sobota, 2 marca 2013

Rozdział 46


Po podróży autobusem, udałam się w stronę mojego bloku. Szybko się tam znalazłam, wchodząc na klatkę zauważyłam pana Nowickiego., który przynosił ze strychu ozdoby choinkowe.

-Dzień dobry Panie Jarku. Jak zdrówko?- zapytałam radośnie mężczyznę.

-Na razie dobrze, nie narzekam – odwzajemnił mój uśmiech i poprawił okulary - Ale po świętach, wątpię żeby było tak dobrze - posłał mi jeszcze szerszy uśmiech.

-A to dlaczego? - zmarszczyłam brwi.

-A panienko.. wnuczęta do mnie przyjeżdżają. Długo się z nimi nie widziałem, pewnie będą się chciały ze mną bawić, a wiesz, u mnie kręgosłup nie jest już tak giętki jak kiedyś - odparł i schylił się aby położyć karton z ozdobami na podłodze.

-Zabawa z dziadkiem to podstawa. Proszę je ode mnie i Alka pozdrowić, żonę również - spojrzałam z uwaga na Pana Nowickiego i posłałam mu nieśmiały uśmiech.

-Dobrze, dobrze- przytaknął - A wy zostajecie ,tutaj, w Polsce? -zapytał, kiedy to ja miałam już wchodzić do swojego mieszkania.

-Nie, nie zostajemy, przyjedziemy po świętach. Chcemy je spędzić z rodziną - uśmiechnęłam się i popatrzyłam w okno przypominając sobie roześmianą twarz mojej mamy - Ale pana ozdoby przypomniały mi o jednej ważnej rzeczy - odparłam pokazując na karton pana Jarka.

-Jakiej, dziecko? - zapytał uważnie mi się przyglądając.

-Nie mamy choinki - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy - Ale coś się wykombinuje - odparłam i włożyłam kluczyki do drzwi.

-Święta bez choinki to nie święta - skwitował i podniósł karton z podłogi - Mam nadzieje ,że się jeszcze zobaczymy przed waszym wyjazdem.

-To to na pewno - posłałam mu szczery uśmiech - Do zobaczenia Panie Jarku. Gdyby potrzebował pan pomocy, my z Alkiem jesteśmy otwarci na wszystko - skwitowałam i otwarłam drzwi.

-Nie skorzystam,. ale dobrze wiedzieć - poprawił karton, który miał w rękach i obrócił się w stronę swoich drzwi -Do zobaczenia – odpowiedział.
Weszłam uśmiechnięta do mieszkania. Cieszyłam się, że mam dobry kontakt z sąsiadami, nawet bardzo. Chociaż znam niewielu, jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Ściągnęłam kurtkę, buty i od razu udałam się do pokoju po dresy. Przebrałam się szybko w wygodne ciuchy, zmyłam makijaż i uczesałam niedbale. Czyli jak zwykle w domu.  Włączyłam radio, akurat leciała piosenka Last Christmas, od razu zaczęłam ja nucić. Kochałam ją, przypominała mi o moim dzieciństwie oraz wycieczkach samochodowych z ojcem, kiedy jeździliśmy w odwiedziny do rodziny, przemierzając setki kilometrów wzdłuż Białorusi. Tak kochałam te momenty, teraz pozostały mi tylko wspomnienia, nic więcej. Na samą myśl o ojcu, łezka zakręciła mi się w oku. To będą kolejne święta bez niego. Pogodziłam się z tym już dawno, bo przecież to już nie pierwszy raz. Ale brak ojca, boli i to bardzo. To była najgorsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Byłam do niego bardzo przywiązana. Córeczka tatusia. To fakt. Po jego śmierci strasznie się zmieniłam, zaczęłam bardziej uważać na słowa, zwracałam uwagę na charakter ludzki, nie tylko na wygląd, jak się zachowują. I przede wszystkim zaczęłam uważać na siebie, swoje życie, bo zdałam sobie sprawę, że możemy je stracić w najmniej oczekiwanym momencie.. Kolejna łza spłynęła po moim policzku, jednakże szybko je otarłam.

