szeroko i patrzył się na mnie z zaciekawieniem -  Każdy z nas jest wolny i niech ubiera się tak jak chce. A  co do tych przezwisk to pewnie mówią tak jakieś zazdrosne snoby.  Dres, spodnie w kroku, no i oczywiście białe skarpetki, żeby się wyróżniały. No przecież zlewać się nie mogą. Jeszcze maszynka i robią się na zero. A potem chcą stwarzać „postrach” na ulicy. To jest żałosne – uśmiechnęłam się lekko i ponownie na niego spojrzałam.

- I za to Cię lubię, jesteś szczera i taka prawdziwa – wyszczerzył się i przytulił mnie lekko, troszkę niezręcznie się poczułam, ale co tam – Dzięki – odparł krótko.

-Za co? – zapytałam zdziwiona.

-Tak po prostu, za słowa. Dają niezłego kopa – uśmiechnął się i zaczął pakować książki gdyż kończył się wykład, dochodziła 15 i wszyscy zbierali się z uczelni.

-Może wyjdziemy kiedyś na jakąś kawę, czy coś? Od początku roku nie mieliśmy okazji – podszedł do mnie uśmiechnięty Adam. Rzeczywiście, widzimy się tylko na uczelni, nic poza tym.

-Co to za zaszczyt mnie kopnął? – zapytałam wyszczerzona. Wtedy poczułam, że dostałam niezłego kopa w tyłek. Już chciałam się na niego wydrzeć.

-No cześć. Zaszczyt jestem – wyszczerzył się jak głupi do sera i wyszedł przede mnie. Posłałam mu karcące spojrzenie. – A może teraz chodźmy? Mam wolną godzinkę? Oczywiście jeśli chcesz – uśmiechnął się nieśmiało i wyczekiwał na moją reakcję. W sumie to nie miałam nic do stracenia. Alka w domu nie było, a ściemniać będzie się zaczynać za jakieś 3 godzinki.

-Okej – mrugnęłam okiem i poszliśmy do Millenium Hall i znajdującej się w niej kawiarni. Adam jak prawdziwy dżentelmen przepuszczał mnie w drzwiach. Po wejściu do kawiarni zajęliśmy swoje miejsca. Po kilku sekundach znalazła się koło nas kelnerka podając nam menu. Nie zastanawiałam się długo ponieważ mój wybór od razu padł na gorącą czekoladę, Adam wziął Cappucino. Po oddaleniu się kelnerki rozejrzałam się po pomieszczeniu, było duże, jasne i ciepłe. Pod tym względem, że ściany miały kolor brązowy. W oddali znajdował się kominek, a rośliny tylko dodawały przytulności. Było tu naprawdę pięknie. Kiedyś zabiorę tu Zbyszka, na pewno mu się tu spodoba.

-Opowiedz mi coś o sobie – odparł krótko odbierając od kelnerki napoje, która właśnie znalazła się koło nas – Znamy się już od kilku miesięcy, a prawie nic o Tobie nie wiem – uśmiechnął się nieśmiało. Sama nie wiedziałam co powiedzieć, bo w sumie, to nikt o mnie wszystkiego nie wie.

-Racja – wymusiłam uśmiech – Ty też lepszy nie jesteś, nic o sobie nie mówisz.

-A co mam mówić? Nudny jestem, prowadzę normalne życie – wziął łyk swojego cappuccino.

-To samo ja – uśmiechnęłam się szeroko. No  sumie, to taka prawda, prowadziłam nudne życie. Odkąd przyjechałam do Polski to nie jest takie nudne.

-Ej nooo! – wykrzywił się- Nie ma tak. Mam wywiad poprowadzić, żebyś coś o sobie powiedziała? – wyszczerzył się i przeszył mnie wzrokiem. Jakby nie patrzeć, tak wywiad lepszy niż gadanie o sobie.
-A poproszę – odparłam.

-Skąd jesteś? – zapytał od razu.

-Z Białorusi - uśmiechnęłam się lekko .

-To co robisz tutaj? W Polsce?
-Jak widać studiuję – powiedziałam ironicznie – No i wspieram brata, i mu gotuję – dodałam z uśmiechem na twarzy.

-Czyli masz brata… Czekaj, czekaj.. to Ty jesteś siostrą Alka Achrema? – wydukał. Brawka za inteligencję, dopiero teraz się zorientował.

-Mamy tą samą rodzicielkę, nazwisko…mieszkamy razem. Wszystko się składa na to, że tak – odparłam biorąc łyk gorącej czekolady.

-Zazdroszczę. A! Pogratuluj mu wygranej z Zaksą – uśmiechnął się promiennie.

-Jesteś fanem siatkówki?- zapytałam z niedowierzaniem.

-No tak. I wiernym kibicem naszej kochanej Asseco Resovii Rzeszów! – nie ukrywam, doznałam lekkiego szok, nigdy nie mówił, że interesuje się siatkówką.

-Nie wierzę.

-Mówię Ci. Tylko lipa, bo mieszkam tak blisko a bywam rzadko na meczach – odparł.

-To się zmieni, jak chcesz to możemy kiedyś pójść razem na mecz pokibicować.

-Serio? Byłoby świetnie.

-Pewnie, bilety też się załatwi – mrugnęłam okiem i wpatrywałam się w resztki czekolady, które pozostały na dnie kubka.

-No więc wiesz o mnie, że mam brata i pochodzę z Białorusi.. a Ty? Skąd jesteś? – zapytałam po chwili ciszy.

-Z Zamościa pochodzę i jedynakiem jestem. Jak widać nie rozpieszczonym…eee..chyba – zawiesił się a potem oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

-Nie jesteś, nie jesteś.

-A święta? Gdzie chcesz je spędzić? – zapytał.

-Różnica jest między tym gdzie chce a z kim chce..- humor od razu mi się zepsuł. Byłam po prostu rozdarta. Bo niby święta to wesoły okres czasu, ale dla mnie dołujący bo będę musiała się z kimś pożegnać.

-To znaczy? – po raz kolejny odpowiedział pytaniem. Jego głos był spokojny. On sam nie był zbyt natarczywy. Nie denerwowało mnie to, że pyta mnie się o to.

-Część mnie chce zostać tutaj, z chłopakiem, a druga część pragnie wyjechać z bratem na Białoruś, do rodziny i przyjaciółki…- dokończyłam czekoladę i odłożyłam kubek na podstawkę.
-Jeśli mogę Ci coś doradzić, to zrób tak jak nakazuje Ci serce. I nie bądź egoistką, pomyśl też o innych i ich uczuciach. Pasowałoby też porozmawiać o tym z chłopakiem..- powiedział ze spokojem. Wsłuchiwałam się w każde jego słowo.
-Dziękuję za radę, ale muszę to jeszcze wszystko przemyśleć – wymusiłam uśmiech i popatrzyłam się na Adama, który cały czas mi się przyglądał. Jakby nie patrzeć był dla mnie trochę taką podporą, jakby przyjaciółką (płci męskiej oczywiście).

  Porozmawialiśmy jeszcze pół godziny, zdążyłam jeszcze przez ten czas wypić jeden kubek czekolady. Bardzo dobrze mi się spędzało czas z Adamem. Dowiedziałam się wielu rzeczy o nim. Jego ojciec był wojskowym a matka przezwyciężyła raka. Jako dziecko był osamotniony ale za to stał się bardziej odpowiedzialny. Wolał spędzać czas z dziewczynami, przez co był trochę odtrącany od kolegów. Cały czas wysłuchiwałam monologu Adama z bijącym sercem. On  naprawdę sporo w życiu przeszedł. Moje życie w porównaniu do jego, toczy się dużo spokojniej, chociaż nie do końca.
_____________________
I juuutro piątek! c; Nareszcie! :D A już myślałyśmy, że ten tydzień się nigdy nie skończy o.O Męczą nas niemiłosiernie w tej szkole -.-
Podoba wam się rozdział? :)
Pozdrawiamy i zapraszamy do komentowania! :D

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 40


Szybko mijały minuty, godziny, dni. Nie obejrzałam się ,a już minął cały listopad. Ten miesiąc okazał mi się być bardzo przyjazny. Magda mi nie docinała, nie zostawiała żadnych niespodzianek pod drzwiami, na wykładach miałam wsparcie w postaci Adama. A poza uczelnią – Zbyszka, Kaśki i Alka. Zibi zgodnie z obietnicą spędzał  ze mną każdą wolną chwilę, aż sama jestem pod wrażeniem. Tak się przyzwyczaiłam do Bartmana, że nie wyobrażam sobie dnia bez niego.
                                                                        ***
Zbliżał się okres świąteczny. No prawie. Dziś jest 7 grudnia, to tak jakby okres świąteczny. Wszystkie galerie, uliczki przystrojone były choinkami i różnymi światełkami. W sklepach pojawiały się ozdoby, słodycze w kształcie Mikołajów, reniferów. Aż mogło się poczuć tą atmosferę. Powoli zaczynałam myśleć nad prezentami dla bliskich. W ogóle nie miałam pomysłu na to co im dam. Zbyszkowi, Kaśce i Alkowi, zresztą mamie też pasowałoby coś dać. Już o Oldze nie mówię, bo to chyba oczywiste. Postanowiłam się wybrać z Adamem do galerii Milenium na zakupy. O szlag! Całkowicie o nim zapomniałam. Jemu też powinnam coś kupić. Taka już jestem, lubię obdarowywać ludzi. Coś czuję, że w tym roku moje konto bankowe opustoszeje. Czyli buszowanie po sklepach odpada. Trzeba poszukać czegoś w internecie. Przy Alku raczej nie, ale poświęcę jedną nockę i pozamawiam wszystko. Nurtowała mnie tylko jedna myśl. Gdzie spędzę te święta i przede wszystkim, z kim. Będę musiała porozmawiać o tym z Alkiem.  Z wielką chęcią pojechałabym na Białoruś, do mamy, aby spędzić z nią święta. Ale z drugiej strony nie chcę opuszczać Zbyszka.
-Alek? – zapytałam cicho siadając koło brata.

-Hmm?

-Myślałeś nad tym, gdzie spędzimy święta? – popatrzyłam się w jego oczy. Były trochę niespokojne i zagubione.

-Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia. Ale wiem jedno..- powiedział lekko się uśmiechając.

-Tak?

-Chciałbym aby Kasia poznała mamę – uśmiechnął się sam do siebie patrząc w okno. Rzeczywiście, są ze sobą i widać, że to poważny związek. Mama powinna poznać Kasię.

-Ale kiedy? – zapytałam niewinnie.

-Święta, to wydaję mi się być odpowiedni czas..- mrugnął okiem i poszedł do kuchni po jabłko. Wrócił i od razu się w nie wgryzł – Tylko jest jeden problem, a może nawet więcej? – powiedział spokojnie.

-Dawaj, ja coś wymyślę – uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam po turecku.

-No dobra. Po pierwsze, nie wiem czy zgodzi się na ten wyjazd, no bo przecież ona też ma rodzinę i to pewnie z nią chciałaby spędzić święta. Po drugie, nie jestem pewien tego, czy będzie chciała poznać mamę.. – wgryzł się w jabłko a ja analizowałam każde jego słowo.

-Nie masz się o co martwić. Jestem pewna tego, że Kaśka się zgodzi – mrugnęłam okiem i wstałam z sofy – Bracie, ty to masz głowę – poklepałam go po plecach uśmiechając się szeroko.

-A ty? Jak chciałabyś spędzić te święta? – krzyknął za mną gdy ja udawałam się do swojego pokoju.

-Powiedzmy, że jestem rozerwana na pół. Chciałabym być tutaj i na Białorusi – westchnęłam i podeszłam znów do sofy, na której siedział Alek.

-Rozumiem, że to „tutaj” oznacza Zbyszka, tak? – uśmiechnął się nieśmiało i spojrzał na mnie wyczytując z mojej twarzy każdą reakcję. Sama uśmiechnęłam się mimowolnie i odgarnęłam spadające włosy z czoła.

-No tak..- powiedziałam cicho.

-Nie myślałaś nad tym, aby pojechał z nami na Białoruś? – zapytał wgryzając się w jabłko.

-Czytasz mi w myślach..- westchnęłam – Tak, myślałam, ale jesteśmy ze sobą za krótko aby spędzać święta razem. A poza tym, pewnie on będzie chciał święta spędzić z rodziną. Z tego co wiem, rzadko spotykają się razem w Boże Narodzenie.

-Może i masz rację, ale nie zaszkodzi z nim porozmawiać. Mama na pewno by się ucieszyła gdyby Zbyszek przyjechał – mrugnął okiem i wstał aby wyrzucić jabłko.

-Taaa, jedna osoba więcej do jedzenia wszystkich tych potraw – westchnęłam i uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl o świętach w domu.

-No to mówię, że się ucieszy – wyszczerzył się i znowu poległ na kanapie. Jak to Alek.

-Heh. Ale wiesz, nie będę z nim o tym rozmawiać na razie..- odparłam cicho.

-Ja tam nie wiem, ale powinniście być ze sobą szczerzy. Otwartość w związku to jednak podstawa! – powiedział entuzjastycznie.

-Ty to umiesz dopowiedzieć – pokiwałam z niedowierzaniem głową – Nie spodziewałam się, że dostanę od Ciebie taką radę – odparłam cicho i uśmiechnęłam się nieśmiało.

-Wiesz, mam uczucia – uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie, tymi swoimi głębokimi oczami, w których zawsze znajdowały się iskierki szczęścia.

-W to nie wątpię – mrugnęłam okiem i poszłam do kuchni. Od razu skierowałam się do lodówki. Pasowałoby zrobić coś na obiad.

-Aleeeek! – zawołałam brata dalej wpatrując się w lodówkę.

-Słucham Cię moja zacna siostro – wszedł do kuchni dumnie i od razu siadł na taborecie.

-Obiad – odparłam krótko.

-Nugetsy?

-Nie.
-Jajecznica? – wyszczerzył się głupio.

-Coś za bardzo Ci ta jajecznica posmakowała – uśmiechnęłam się szeroko i dalej myślałam nad dzisiejszym obiadem.

-Omlet? – zapytał niewinnie oczekując mojej reakcji.

-Na śniadanie omlet, na obiad omlet, na kolację omlet…- westchnęłam głęboko.

-Nie, na kolację jajecznica. Jakieś urozmaicenie musi być – poruszał znacząco brwiami, a ja tylko spojrzałam na niego spod byka. Droczyć to się on umie.

-O! – dostałam olśnienia – A może by tak kopytka? –wyszczerzyłam się i zaczęłam wyjmować potrzebne składniki.
-Mi to tam pasuje – uśmiechnął się i poszedł po fartuchy. Ja postawiłam składniki na blacie i zaczęłam przygotowywać nasze danie. Po kilkunastu minutach i paru skaleczeniach kopytka były już gotowe do wsadzenia w  gorącą wodę. Mój asystent, czyt. Alek, niby coś tam mi pomógł ale większość czasu przypatrywał się moim poczynaniom i rysowaniem palcami w mące na stolnicy. Tak oto powstał, jednokołowy samochód, kot bez ogona i cyklop. Dałabym głowę, że wyglądał jak nasz libero. A propo Krzysia, to o wilku mowa.
-Aloha! – wparował do nas uśmiechnięty Igła. Od razu wkroczył do kuchni, niezłą ma orientacje w terenie. Pewnie musiał tu być wiele razy, przed moim przybyciem do Polski.

-A- LOCHA? – zapytałam zdezorientowana.

-Nie chodzi mi tu o maciorę, świnkę domową, oczywiście – wyszczerzył się i poległ na naszej kanapie.

-Tłumacz się tłumacz – uśmiechnęłam się do niego i włożyłam kopytka do garnka.

-To jaki jest powód twojej wizyty milordzie? – zapytał Alek siadając koło Igły.

-A tak byłem w okolicy i wpadłem do was…- miał coś jeszcze mówić, ale niestety mu przerwałam.
-Alek, bądź taki łaskawy i mi pomóż- zrobiłam smutną minę i powyjmowałam kopytka z garnka.

-Huhu, Alek kucharzy? Taki zły brat pomaga siostrze w gotowaniu – Krzysiu zatarł ręce na widok mojego brata w fartuszku.
-Trzymaj durszlak i weź to odcedź – nakazałam bratu przekazując mu naczynie.
-Widzisz Krzysiu? Tu się coś dzieje, tu jest gorąco..- powiedział wyszczerzony Alek odcedzając kopytka z wody.
-Ta energia, ten smak, te przyprawy, konsystencja..- rozmarzył się nasz libero.
-Nie powiem jak to wygląda, jak tak ręką ruszam, ale cóż.- powiedział nadal cedząc kopytka.

-Wszystko musisz wytrzepać – odparłam wyjmując kolejną porcję kopytek z garnka.

-Wszystko musisz wytrzepać Alek – wyszczerzył się Krzysiu i zaczął się brechtać. Mój brat tak samo, bo Ci to tylko o jednym –A ty co tam robisz? Masełko? – zwrócił  się do mnie.

-Tak – odparłam krótko i dalej wpatrywałam się w patelnię.

-Tu jest lepiej niż w telewizji. To jest Achrem Master Cook! – wtrącił się uśmiechnięty Alek, który nadal odcedzał kopytka.

-Wszystkie kopytka tutaj – pokazałam bratu patelnię aby wrzucił na nie nasze dzisiejsze danie. Ale chyba się nie zrozumieliśmy – Nie! Debilu bez wody! Idioto Ty! – wydarłam się na niego.

-Łojooo., ale ja nie wiem jak to się robi – wyszczerzył się przepraszająco i wrócił do swojej poprzedniej czynności.
-Zostaniesz z nami na obiad? – zapytałam się Krzyśka.

-No w sumie, trzeba spróbować tego co nam Alek upichcił  - poruszał znacząco brwiami i  zasiadł przed stołem w jadalni.
_______________________________________
Taki krótszy dzisiaj troszeczkę ;c
Co sądzicie o wczorajszym meczu? Emocji było dużo. My schodziłyśmy na zawał 15412328 razy o.O"
Pozdrawiamy! ;*

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 39


Dzisiaj wieczorem przychodzi do nas Zbyszek. Jest studencki czwartek więc jest zarówno czas aby sobie odpocząć. Zibi miał przyjść o 17, więc wszystkie smakołyki przygotowałam już o 16.  Sama poszłam się przebrać do łazienki w nieco luźniejsze ciuchy. Ubrałam się w dżinsową koszule i czarne legginsy, Do tego założyłam moje domowe czarne balerinki, które były mega wygodne. Pospiesznie wyszłam z łazienki i ruszyłam w stronę kuchni.

-Alek! – krzyknęłam.

-Słucham Cię moja najukochańsza siostrzyczko? – stanął naprzeciwko mnie słodko się uśmiechając. Jak nie on.

-Czy ty myślisz, że jestem głupia? – zapytałam ironicznie unosząc jedną brew.

-Nie, no nigdy – odparł zmieszany.

-Serio? To kto w takim razie zjadł 1/3 ciastek, które leżały na talerzu? – odparłam wskazując palcem na blat kuchenny.

-No na pewno nie ja – odparł dumnie i pospiesznym krokiem wyszedł z kuchni.

-Tchórz! – krzyknęłam za nim.

-Coś ty powiedziała? – zapytał odwracając się w moją stronę.

-Że jesteś tchórzem – odparłam chowając resztę ciastek do szafki

-A czego miałbym się niby bać, mendo? – zapytał ironicznie.

-Przyznania się do jakże niecnego uczynku, jakim było zjedzenie tych smakowitych ciastek – wyrecytowałam na jednym tchu.

-Jak chcesz sprawdzić, że to ja zjadłem te ciacha? – po raz kolejny odpowiedział pytaniem. Coraz bardziej zaczęło mnie to irytować. Ale to przecież Alek, miszczu irytacji. W tym jest najlepszy.

-No wiesz, w japę nie mam zamiaru Ci zaglądać..- odparłam i oparłam ręce na sowich biodrach.

-Ha! To skąd ta pewność, że to ja je zjadłem?! – dokończył za mnie wyszczerzony Alek.

-Na przykład z tego powodu, że na bluzie masz jeszcze okruchy.. i oprócz Ciebie nikogo innego w domu nie było – powiedziałam szybko i popatrzyłam się na niego jak na idiotę. Nieco się speszył i zaczął przeczesywać swoją ręką włosy, zawsze to robi gdy się denerwuje.

- No i co? Zatkało kakao? - zapytałam uśmiechnięta od ucha do ucha i ruszyłam w kierunku salonu aby obejrzeć sobie TV jeszcze przed przyjściem Zbyszka.
-Było Kaśkę zaprosić ciulu. Posiedzielibyśmy we czwórkę – powiedziałam i uśmiechnęłam się do brata, który właśnie przechodził przez salon. Nie widziałam się z Kaśką tydzień a przecież mieszkamy tak blisko siebie. Zdążyło mi się stęsknić. Jakby nie patrzeć, była dla mnie jak siostra.

-Jeszcze nie jest za późno – mrugnął okiem i podszedł do telefonu. Wrócił za kilka minut.

-Przyjdzie – wyszczerzył się i runął koło mnie na kanapie. O dziwo nie on włączył Polsat Sport, a ja. Małe urozmaicenie w serialach mnie do tego zmusiło. Akurat leciała powtórka meczu Resovi i Jastrzębskiego Węgla.
-Zostaw! – powiedział entuzjastycznie Alek, który zaczął bacznie obserwować swoje poczynania na boisku.
-Widzisz jaki piękny as serwisowy? – zapytał się mnie pokazując właśnie na swoją zagrywkę. Szczerzył się jak głupi do sera.