-Nie płacz, głupia, nie płacz- powiedziałam sama do siebie, po czym cichutko się roześmiałam.
Śpiewając piosenkę udałam się do kanapy, bo tam właśnie leżała moja torba z zakupami. Z impetem rzuciłam się na kanapę i z mega dużym bananem na twarzy otworzyłam ją. Kochałam oglądać rzeczy, które kupiłam, zwłaszcza kiedy są to prezenty. Na samym wierzchu leżała torebkę od jubilera. Naszyjnik dla Alka - jeszcze raz go obejrzałam. Teraz wydawał mi się być jeszcze piękniejszy, a kolczyki Olgi - co tu można mówić, były rewelacyjne, świetnie odbijały światło. Przyciągały uwagę, były mega eleganckie, szykowne, ale tez bez przesady. Będzie wyglądać w nich świetnie. Na samym dnie zauważyłam torebkę ze zdjęciami i albumami. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy banan. Wreszcie mogłam zobaczyć nasze zdjęcia, tak na żywo. Potrzymać je w rękach. A wkładanie ich do albumu to było to, co od dziecka kochałam. Świetnie się bawiłam układając ja chronologicznie, okazjami, ludźmi. Wspominałam wtedy wspaniałe chwile. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech gdy pomyślałam o tym, że zaraz je zobaczę. Zniecierpliwiona rozerwałam papierową torebkę ze zdjęciami. Było ich bardzo dużo. Bardzo, bardzo dużo. Na samej górze było zdjęcie moje z chłopakami z Resovi, dalej kolejno slit focie moje i Alka, Zbyszka, Kaśki, znowu chłopaków. Gdzieś nawet przesunęło się zdjęcie Adama, gdyż zrobiliśmy sobie jedno.

-Cholera, mogłam wywołać je dwa razy, dałabym mu jedno - powiedziałam sama do siebie z grymasem na twarz. Jednakże przeglądałam dalej. Teraz przyślą kolej na moje ulubione zajęcie. Prezenty od jubilera odłożyłam do mojej szafki nocnej i spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze sporo czasu do przyjścia Alka. Rozpieczętowałam albumy a zdjęcia poukładałam na sofie. Sama też usiadłam na niej po turecku. Zaczęłam segregować zdjęcia. Podzieliłam je na dwie kupki - moje i Zbyszka, oraz moje, chłopaków i innych przyjaciół. Na pierwszy rzut poszły zdjęcia moje i Zbyszka, zaczęłam układać je chronologicznie, ale złamałam to zasadę pod jednym względem. Na pierwszej stronie umieściłam nasze zdjęcie, zrobione w Skate Parku, słynny całus. Na samą myśl, wyszczerzyłam się jak głupi do sera. Byłam szczęśliwa, a gdy wkładałam te wszystkie zdjęcia, miałam łzy w oczach, nie smutku, szczęścia. Dziwna jestem, wiem, ale wrażliwość odziedziczyłam akurat po mojej mamie. Później zaczęłam układać zdjęcia moje, przyjaciół, drużyny , także chronologicznie. Wyszczerzona i zarazem szczęśliwa z wykonanej pracy zaczęłam oglądać jeszcze raz, albumy. Były perfekcyjne, nie zachwalając się oczywiście. Ten mój położyłam na ławie w salonie, a ten Zbyszka, zaniosłam do mojego pokoju i włożyłam do szafy, tak samo jak prezenty dla Alka i Olgi. Podgłosiłam radio i położyłam się na sofie, przymknęłam oczy i myślałam, tak naprawdę to o niczym. Nie dane mi było poleżeć bo usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Szybko się zerwałam i zobaczyłam Alka.

-Jak tam na treningu? – zapytałam przytulając go na powitanie.

-A nawet dobrze, nieźle mi dzisiaj szło, ale mogło być lepiej – powiedział z przymusowym uśmiechem, odwieszając kurtkę na wieszak. Udałam się do salonu i znowu poległam na sofie.

-A ty co tam robiłaś? – zapytał przysiadając się do mnie.

-Byłam na mieście i wywołałam zdjęcia – pokazałam palcem na album leżący na lawie. Wziął go do ręki i uważnie mu się przyjrzał.

-Obejrzymy zdjęcia razem? – spojrzał na mnie i przybliżył się do mnie.