-Szału nie ma, dupy nie urywa, staniki nie latają – powiedziałam mało entuzjastycznie opierając głowę o rękę.

-Latają, latają, tylko ty ślepa jesteś – posłał mi sztuczny uśmiech i powrócił do oglądania.

-Chciałbyś – prychnęłam i razem z nim oglądałam mecz.
Powoli dochodziła 18. Usłyszałam dzwonek. Szybko zerwałam się z kanapy i podbiegłam do drzwi aby je otworzyć. Gdy tylko je otworzyłam, ujrzałam Kaśkę, która jak zwykle się uśmiechała. Ta to jest optymistką z urodzenia. Wyglądała dziś naprawdę ładnie. Jej brązowe, kręcone włosy były starannie ułożone, miała na sobie szary, długi kardigan, T-shirt Gorillaz, czarne legginsy i czerwone Conversy.
-Heeej kochana! – uściskałam ją na powitanie najmocniej jak tylko potrafiłam – Wchodź do środka i przy okazji mnie uratuj. Twój chłopak popadł w samozachwyt –uśmiechnęłam się szeroko i zaprosiłam Kaśkę do środka.  Zamknęłam za nią drzwi i czekałam aż się przebierze.

-Kto przyszedł? – zawołał Alek, który był taki wpatrzony w TV, że nie zauważył swojej dziewczyny we własnym mieszkaniu. Kaśka po cichu zakradła się od tyłu i dała Alkowi soczystego buziaka w usta. Był lekko zaskoczony, ale też szczęśliwy. Nie zdążyłam odejść od drzwi a odbył się kolejny dzwonek. Tym razem wiedziałam kto to. Na sam dźwięk dzwonka mimowolnie się uśmiechnęłam i poprawiłam włosy. Po otworzeniu drzwi zauważyłam nikogo innego jak Zibiego, był ubrany jak zwykle, stylowo. A w jego oczach można było zobaczyć promyczki szczęścia. Co mnie zdziwiło, to było to, że miał przed sobą bukiet żółtych tulipanów.

-Dobry wieczór – powiedział słodko i pocałował mnie w usta – To dla Ciebie – podał mi bukiet i popatrzył mi się w oczy.
-A z jakiej to okazji? – zapytałam zdezorientowana.

-Lubię Cię obdarowywać – pocałował mnie w policzek i wszedł do mieszkania. Nawet nie zdążyłam mu podziękować za bukiet. Zamknęłam drzwi i weszłam za Zibim do salonu.
-To dla mnie? Wiesz, że bardziej lubię fioletowe niż żółte – wtrącił się roześmiany Alek, który podszedł aby przywitać się z Zibim.
-Nie zasłużyłeś – prychnęłam i uśmiechnięta poszłam do kuchni, aby włożyć kwiaty do wazonu.

-Dziękuję – szepnęłam do ucha Zbyszka, gdy znalazłam się koło niego. Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie we włosy. Ogarnęło mną ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Czułam, że dobrze jest gdy mam go koło siebie. Chciałam się upajać tą chwilą przez całą wieczność, wtulona w jego tors i wąchająca woń jego perfum.  Jednakże nie było mi to dane bo po kilku minutach rozległo się dzwonienie do mieszkania. Odźwierna  jak zwykle musiała otworzyć.

-Przepraszam – powiedziałam cicho i wstałam od towarzystwa, aby otworzyć drzwi. Nie miałam pojęcia kto się do nas o tej porze wybierał. Z nużeniem podeszłam do drzwi i powoli je otworzyłam. Nie zastałam tam nikogo. Chciałam wyjść na klatkę aby się rozejrzeć, ale po nadepnięciu na wycieraczkę usłyszałam dźwięk gniecionego papieru. Spojrzałam w dół i zobaczyłam kopertę z moim imieniem i nazwiskiem. Podniosłam ją niepewnie i przez chwilę nie otwierałam. W pewnym sensie bałam się jej otworzyć. Przed oczami miałam incydent z laleczką Voodoo. Jednakże rozerwałam kopertę i wyjęłam z niej kartkę A4 złożoną na pół.
KIEDYŚ CIĘ ZNISZCZĘ – napis na kartce składał się z liter, które były wycięte z gazet, ale ja i tak wiedziałam, że to Magda. Zakryłam usta dłonią i wpatrywałam się dłuższą chwilę w list. Nie mogłam zrozumieć  dlaczego ona to robi. Może rzeczywiście ona jest psychicznie chora. Coraz bardziej bałam się o moje bezpieczeństwo.

-Ola jesteś tam? – krzyknął Zibi z salonu. Chyba nie było mnie już dłuższą chwilę . Chciałam odpowiedzieć, ale nie wiedziałam jak, nie mogłam z siebie wydobyć żadnego odgłosu. Po chwili zniecierpliwiony Zbyszek podbiegł do drzwi. Gdy mnie zobaczył, od razu zmarszczył brwi i podszedł do mnie. Nie wiedział o co chodzi, ale czuł, że coś jest nie tak.

-Co się stało? – zapytał zdezorientowany. Nic nie odpowiedziałam. Pokazałam mu tylko list. Jego złość  i  niedowierzanie były wymalowane na twarzy – Kto to zrobił? – zapytał w końcu.

-Magda, chodź wszystko Ci opowiem – powiedziałam cicho a po moim policzku popłynęła łza. Nie wiem z czego, może z bezsilności.

-Tylko nie płacz – otarł mi łzę swoim rękawem i razem weszliśmy do mieszkania.

-Co jest? – zapytał Alek, gdy zobaczył moją minę. Od razu do mnie podszedł, Kaśka zresztą też.

-Magda – powiedziałam cicho i usiadłam w fotelu. Przede mną kucnął Zibi, przytrzymał moje ręce i popatrzył mi się prosto w oczy. Winna mu byłam wyjaśnienia. Alek wziął ode mnie kartkę i nie powiem, strasznie się zdenerwował.

-Ona jest chora! Musimy to zgłosić na policję! – powiedział siadając na kanapie.

-Opowiesz mi wszystko? – powiedział niezwykle cicho i spokojnie Zibi, jak nie on. Przełknął głośno ślinę a ja popatrzyłam się prosto w jego źrenice i nic nie mówiłam. Nie wiedziałam jak mam zacząć.

-Z rozpoczęciem roku wszystko zaczęło się jakoś sypać- schowałam twarz w dłoniach – po inauguracji znalazłam laleczkę Voodoo z moim imieniem i nazwiskiem. Wbite w nią były szpilki i gwoździe. Przeraziłam się, ale razem z Alkiem stwierdziliśmy, że zgłaszanie tego na policję nie ma sensu – spojrzałam na brata, który bacznie mi się w tej chwili przyglądał – Z Iwanem też tak zrobiliśmy..- urwałam przypominając sobie incydent z 10 lutego, pobicia Iwana. Zbyszek zmarszczył brwi i uważnie mi się przyjrzał.
-Jeszcze dłuższa historia – westchnęłam gdy wyczytałam z jego oczu, że chce wiedzieć.
-Ola, nie będziemy wam przeszkadzać. Powinniście pobyć teraz sami. My będziemy w pokoju obok – powiedziała ciepło Kasia i wyszła z Alkiem z salonu. Zbyszek ani drgnął.

-Później zaczęły się docinki z jej strony, ale nie zwracałam na to uwagi. Zawsze coś odpowiadałam i to ja byłam górą. Teraz sądzę, że jest inaczej – powiedziałam chowając twarz w dłoniach. Łza płynąca po moim policzku spadła na jego rękaw, który spoczywał na moim kolanie.
-Przepraszam – powiedział i mocno mnie przytulił – Powinienem był być przy Tobie,  wspierać Cię.

-Ale to moja wina, nie powiedziałam Ci o tym, a powinnam. Bo w pewnym sensie, ta  sprawa też dotyczy Ciebie – powiedziałam półszeptem.

-A co z Iwanem? – zapytał po chwili. Opowiedziałam mu ze szczegółami moje pobicie, sytuacje z narkotykami. Oczywiście parę razy się przy tym poryczałam. Tym razem ze smutku.
-Chcesz do niego jechać? Tam do Białorusi? –zapytał niepewnie.

-Nie mam po co, zresztą on i tak mnie nienawidzi, a ja jego… - odwróciłam wzrok i wpatrywałam się w ścianę.

-Rozumiem – szepnął i objął mnie ramieniem.

-Gdybym nie przyjechała tutaj, może nie byłoby tego całego zamieszania.. Ty byłbyś szczęśliwszy, nie miałbyś tylu zmartwień na głowie, no wiesz, Magdy. Iwan być może nigdy by nie ćpał.. – wyliczałam smutno.

-Nawet mi tak nie mów! – przerwał mi i gwałtownie się odsunął patrząc mi w oczy – Jesteś dla mnie najważniejsza, nie rozumiesz tego? Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Doskonale mnie rozumiesz, wspierasz, jednym słowem…jesteś moim życiem..- powiedział czule trzymając mocno moje ręce – Nawet nie wiesz jaki jestem teraz szczęśliwy..
Nic nie odpowiedziałam, pocałowałam go w usta i mocno przytuliłam. Miałam ochotę też rozpłakać się ze szczęścia, ale w pewnym sensie, godność mi na to nie pozwoliła. Byłam strasznie szczęśliwa, może rzeczywiście wyjazd do Polski był dobrym posunięciem. Potrzebuję czasu aby to stwierdzić. Ale wiem jedno, gdybym tutaj nie przyjechała, nie poznałabym tak cudownego chłopaka, jakim jest Zbyszek.
-Można? – zapytał Alek półszeptem uchylając drzwi od sypialni.

-Tak..- powiedziałam wymuszając uśmiech. Skuliłam nogi i położyłam je na fotelu. Zbyszek usiadł na ramieniu mebla i mnie przytulił.

-Co robimy z tą sytuacją? – zapytała Kasia siadając na sofie –Wiesz, jak już kiedyś wspomniałam, ja mogę wam pomóc. Mój ojciec jest prawnikiem więc spokojna głowa – mrugnęła okiem i oparła się o Alka, który siedział koło niej.

-Nie będę nic z tym robiła.. Nie wiem do czego jest zdolna, ale gdybym zgłosiła sprawę na policję, zgotowałaby mi piekło – powiedziałam wpatrując się w ścianę.

-Może i masz rację. – odparł głucho Alek. 

Reszta wieczoru minęła już w nieco luźnej atmosferze, jednakże było dosyć krępująco. Kaśka wyszła od nas około 21, a zbliżała się 22. Zbyszek nadal u nas był.

-Nie idziesz do domu? – zapytałam wtulając się w jego tors.

-Nie chcę Cię opuszczać, boję się o Ciebie..- musnął moje wargi i zmrużył oczy.

-Kocham Cię..- szepnęłam.
___________________
Aloha! :D I oto jest 39 rozdział :D
Mamy do was pytanie. W związku z tym, że małymi kroczkami zbliża nam się 30000 wyświetleń, chciałybyśmy coś z tej okazji zrobić. Myślałyśmy nad filmikiem, w którym będziemy odpowiadać na wasze pytania. Co wy na to? :)
Dzisiaj rozegrał się mecz Skra vs Resovia. Co sądzicie o wyniku? :) Całe spotkanie było mega nerwowe, przynajmniej dla nas, walka była zacięta. Jednakże wygrali Ci lepsi :)
Pozdrawiamy cieplutko! c;

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 38


Po zwycięskim meczu z Olsztynem, samopoczucie i pewność siebie Zbyszka na boisku zdecydowanie wzrosły. Zaczął spędzać, ze mną każdą wolną chwilę. Przychodził do nas często na kolacje i zapraszał na spacery. Teraz widocznie angażuje się w związek, nie mam co do tego żadnych zastrzeżeń. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, moje wszystkie obawy o nasz związek zniknęły. Całe moje szczęście i radość ujawniały się na uczelni. Wszystkie sprawdziany zdawałam śpiewająco, aż Adam sam się dziwił. No i Magdzie przede wszystkim kopara opadła gdy zobaczyła moją piąteczkę, ona niestety musiała się niestety pocieszyć wymuszoną trójeczką. Profesorek też dał mi spokój, przynajmniej na ten czas. Nie daje głupich odzywek i nie uśmiecha się chamsko, co mnie kiedyś bardzo irytowało. Magda tez się uspokoiła, ale martwię się, że to może być tylko cisza przed burzą. Nigdy nic nie wiadomo. Ale ja nadal nie powiedziałam Zbyszkowi o jej incydentach. Ostatnimi czasy bardzo o tym zapominam, a wiem, że nie powinnam, bo szczerość w związku to podstawa. A Zbyszek zasługuje na to aby wiedzieć co się dzieje.  Na razie jest spokój, z tego się cieszmy. Musze powiedzieć, że związek Kaśki i Alka naprawdę kwitnieje, mój brat naprawdę o nią dba. Kaśka jest dla niego najważniejsza i skoczyłby za nią w ogień tak samo jak Zbyszek, angażuje się w związek, i pomyśleć że trzy miesiące temu zerwaliby o to. Na szczęście Alek dzięki mnie umówił się z Kaśką i wszystko wyjaśnił. Ona też jest cierpliwa i wyrozumiała, czeka na niego po każdym meczu, kibicuje, jest z nim zawsze, wspiera go. Aż miło się patrzy na taki związek, bo jak tak widzę, to mało takich jest, a szkoda. Z Iwanem, ani Olgą nie miałam najmniejszego kontaktu od jakichś dwóch tygodni. Zaczęli z pewnością studia, to to na pewno, ale co więcej nie wiem. Ona zawsze  była dostępna na facebook’u, Skyp’ie..a teraz nic. Cisza. Mam nadzieję, że odezwie się w najbliższym czasie. A on, w sumie to nawet nie wiem po co miałby się odzywać. Z moich rozmyślań wyrwał mnie jednak Alek.

-Siostra, mama dzwoni! – krzyknął na całe mieszkania. No tak, z nią też nie miałam od dłuższego czasu kontaktu. Stęskniłam się bardzo, to to na pewno. Przed wyjazdem do Polski widywałam się z nią codziennie, a teraz nie. Trudno mi jest czasami, ale nawet nie czuję, kiedy ten czas upływa. Nauka, dom, Zbyszek, nauka, znajomi, i tak w kółko. Pozostały nam tylko telefony, ale zawsze coś. Szybko podbiegłam do telefonu mało co nie zabijając się o własne nogi.

-Czeeeeść mamuś – rzuciłam radośnie, odbierając słuchawkę od brata.

-No cześć córeczko, co tam słychać? – zapytała tym swoim ciepłym, spokojnym głosem.

-A nic ciekawego, skończyłam na dziś naukę i zaraz zbieram się na mecz z Alkiem, grają dziś z Jastrzębskim Węglem – powiedziałam uśmiechnięta, mrugając okiem do brata stojącego obok.

-Na pewno wygrają, powiedz im, że trzymam za nich kciuki – odparła.

-Bez Twoich kciuków też wygrają – wyszczerzyłam się do słuchawki jak głupi do sera -A ty jak tam żyjesz? – zapytałam szybko.

-Jakoś. Ale bez Ciebie w domu jest tak cicho. Gdy jeszcze byłaś w Białorusi, zawsze było coś do roboty, do pośmiania, pogadania, a teraz tak pusto jest troszeczkę. Sąsiadki mnie odwiedzają, twoje ciotki, wujkowie, ale to nie to samo..

-Mamo, zrozum to. Mi też Ciebie brakuje, ale muszę się kształcić i wreszcie dorosnąć. Polska to wspaniały kraj i mam osoby, które kocham i ułatwiają mi pobyt tutaj – uśmiechnęłam się lekko do brata.

-Wiem. A no właśnie! Co tam u was? No wiesz, u Ciebie i Zbyszka? – zapytała na jednym tchu. Uśmiechnęłam się do słuchawki.

-Dobrze, nawet bardzo dobrze. Fajnie się rozumiemy, nie sprzeczamy, jest nam świetnie ze sobą – powiedziałam szybko patrząc na Alka, oparł się o ścianę i uśmiechnął gdy to mówiłam.

-Cieszę się kochanie, że znalazłaś sobie taką osobę, nawet nie wiesz jak bardzo. Pozdrów go tam ode mnie. No i mam nadzieję, że się spotkamy przy najbliższej okazji – powiedziała radośnie. Rzeczywiście, widzieli się tylko raz, i to nie za bardzo w dobrych warunkach. W szpitalu u Iwana, i to krótko. Rozmawiali ze sobą nie całe  kilka minut.

-Też tak myślę, wiesz co mamuś, daję Ci Alka, bo bardzo się niecierpliwi – powiedziałam spoglądając na brata.

-Dobrze córeczko, tylko bądź grzeczna.

-Przecież jestem. Na razie mamuś – odparłam i podałam bratu słuchawkę. Ja natomiast poszłam do łazienki aby przebrać się na mecz, który miał się rozpocząć za niecałe 2 godziny. Gdy wyszłam z pomieszczenia, już ubrana i wymalowana, Alek nadal rozmawiał z mamą przez telefon. Synalek mamusi. No teraz żartuję, ale tak naprawdę, to się mu nie dziwię. Dłużej jej nie widział, ani z nią nie rozmawiał, ode mnie. Gdy zobaczył moją osobę pożegnał się z mamą i od razu poszedł do garderoby. Nie minęło kilka sekund a ten był już z powrotem.

-Trzymaj, Zbyszek kazał Ci to przekazać – powiedział uśmiechnięty, podając mi średnio-dużą, czarną torebkę. Zmarszczyłam brwi, nie wiedziałam co to jest. Nerwowo ją otworzyłam. Gdy zobaczyłam jej zawartość, uśmiechnęłam się od ucha do ucha.

-Ten czub jest pamiętliwy – powiedziałam po cichu wyciągając z torebki koszulkę klubową Asseco Resovii z numerem 9 i nazwiskiem Bartman. No tak, kiedyś miałam się zjawić w takiej na którymś z meczów Resovii. Obiecałam mu to. Wyszczerzona poleciałam szybko do pokoju i przebrałam obecną bluzę na koszulkę Bartmana. Cieszyłam się jak dziecko. Wyjechaliśmy za jakieś pół godziny i byliśmy dużo przed czasem. Alek poszedł do szatni się przebrać a ja poszłam na korytarz i czekałam na Resoviaków by się z nimi przywitać.  Po kilku minutowej przechadzce po korytarzu poczułam, że ktoś łapie mnie za biodra i przerzuca na swoje ramię. Nie musiałam widzieć, wiedziałam, że to był Zibi. Z daleka poznam te perfumy. No i jego uścisk, taki ciepły, jedyny w swoim rodzaju.

-I jest mój numer dziewiąty! – powiedział uśmiechnięty dając mi całusa w policzek.

-A myślałam, że jestem dla Ciebie numerem jeden, no! – powiedziałam „obrażona”. Założyłam ręce na klatkę piersiową i wpatrywałam się w jego oczy.

-Chodziło mi o koszulkę głuptasie – powiedział podchodząc do mnie i przytulając do siebie.

-Powiedzmy, że ci wierzę – dałam mu kuksańca w bok i mocno pocałowałam go w usta – Zmywam się na trybuny, Jastrzębianie już się rozgrzewają, wy też chyba powinniście – powiedziałam szybko po czym mrugnęłam okiem do atakującego.

-Już, już królewno – uśmiechnął się szeroko. Ja tylko odwróciłam się na pięcie i poszłam na trybuny po czym zajęłam swoje miejsce. Zdjęłam ramoneskę i zaczęłam przypatrywać się zawodnikom na boisku. Byłam naprawdę ciekawa dzisiejszego wyniku. Obie drużyny są świetne, zgrane no i pokazują potencjał. Ciekawe co pokaże dzisiejszy mecz.
O godzinie 17 zaczęło się spotkanie. Poziom był naprawdę wyrównany, szli łeb w łeb, jednakże końcówka seta należała zdecydowanie do Asseco Resovii. W drugiej partii gospodarze również w ostatniej chwili przechylili losy rywalizacji na swoją stronę. W trzeciej partii Resovia miała już kilka punktów przewagi, ale doszło do emocjonującej końcówki. Nie obyło się bez zdzierania sobie gardła- bo przecież to już tradycja na meczu. Ostatni punkt zdobył Zbyszek zaakcentował w ten sposób swoją dobrą grę. Cieszyłam się jak oszalała. Po spotkaniu, Jastrzębianie byli dosyć przygnębieni porażką, ale kto by nich miejscu nie był. Jednakże ich gra była świetna. Przegrali popełniając najprostsze błędy, które za Chiny nie powinny mieć miejsca. Ale tak już jest, wygrywają lepsi. Po kilu minutach ogłosili zawodnika meczu, nie został nim nie kto inny, jak Zibi. Należało mu się, to, co wyprawiał dziś na zagrywce i ataku było godne podziwu. Wariował dziś na boisku. Podbiegłam szybko do barierek a potem udałam się w stronę korytarza, aby jako pierwsza pogratulować chłopakom.
-Stary gratulacje, należało Ci się – usłyszałam wchodząc na korytarz. Zauważyłam Zbyszka rozmawiającego z zawodnikiem Jastrzębskiego Węgla, nie znam mężczyzn, którzy grają w tym klubie. Więc nie kojarzyłam tego chłopaka. Chciałam po cichu wyjść z pomieszczenia aby im nie przeszkadzać, ale moje graślastwo wygrało. Wychodząc zahaczyłam ręką o klamkę, przy czym uderzyłam się o drzwi. Może nie zrobiłam zbyt dużego hałasu, ale było na tyle głośno, że obie pary oczu były skierowane na mnie.

-Ola! – krzyknął Bartman i do mnie podbiegł – Nic Ci nie jest? – zapytał czule całując mnie w policzek.

-Od siniaka się nie umiera, będę żyć, głupku. Gratulacje ! – powiedział radośnie i rzuciłam mu się na szyję – Świetny mecz. Pokazaliście na co was stać – odparłam uśmiechnięta, czochrając jego włosy. Kątem oka zauważyłam że mężczyzna, z którym rozmawiał Bartman, cały czas się na nas patrzy i uśmiecha.
-Przeciwnika mieliśmy twardego, ale daliśmy radę – odwrócił się i mrugnął do chłopaka – No właśnie! – krzyknął jakby go coś olśniło i wziął mnie za rękę.

-Ola, to jest Michał Kubiak, mój przyjaciel. Michał poznaj moją dziewczynę, Olę – przedstawił nas sobie. Był naprawdę przystojnym i miłym z wyglądu facetem. Ten mecz musiał być dla Zbyszka i niego naprawdę emocjonujący, są przyjaciółmi a znajdują się w przeciwnych drużynach. Nono, ale taka jest filozofia. Ktoś musi wygrać. Dzisiaj tym kimś była Resovia.

-Miło mi Cię poznać. Zbyszek mi dużo o Tobie opowiadał – uśmiechnął się wesoło i podał mi rękę.

-Mi też miło Cię poznać. Tak? Oooo, to ciekawie. Mi niestety o Tobie nic nie wspominał..- westchnęłam lekko.

-Dzięki stary, tak mnie lubisz- powiedział Michał dając Bartmanowi kuksańca.

-Nie było okazji no- powiedział przeczesując ręką włosy, był lekko speszony.

-To może kiedyś się jeszcze spotkamy i poznamy lepiej? – zapytałam ochoczo, patrząc na obu mężczyzn.

-Jestem za! Ale w najbliższym czasie odpadam, nie dam rady się wyrwać- powiedział uśmiechając się lekko.

-Praca? – zapytałam, pokiwał tylko twierdząco głową – To się ugadamy jeszcze – powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się szeroko.

-Pewka.

-Będę się już zbierać.. chłopaki na mnie czekają – powiedział do nas Michał.

-Dobra, trzymaj się tam stary – odparł Bartman.

-Świetny mecz, gratuluję! – powiedziałam za Michałem. Ten tylko się uśmiechnął i pomachał nam na pożegnanie. Po jego wyjściu odwróciłam się do Zbyszka i mocno go przytuliłam.

-Cieszę się, że go poznałaś, jakby nie patrzeć. To jedna z najważniejszych osób w moim życiu – powiedział czule gdy wtulałam się w jego tors.
________________________________
Tamtadamtamtam! :D Wróciłyśmy :D
Dziękujemy wam za wszystkie komentarze, dają nam niesamowitego kopa i motywację do dalszego pisania! No i przede wszystkim, w tym tygodniu wybiło nam 20000 wyświetleń ;O Przeżyłyśmy ogromny szok :D Jesteśmy szczęśliwe, jak jeszcze nigdy dotąd :D W życiu się tego nie spodziewałyśmy :D Jeszcze raz dziękujemy i pozdrawiamy bardzo serdecznie!  :D 

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 37


 Gdy byłam na korytarzu od razu skierowałam się w stronę uchylonych drzwi prowadzących na halę. Leciutko je uchyliłam i weszłam do pomieszczenia. Było puste gdyż kibice będę wchodzić na halę za dobrą godzinę. Dokładnie się po niej rozejrzałam i wyszłam na boisko, niby jestem tu na treningach i widziałam go tyle razy, ale to nie to samo. Na treningach było tu zawsze głośno, piski butów, dźwięk odbijanej piłki i krzyki chłopaków. Teraz było tu tak cicho i pusto. Wspaniałe miejsce do posiedzenia w ciszy i pomyślenia nad życiem. Tak tez zrobiłam, obeszłam całe boisko w poprzek i usiadłam na parkiecie opierając się o bandy. Zmrużyłam oczy i pozwoliłam aby moje myśli mną zawładnęły. Posiedziałam tak kilka minut, i muszę przyznać, że dobrze mi to zrobiło. Pomyślałam nad wszystkim i nad niczym, przypominając sobie wspomnienia te z Polski i z Białorusi, no i oczywiście Lotmana „ekshibicjonistę”. Nie chciałam się ruszać, chciałam siedzieć tak cały czas. Mój spokój nie trwał za długo, niestety. Poczułam jak ktoś nagle, ale za to jak delikatnie musnął moje wargi. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam uśmiechniętego Zbyszka.

-Nie uśnij mi tu – powiedział siadając koło mnie.

-Aaa wiesz, że bym chciała? – uśmiechnęłam się szeroko opierając się o jego silne ramię.

-A wiesz, że nie możesz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

-A czemuż to? – zmrużyłam oczy.

-Bo zacznę cię łaskotać, a to natychmiastowo Cię pobudzi – wyszczerzył się dumnie.

-Spadaj..- przymrużyłam lekko oczy i położyłam głowę na jego kolanach.

-Nie za wygodnie? – zapytał z ironią.

-Bywało lepiej, ale nie narzekam.. bo wiesz takie twarde są trochę.. – uśmiechnęłam się szeroko.

-Jak to z kolanami bywa.. – głośno westchnął i zaczął nie łaskotać, dźgać, i wszystko co najgorsze. Jednym słowem – wszystko, co sprawiało, że miałam ochotę wybuchnąć ze śmiechu. Nie pozostałam mu dłużna, też położyłam się na nim i zaczęłam się z nim drażnić.

-A tak w ogóle to za co to? – zapytałam w końcu przez śmiech.

-Za to spanie na hali – posłał mi uśmiech numer 3. i nie zaprzestawał torturowania mnie sowimi dużymi łapskami.

-Skooończ już! – wydarłam się na niego po tym jak nie mogłam złapać oddechu od tego śmiania się.

-Za buziaka – wyszczerzył się i zrobił usta w tak zwanego „dziubka”. Szybko musnęłam jego usta i położyłam się na jego nogach. Twarde ale miło się na nich leżało. Tak w ciszy spędziliśmy kilka minut. Nie była w cale krępująca, mogłabym tak leżeć dobre kilka godzin. Z nim każda chwila, czy ta w ciszy, czy hałasie, zawsze jest wspaniale spędzona. W końcu Zbyszek zaczął bawić się moimi włosami, co było bardzo miłe. Nawijał je sobie na palce i przeczesywał, uśmiechając się przy tym słodko.

-Wreszcie spędzamy ze sobą trochę czasu…- powiedziałam w końcu.

-Przepraszam Cię..- powiedział czule głaskając mnie po włosach. Zmrużyłam tylko oczy i uważnie mu się przyjrzałam.- Przemyślałem wszystko i rzeczywiście, nawaliłem. Powinienem bardziej angażować się w ten związek. Mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej..- powiedział po cichu nachylając się nade mną. Uśmiechnęłam się szeroko i chwyciłam jego twarz w dłonie aby móc złożyć na jego ustach długi pocałunek. Nareszcie to zrozumiał, jak się czuję. Mimo iż nie dawałam mu tego zbytnio do zrozumienia, to chyba coś w nim pękło i domyślił się co zrobił źle. Tysiące pocałunków złożonych przez niego na moich ustach, nie dały mi tego, co słowa, które właśnie wypowiedział.

-No bo będzie lepiej – dokończyłam po czym promiennie się uśmiechnęłam i usiadłam po turecku.

-To co? Zbieramy się? – zapytał wstając i podając mi rękę.

-Nieee, dobrze mi się tu siedzi. Zostanę tu, jak chcesz to idź – mrugnęłam okiem i skuliłam nogi.

-A to jak ty zostajesz, to ja też – powiedział siadając na parkiecie. Tym razem role się odwróciły, teraz to on leżał na moich nogach -  W sumie to nie chce mi się wracać do tych śmierdziuchów – dokończył kiwając głową w stronę drzwi kierujących do szatni.

-Nie stęskniłeś się za nimi? – uśmiechnęłam się przeczesując jego włosy.

-W żadnym wypadku – wyszczerzył się i przymknął oczy.

-A to szkoda… - westchnęłam.

-Czemu? – zapytał zdezorientowany.

-Bo oni się chyba za Tobą stęsknili – powiedziałam wskazując palcem na grupkę siatkarzy wchodzących na parkiet.

-Nieeee..- westchnął cicho i schował twarz w dłoniach.

-Zibi jako ściera do potu, juhu! – niczym strzała znalazł się koło nas Igła, który po chwili wziął nogę Zbyszka i zaczął go ciągać po całym boisku.

-Jako ściera do potu, tak? – powiedział wkurzony Bartman wstając z parkietu – To chodź się Krzysiu przytulić, bo coś nieumyty jesteś – wyszczerzył się i z otwartymi rękoma podszedł do naszego libero.

-No przecież zmieniałem koszulkę – Igła powąchał swoje ubranie.

-A czy ja tu mówię o koszulce? – Bartman parsknął śmiechem i udał się w moim kierunku.
-Coś Ci się chyba wydaje Zbyniu, normalnie pachnę jak polana z rana – powiedział triumfalnie Krzysiu przeczesując swoje włosy.

-Po której przebiegł stado cepów – wydumał się siadający koło mnie Piter.

-No chyba Ty.

-Jakoś nie mam ochoty po Tobie biegać, i tak cepy za mnie to zrobiły, zostawiając po sobie jakże nieświeży zapach .
Po kilkunastu minutach przekomarzania się i patrzenia w ganiających się chłopaków, do hali  wszedł trener.

-Kibice będą się schodzić za jakieś 10 minut. Rozgrzewajcie się – powiedział szybko i ruszył w kierunku wyjścia. Ja szybko wstałam z pakietu i pognałam do szatni chłopaków aby wziąć z niej torebkę, którą wcześniej tam zostawiłam. Zastałam tam Kose i Lotmana, który nadal był przepasany ręcznikiem.

-To ty się jeszcze nie przebrałeś? – zapytałam zdziwiona.

-Lubi mieć wentylację – wyszczerzył się Kosa i wyszedł z szatni. Pokiwałam tylko głową po czym się roześmiałam i ruszyłam za środkowym. Po przyjściu na halę wyjęłam aparat z torby i zawołałam wszystkich. Lada moment się koło mnie zjawili.

-No co tam? – zapytał uśmiechnięty Alek.

-Się jeszcze pytasz? Jak każda kibicka chyba chce mieć z zawodnikami zdjęcie, nie? – zapytałam wyszczerzona unosząc do góry aparat.
-Spoko, spoko! – krzyknął Igła i od razu wszystkich ustawiał. Aparat podałam Panu ochroniarzowi, który akurat tamtędy przechodził, aby zrobił nam zdjęcie. Po niecałych dwóch minutach odebrałam od niego lustrzankę i przeglądałam zdjęcia. Wyszły świetnie, przy najbliższej okazji je wywołam i oprawię w ramkę. Po chwili zauważyłam, że kibice wchodzą już na halę. Szybko podbiegłam do chłopaków i dałam im kopa w tyłek, tak na szczęście, później postanowiłam zająć swoje miejsce.  Po dotarciu na nie, wygodnie się rozsiadłam i czekałam na mecz. Hala wypełniła się w diametralnym tempie. Olsztynianie byli już na boisku. Po rozgrzewce, przedstawieniu sędziów, zawodników, trenerów, zaczął się mecz. Początki były bardzo nerwowe, Olsztynianie grali na równym poziomie. Ich gra była naprawdę dobrze przemyślana, obserwowali każdy nasz ruch. Jednakże Rzeszowiacy się nie poddawali i wygrali ten mecz 3:0. Pomimo kilku pomyłek, zepsutych zagrywek, zagrali naprawdę świetnie. Nie można im odmówić ducha walki. A kibicom tego, że tak zacięcie im kibicowali, przezywali każdy punkt. Większość z nich zdarła sobie gardła, ja byłam jedną z tych osób. Ale było warto. Przy okazji zrobiłam kilka zdjęć chłopakom, wyszli świetnie. Kiedyś pokażę im te zdjęcia. Fotografem może i nie jestem, ale te zdjęcia wyszły bosko. Po meczu i zejściu zawodników z hali, odczekałam chwilę aż pomieszczenie opustoszeje. Chciałam spokojnie, bez żadnych przepychanek przejść do korytarza.

-Brawo, brawo! – weszłam do szatni chłopaków klaskając w dłonie.

-Dziękujemy! – odpowiedzieli chórem, no prawie chórem.

-Ale kibicowałaś pełną parą widzę – podszedł do mnie wyszczerzony Bartman – Zachrypnięta jesteś, musiałaś nieźle nam dopingować – powiedział czule całując mnie w usta.

-Gratulacje bracie, jeszcze raz – pocałowałam brata w policzek i ruszyłam w kierunku drzwi.

-Ja też chce buziaka. Taka nagroda by mnie ucieszyła.. – chlipnął Piter zdejmujący buty.

-Nagroda będzie inna, następnym razem przyniosę wam Murzynka –wyszczerzyłam się i odwróciłam na pięcie.

-Czekaj na mnie pod budynkiem, okej? Pojedziemy razem do domu – uśmiechnął się i ruszył do łazienki.

-To do zobaczenia, mam nadzieję, że nie na długo się rozstajemy – powiedziałam do Zbyszka ujmując jego twarz w ręce.

-Ja też mam taką nadzieję, trzymaj się tam i uważaj na siebie! – pocałował mnie w usta a ja mocno go przytuliłam.
-Jeszcze raz gratuluję, pa Bartman – odparłam cicho nie spuszczając go ze wzroku – Na razie chłopaki! Daliście czadu! – krzyknęłam na całą szatnie i wyszłam z pomieszczenia. Po kilkunastu minutach czekania na brata, zjawił się przed Podpromiem i razem szczęśliwi odjechaliśmy do domu.
__________________
Ogłoszenia parafialne! ;D
Mamy niezbyt miłą wiadomość o.o" Z racji tego, że cały tydzień mamy przepełniony sprawdzianami i kartkówkami, następny rozdział pojawi się dopiero w sobotę ;C Baaaardzo was przepraszamy, ale nie wyrobimy się, po prostu ;* Jeszcze raz przepraszamy ;*