-Pewka – uśmiechnęłam się i usiadłam po turecku.
Oglądaliśmy zdjęcia śmiejąc się cały czas, te z treningu, z pamiętnej domówki,  no i musiało się tez trafić zdjęcie Adama. Alek, gdy je zobaczył najpierw spojrzał na mnie, potem na zdjęcie, a potem znowu na mnie.

-A kto to jest? – zapytał po chwili.

-Kolega ze studiów, Adam ma na imię. Bardzo fajny kumpel  - powiedziałam po czym uśmiechnęłam się do niego i odwróciłam stronę.

-Nigdy mi o nim nie mówiłaś – uważnie mi się przyjrzał, uniósł przy tym swoje kąciki ust. Wyglądał naprawdę słodko, jak nie on. No bo właśnie, on nigdy nie wygląda słodko.

-A po co miałam mówić? – zapytałam krótko, mierząc go wzrokiem.

-No nie wiem, a przedstawisz mi go kiedyś? – odpowiedział pytaniem na pytaniem

-No myślę, że to on by chciał cię poznać – uśmiechnęłam się szeroko i podparłam ręce o brodę. Alek tylko zmarszczył brwi i przyglądał mi się z jeszcze większą uwagą.

-Jest waszym kibicem debilu, i wiernym fanem – mój brat od razu się ożywił – No i obiecałam mu, że pójdę z nim na jeden z waszych meczy, czyli będziesz miał go okazje poznać – posłałam mu uśmiech numer 3. I odłożyłam album na komodę.

-Miło jest słyszeć takie słowa – na jego twarzy pojawił si uśmiech a w oczach pojawiły się iskierki.

-Alek? – odparłam, widząc, ze idzie do kuchni po sok.

-Hm?

-Mam pytanie…

-Dawaj – upił łyk z kartonu.

-Masz choinkę na strychu? – zapytałam nieśmiało, wypatrywałam jego reakcji. Nieco się zdziwił, ale potem ożywił.

-Mam, ale stoi zakurzona. Chcesz ja ubrać? – zapytał podchodząc do mnie.

-Tak, bardzo chcę – odparłam krótko.

-To poczekaj, ja zaraz wrócę – ubrał kurtkę i wyszedł z mieszkania. Ja w tym czasie poprzesuwałam fotele, aby choinka zmieściła się w salonie. Alek był lada moment z powrotem. Gdy zobaczyłam sztuczne drzewko, uśmiech automatycznie pojawił się na mojej twarzy, cieszyłam się jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę.

-Trzymaj ją, ja jeszcze polecę po ozdoby – mrugnął okiem i ruszył w kierunku wyjścia.

-Bracie, jesteś najlepszy – skwitowałam wpatrując się w drzewko. Przeniosłam je w wyznaczone miejsce i uformowałam gałązki. Gdy Alek przyszedł z ozdobami, zaczęliśmy ubierać drzewko i śpiewać przy tym kolędy. Za oknem było już ciemno, co powodowało, że poczułam ten świąteczny nastrój. A to, że byłam w tym roku z Alkiem, cieszyło moje serce chyba najbardziej. Tak dawno, nie ubierałam z nim choinki, tak dawno nie spędzałam z nim świąt. Po kilkunastu minutach choinka była gotowa. Złoto-czerwone bombki nadawały jej charakteru. Stała w oknie więc każdy przechodzień, mógł zobaczyć jej światło w nocy. Nawet się nie zorientowaliśmy a dochodziła już 18. Umyliśmy ręce i wkroczyliśmy do naszego królestwa, kuchni. Zrobiliśmy kolacje i runęliśmy przed telewizorem, raz spoglądając na ekran, raz na naszą piękną choinkę, stojącą obok.
_____________________
Dzisiaj tak troszkę wcześniej c; Mamy nadzieję, że rozdział się podoba :)
Pozdrawiamy ! ;*

3 komentarze:

  1. Oczywiście, że się podoba! :):)
    Trochę mało czasu spędza z Zbyszkiem, nie rozmawiaja ze soba przez telefon, nie wysyłają sms :-D
    I like it! :*:*
    Marta♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny!
    Jest już nowy zapraszam!!! ;D

    http://4volleyball4.blogspot.com/2013/03/rozdzia-ix.html
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń